Chciałem zrobić coś Halloweenowego. Nie kupiłem dyni, ani czaderskiego kostiumu. Postanowiłem zaimprowizować i umazałem się prawdziwą krwią z moich palców i pociąłem nożyczkami starą koszulkę, której już nie noszę. Efekt jest taki jak widać. Mnie się podoba, w końcu robione na prędce, a nie wygląda tragicznie.
Strony
▼
Strony
▼
środa, 31 października 2018
poniedziałek, 29 października 2018
Opowiadanie: Moniswatka
Monika to była swatka jakich mało. Pamiętam jak w liceum wszyscy zauroczeni po uszy uczniowie ruszali do niej po pomoc. Ona była po prostu w tym świetna. 8 lat temu, jeszcze w gimnazjum, miała przyjaciółkę - Renię. Renia była szarą myszką, nikt z nią prawie nie rozmawiał. Podobał jej się jeden chłopak, którego nawet nie znała z imienia. Siadał na drugim końcu korytarza, obok biblioteki (nie wiadomo czemu do niej nie wchodził) i czytał różne książki. Oczywiście Renia też uwielbiała czytać, beletrystyka to było jej drugie imię. W małym paluszku miała "Władcę Pierścieni", "Rok 1984", czy nawet całą trylogię sienkiewiczowską. Jako, że Monika była jej najlepszą przyjaciółką, poprosiła ją o radę. Ta powiedziała, żeby wzięła sprawy w swoje ręce, podeszła do niego, usiadła obok tak na luzie i także zaczęła czytać, bez słowa. Zrobiła tak jak jej kazano. Tajemniczy chłopak od razu zainteresował się nieznajomą mu dziewczyną i zapytał jej co czyta.
- "Ulissesa" Jamesa Joyce'a
- Też to czytałem, Boże, jakie to ciężkie w odbiorze
- Co nie? Przerabialiśmy to na polskim i po prostu mnie zainteresowała.
- A co czytasz na ogół...
No i tak zaczęła się konwersacja. Przegadali całą dwudziestominutową przerwę dyskutując o poezji, literaturze, podróżach, ich wspólnych pasjach. Renia dowiedziała się, że chłopak nazywa się Marcin.
Rozmowy z Marcinem na każdej przerwie to był standard. Widać było iskry w ich oczach. Po około dwóch miesiącach ktoś dostrzegł, że się całują w szatni przed wuefem.
Plotka rozniosła się po całej szkole, a oni jej nawet nie zdementowali. Potwierdzili to o czym wszyscy mówili od długich tygodni. Nagle cały rocznik zainteresował się tą dwójką niepozornych, młodych ludzi. Był to temat numer jeden, Monika była strasznie dumna.
Niedługo później do Moniki podszedł Kacper, kolega z naszej klasy. Powiedział jej otwarcie, że podoba mu się Dominik. Przez przypadek dowiedział się, że jestbiseksulany, a do tego wolny. Nie wiedział jak zagaić rozmowę, w końcu jeszcze nie wyszedł z szafy.
Pomyślelibyście, że dla Moniki był to twardy orzech do zgryzienia? Bynajmniej! Podeszła do Dominika i zapytała otwarcie co sądzi o homoseksualistach, bo słyszała, że jest spod znaku tęczy. Było to z pewnością bezczelne, ale takie rzeczy Monia miała w zwyczaju. Chłopak nie obruszył się tym zbytnio i powiedział, że to prawda. Zrobiła mu wywiad, dowiedziała się jakich chłopców lubi, jakie ma zainteresowania, co robi w wolnym czasie i w myślach się uśmiechała, bo wiedziała, że totalnie pasuje do Kacpra.
Zaproponowała mu randkę w ciemno, na co Dominik przystał bo lubił niespodzianki. Cóż za przypadek, ponieważ Kacper także.
Zaprowadziła obu chłopców w umówione miejsce. Obaj mieli na sobie chusty. Pierwszy zdjął ją Kacper, chwilę po nim Dominik.
- Kacper? Jesteś gejem?!?
- Na to wychodzi - stwierdził rumieniąc się na twarzy
Dominik zaniemówił
- No bo wiesz, ty zawsze mi się podobałeś, dziewczyny do ciebie lgnęły jak szalone i myślałem, że nie mam u ciebie szans, bo jesteś hetero...
Jedyną reakcją Kacpra był uśmiech.
Już następnego dnia trzymali się razem za ręce, co w szkole wzbudziło jeszcze większe zainteresowanie. Nagle Marcin i Renia zeszli na dalszy plan. Tym lepiej dla nich, bo mieli czas tylko dla siebie.
