Strony

Strony

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Cukier Lukier

W związku z tym, że w poniedziałek kończę wcześniej lekcje, poszedłem dzisiaj z mamą na lodowisko. Lecz nie to było najlepsze w tym dniu. Najlepsze było to:
 Wizyta w manufakturze cukierkowej "Cukier Lukier" na ul. Plażowej w Lublinie.
Można tu kupić własnoręcznie robione lizaki i cukierki. Oczywiście jest także możliwość zrobienia własnych i dzisiaj właśnie byliśmy tam w celu zrobienia własnej góry lizaków. Zdjęć z samego procesu niestety nie ma ze względu na to, że pracowaliśmy w rękawiczkach.
Na samym początku wybieramy aromat, który ma zostać dodany (do wyboru jest min. mięta, piwo, czy truskawki, ale my wybraliśmy banana w czekoladzie) oraz barwa, w której mają być nasze słodkości. Ja wybrałem czerwony i fioletowy - moje dwa najulubieńsze kolory. Potem pani przyniosła masę i wylała na blat. Miejsce, na które wylano masę (cukier, syrop glukozowo-fruktozowy oraz woda) było przykryte takimi metalowymi belkami. Trzeba było poczekać, aż masa zastygnie, ale tylko po bokach. W rogach, masa miała dwa barwniki, które trzeba było odciąć nożyczkami,a potem osobno zrolować. Przeniesione zostały na stół gdzie wszystko jest ocieplane. Masa jest taka jakby żółtawa, ale pod wpływem kwasku cytrynowego (żeby nie było zbyt słodko), który jest regulatorem kwasowości i powietrza podczas ugniatania i nadziewania na hak staje się biała. Tak trzy pomieszane kulki stają się cukrowym potworem, który potem jest rolowany i odcinany na części. Aż się ostatnie części nie skończą, pozostaje na gorącym blacie, a my z mamą i panią formowaliśmy lizaki na zimnym blacie. Trzeba było się spieszyć, bo masa wystygała w trymiga. Tak powstałe nasze małe delicje. Ultrasłodkie, ale pyszniutkie, że aż ślinka cieknie.

piątek, 27 stycznia 2017

Niejako zdrów

Tylko kaszel mnie męczy, ale z ulgą mogę powiedzieć, że to już koniec tej udręki. Już jem normalnie i mam straszny apetyt na mięso (jak weganie i wegetarianie mogą bez niego żyć). Gdy piszę ten post, kaszlę już chyba tysięczny raz, ale lepsze to niż mój stan sprzed dwóch dni. Brrr. Piłem tylko soczek, choć ten był bardzo dobry. Miałem dzisiaj dowiedzieć się kto będzie w składzie do Krajowych Eliminacji do Eurowizji, ale już trzeci rok z rzędu Telewizja Polska zmienia plany. A potem i tak Polskę będzie reprezentował ktoś beznadziejny. Nie ma co się denerwować. Ja to przeczuwam.

czwartek, 26 stycznia 2017

Hannah Montana Forever

Ojejciu. Czuję się w miarę normalnie. Cały (prawie) dzień oglądam sobie Hannah Montana Forever
Ten powrót do dzieciństwa... Wspomnienia. Coraz więcej mogę zjeść, ale wciąż się niepewnie czuję, gdy stoję. Trochę mnie brzuch pobolewa. Nie jest jednak źle. Z Jasiem pograliśmy w szachy. Wygrałem.
Dumny jestem. Idę dalej oglądać Hannah.

środa, 25 stycznia 2017

Nie jest lepiej

Ale gorzej to także za dużo. Musiałem iść z mamą do lekarza. Chodzenie to było dla mnie piekło. Lekarz przepisał mi cztery antybiotyki, ponieważ okazało się że mam infekcję bakteryjną górnych dróg oddechowych. Pięknie. By sobie umilić czas, obejrzałem dwa odcinki "Kim Kolwiek". Wróciłem do dzieciństwa. Obejrzałbym coś jeszcze. 

sobota, 21 stycznia 2017

Na łyżwach było super. Przejechałem ze sto kółek. Parę razy myślałem, że się wywalę, ale udało mi się to zrobić tylko jeden raz. Niestety bardzo boleśnie. Do tej pory mnie boli. Auć!!! Co najważniejsze, tata powiedział że super jeżdżę i jest zadowolony. To trochę motywuje. Dziewczyny naprawdę dobrze sobie radzą i widać że mają formę. Ja dopiero powoli stawiam krok za krokiem, ale kto wie? Zawsze można być w czymś mistrzem (ale na pewno nie w łyżwach)

czwartek, 19 stycznia 2017

Żarłok

Z ciocią Anetą byliśmy dzisiaj na zakupach w Lidlu. Nakupiliśmy dużo rzeczy, ale wiele było takich "typowych". Kupiliśmy parę rzeczy "bio". Śmietana, ser śmietankowy, napój ryżowy, czysty sok bez konserwantów i innych chemikaliów. Oraz ogóreczki!!! Ogóreczki najważniejsze.
Byłem sam we Frankfurcie i było super. Nagrałem vloga, więc jak wrócę to go wrzucę na YT.
Wracając do domu, poszedłem do McDonalda. Błagałem, bym nie spotkał Oli... Spotkałem. Na szczęście, jak się później okazało, nie zauważyła mnie. I dzięki Bogu.

środa, 18 stycznia 2017

Frankfurt po raz drugi.

Wczoraj byliśmy z Olą na lodowisku. Po wszystkim poszliśmy do McDonald's. Cholera. Zakochałem się w sahke'u waniliowym, ponieważ kupiłem go także dzisiaj jak z tatą odebraliśmy dziewczynki z zajęć malarskich w SMOKu (Słubickim Miejskim Ośrodku Kultury). Tata nieźle podyskutował z panią dyrektor. Co ciekawe, nie poznała mnie :P
 Dworzec we Frankfurcie.

 Tata jutro, lub pojutrze jedzie do Berlina.






 Byliśmy w Oderturmie na zakupach. Szkoda, że nie mogłem kupić tylu fajnych gadżetów w Teddy's i Nanu-Nana.
Tutaj już wracamy. Dzionek fajnie spędzony ;)

wtorek, 17 stycznia 2017

Frankfurt nad Odrą

 Przekraczamy granice!
 Wychodzimy powoli z domu, wszyscy domownicy już w szkole/pracy.
 Idziemy pod granicę. Powolutku, bez pośpiechu.
 I zachodzimy do Rosmanna w celu kupienia słodzika.
Granica państwa już blisko.
 Kot zamknięty na balkonie. Zdjęcie z rana.
 Kantor i Odra.
 Widok na niemiecką część miasta.
 Pięknie.
 Widok na Polskę.
 Niemcy.
 Boziuuuu! Ale duże miasto.
 A ma tylko niecałe 60 tysięcy mieszkańców.
 Uprzedzę pytania. Arabów i Turków jest dużo. Nie mają prawa wstępu do Polski.
 W Oderturmie, na dole. Znajduje się tu centrum handlowe. Taniej niż w Polsce.


 Pod antykwariatem kupiłem z tatą parę książek. Chciałem rozmawiać po niemiecku, ale coś nie pykło i ze sprzedawcą pogadałem po angielsku.

 Już powoli wracamy do Polski.
Zaszliśmy jeszcze do kościoła Mariackiego. Potem zaszliśmy do informacji turystycznej, gdzie przez przypadek kupiłem chorągiewkę (chciałem zapytać się tylko ile kosztuje, a wyszło inaczej niż miało być), na szczęście kosztowała tylko 2 Euro. Później odebraliśmy dziewczynki ze szkoły i wróciliśmy do szkoły.