No i tak to jakoś szło, nagle wszyscy zaczęli porównywać Monię do jakiegoś czarodzieja, czy też i boga. Nazywano ją Moniswatką. Niespodziewanie każdy lgnął do niej i prosił nie tylko o pomoc w znalezieniu drugiej połówki, ale także o dobrą związkową radę. Monika była znana w całej szkole. Każdy kto się z nią zadawał nagle sam stawał się sławny. Naszej swatce to odpowiadało, choć sodówa jej do głowy nie uderzyła.
Rozpoczęło się liceum, niby nowy rozdział w życiu, ale Monisia za sprawą znajomych z poprzedniej szkoły również została znaną ze swych przekonujących zdolności do łączenia ludzi w pary.
W drugiej klasie spostrzegliśmy, że nasza nauczycielka polskiego jest strasznie spięta i mocniej się denerwuje niż w pierwszej klasie. Klasa zrobiła research, dowiedzieli się, że to przez rozwód, który miał miejsce na kilka tygodni przed wakacjami. Nagle wszyscy zaczęli jej poniekąd współczuć, ale też nie chcieli dać się gnoić bez przerwy. Poproszono więc Moniswatkę o to, by znalazła kogoś dla pani Kruczkowskiej.
- Pfff... co to dla mnie? Ja nie dam rady? - powiedziała pewnym tonem dziewczyna.
Nie spodziewaliśmy się, że to zrobi, a jednak. Pani od polskiego zaczęła się spotykać z jakimś facetem. Po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, że to wujek Moniki.
To by w sumie wyjaśniało dlaczego nagle z trójki w pierwszej klasie, miała piątkę w klasie maturalnej.
Przejdźmy jednak do meritum. Wiadomo, Monia to była najlepsza swatka na świecie, wszyscy ją lubili, traktowali jak najlepszą przyjaciółkę, była zapraszana na wszelakie imprezy. Gwiazda całej szkoły. Niestety, Monika sama nie miała zbyt wiele szczęścia w związkach. Próbowała znaleźć kogoś odpowiedniego dla siebie, ale nie udawało jej się. Umiała dobrać w pary każdą napotkaną osobę, ale ona sama uważała się za kogoś, kto nie potrzebuje związku, bo ona jest całą układanką i nie potrzebuje drugiej połówki. To był taki śmiech przez łzy, bo Monice naprawdę zależało by kogoś poznać. Wiele par, które zeszły się z jej inicjatywy skończyło się małżeństwami.
Marcin i Renia mają już drugie dziecko w drodze; Dominik i Kacper przenieśli się do Holandii by wziąć ślub i żyją tam po dziś dzień; Karolina i Damian - ślub za 2 tygodnie; Robert i Martyna - już dawno po weselu, tak samo zresztą jest z innymi parami, które stworzyła, a o których nie miałem czasu wam opowiadać (bo historia zajęłaby tyle samo miejsca co "Lalka" Bolesława Prusa, a nie chcę zbytnio przedłużać).
Monika Miała epizod, że spotykała się z paroma facetami, ale te związki kończyły się fatalnie.
Jeden ją zdradzał, drugi bił, natomiast trzeci był straszliwym leniem, który cały dzień mógłby przeleżeć z piwem przy telewizorze. Nie dziwię się, że dziewczyna doszczętnie oszalała. W pracy udawała, że wszystko jest w porządku, ale po jej zachowaniu można było dostrzec, że coś jest nie tak.
Wczoraj wieczorem Renia z Marcinem przyszli do niej podziękować za to, że dzięki niej są razem. Dzwonili do jej drzwi, ale nikt nie otwierał. Gdyby nie zapalone światła, pomyśleliby, że jej nie ma. Renia niepewnie chwyciła klamkę, a drzwi bezproblemowo się otworzyły. Zawołała Monikę po cichutku, ale nikt nie odpowiadał. Weszła do pierwszego pomieszczenia przy drzwiach wejściowych, tam gdzie świeciło się światło. Zastała tam makabryczny widok. Zwłoki. Monika nie żyła. Wezwano policję, która jedyne co stwierdziła to samobójstwo. Jednym z dowodów była leżąca na blacie karteczka z napisem: "Dałam wam wszystkim miłość, ale nikt sam mi jej nie dał".
- "Ulissesa" Jamesa Joyce'a
- Też to czytałem, Boże, jakie to ciężkie w odbiorze
- Co nie? Przerabialiśmy to na polskim i po prostu mnie zainteresowała.
- A co czytasz na ogół...
No i tak zaczęła się konwersacja. Przegadali całą dwudziestominutową przerwę dyskutując o poezji, literaturze, podróżach, ich wspólnych pasjach. Renia dowiedziała się, że chłopak nazywa się Marcin.
Rozmowy z Marcinem na każdej przerwie to był standard. Widać było iskry w ich oczach. Po około dwóch miesiącach ktoś dostrzegł, że się całują w szatni przed wuefem.
Plotka rozniosła się po całej szkole, a oni jej nawet nie zdementowali. Potwierdzili to o czym wszyscy mówili od długich tygodni. Nagle cały rocznik zainteresował się tą dwójką niepozornych, młodych ludzi. Był to temat numer jeden, Monika była strasznie dumna.
Niedługo później do Moniki podszedł Kacper, kolega z naszej klasy. Powiedział jej otwarcie, że podoba mu się Dominik. Przez przypadek dowiedział się, że jestbiseksulany, a do tego wolny. Nie wiedział jak zagaić rozmowę, w końcu jeszcze nie wyszedł z szafy.
Pomyślelibyście, że dla Moniki był to twardy orzech do zgryzienia? Bynajmniej! Podeszła do Dominika i zapytała otwarcie co sądzi o homoseksualistach, bo słyszała, że jest spod znaku tęczy. Było to z pewnością bezczelne, ale takie rzeczy Monia miała w zwyczaju. Chłopak nie obruszył się tym zbytnio i powiedział, że to prawda. Zrobiła mu wywiad, dowiedziała się jakich chłopców lubi, jakie ma zainteresowania, co robi w wolnym czasie i w myślach się uśmiechała, bo wiedziała, że totalnie pasuje do Kacpra.
Zaproponowała mu randkę w ciemno, na co Dominik przystał bo lubił niespodzianki. Cóż za przypadek, ponieważ Kacper także.
Zaprowadziła obu chłopców w umówione miejsce. Obaj mieli na sobie chusty. Pierwszy zdjął ją Kacper, chwilę po nim Dominik.
- Kacper? Jesteś gejem?!?
- Na to wychodzi - stwierdził rumieniąc się na twarzy
Dominik zaniemówił
- No bo wiesz, ty zawsze mi się podobałeś, dziewczyny do ciebie lgnęły jak szalone i myślałem, że nie mam u ciebie szans, bo jesteś hetero...
Jedyną reakcją Kacpra był uśmiech.
Już następnego dnia trzymali się razem za ręce, co w szkole wzbudziło jeszcze większe zainteresowanie. Nagle Marcin i Renia zeszli na dalszy plan. Tym lepiej dla nich, bo mieli czas tylko dla siebie.
No i tak to jakoś szło, nagle wszyscy zaczęli porównywać Monię do jakiegoś czarodzieja, czy też i boga. Nazywano ją Moniswatką. Niespodziewanie każdy lgnął do niej i prosił nie tylko o pomoc w znalezieniu drugiej połówki, ale także o dobrą związkową radę. Monika była znana w całej szkole. Każdy kto się z nią zadawał nagle sam stawał się sławny. Naszej swatce to odpowiadało, choć sodówa jej do głowy nie uderzyła.
Rozpoczęło się liceum, niby nowy rozdział w życiu, ale Monisia za sprawą znajomych z poprzedniej szkoły również została znaną ze swych przekonujących zdolności do łączenia ludzi w pary.
W drugiej klasie spostrzegliśmy, że nasza nauczycielka polskiego jest strasznie spięta i mocniej się denerwuje niż w pierwszej klasie. Klasa zrobiła research, dowiedzieli się, że to przez rozwód, który miał miejsce na kilka tygodni przed wakacjami. Nagle wszyscy zaczęli jej poniekąd współczuć, ale też nie chcieli dać się gnoić bez przerwy. Poproszono więc Moniswatkę o to, by znalazła kogoś dla pani Kruczkowskiej.
- Pfff... co to dla mnie? Ja nie dam rady? - powiedziała pewnym tonem dziewczyna.
Nie spodziewaliśmy się, że to zrobi, a jednak. Pani od polskiego zaczęła się spotykać z jakimś facetem. Po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, że to wujek Moniki.
To by w sumie wyjaśniało dlaczego nagle z trójki w pierwszej klasie, miała piątkę w klasie maturalnej.
Przejdźmy jednak do meritum. Wiadomo, Monia to była najlepsza swatka na świecie, wszyscy ją lubili, traktowali jak najlepszą przyjaciółkę, była zapraszana na wszelakie imprezy. Gwiazda całej szkoły. Niestety, Monika sama nie miała zbyt wiele szczęścia w związkach. Próbowała znaleźć kogoś odpowiedniego dla siebie, ale nie udawało jej się. Umiała dobrać w pary każdą napotkaną osobę, ale ona sama uważała się za kogoś, kto nie potrzebuje związku, bo ona jest całą układanką i nie potrzebuje drugiej połówki. To był taki śmiech przez łzy, bo Monice naprawdę zależało by kogoś poznać. Wiele par, które zeszły się z jej inicjatywy skończyło się małżeństwami.
Marcin i Renia mają już drugie dziecko w drodze; Dominik i Kacper przenieśli się do Holandii by wziąć ślub i żyją tam po dziś dzień; Karolina i Damian - ślub za 2 tygodnie; Robert i Martyna - już dawno po weselu, tak samo zresztą jest z innymi parami, które stworzyła, a o których nie miałem czasu wam opowiadać (bo historia zajęłaby tyle samo miejsca co "Lalka" Bolesława Prusa, a nie chcę zbytnio przedłużać).
Monika Miała epizod, że spotykała się z paroma facetami, ale te związki kończyły się fatalnie.
Jeden ją zdradzał, drugi bił, natomiast trzeci był straszliwym leniem, który cały dzień mógłby przeleżeć z piwem przy telewizorze. Nie dziwię się, że dziewczyna doszczętnie oszalała. W pracy udawała, że wszystko jest w porządku, ale po jej zachowaniu można było dostrzec, że coś jest nie tak.
Wczoraj wieczorem Renia z Marcinem przyszli do niej podziękować za to, że dzięki niej są razem. Dzwonili do jej drzwi, ale nikt nie otwierał. Gdyby nie zapalone światła, pomyśleliby, że jej nie ma. Renia niepewnie chwyciła klamkę, a drzwi bezproblemowo się otworzyły. Zawołała Monikę po cichutku, ale nikt nie odpowiadał. Weszła do pierwszego pomieszczenia przy drzwiach wejściowych, tam gdzie świeciło się światło. Zastała tam makabryczny widok. Zwłoki. Monika nie żyła. Wezwano policję, która jedyne co stwierdziła to samobójstwo. Jednym z dowodów była leżąca na blacie karteczka z napisem: "Dałam wam wszystkim miłość, ale nikt sam mi jej nie dał".
poniedziałek, 22 października 2018
Wybory samorządowe
Byłem strasznie podekscytowany tym, że będę głosował w wyborach po raz pierwszy (i to do tego na samego siebie). Wstałem około 7:30, szybko się ubrałem i poleciałem oddać głos. Zrobiłem to jako druga osoba w całym lokalu (zauważyłem po przezroczystej urnie)
Jak to skomentować? Nasza lokalna opozycja została zlikwidowana, a Prawo i Sprawiedliwość zatriumfowało ośmioma mandatami. Wspólna Sprawa ma 10, a Lepsza Łęczna 3. Smutna wiadomość dla wszystkich, którzy pragną zmian.
Burmistrzem został pan Włodarski. Prawdopodobnie wygrał już w pierwszej turze.
Osobiście nie wróżę żadnych zmian w naszej gminie przez najbliższe 5 lat. To strasznie przykre, bo miasto, koło którego leży kopalnia powinno się rozwijać dynamicznie. A tak nie jest. Prawdopodobnie na następnych wyborach nie będę tutaj głosował. Po prostu nie opłaca się tu żyć. Tak to przynajmniej wygląda z mojej perspektywy. Niemniej jednak życzę panu Włodarskiemu by rządził jak najlepiej. A nuż, widelec się mylę i nie będzie tak źle?
Przechodząc do wyborów na szczeblu krajowym.PiS przejął sejmiki w 9 województwach, ale nie sądzę, że chociaż w połowie z nich będzie miał władzę. KO z PSL to nie jest najlepsza alternatywa (zwłaszcza PSL, z którym po prostu mi nie po drodze, ale ludzi trzeba szanować bez względu na poglądy). Z pewnością też nie jest najgorsza.
Mimo że PiS wygrał, to tak naprawdę przegrał. W dużych aglomeracjach dano im popalić. Warszawa mnie mocno zaskoczyła. Na plus oczywiście.
Z wyników wyborów na prezydenta Lublina także jestem zadowolony. Cieszy mnie fakt, że pan Żuk wygrał. Inne miasta też trzymają się nieźle. Łódź zwłaszcza :)
PS
Niestety, nie dostałem się do rady miejskiej. Szkoda, naprawdę szkoda.
piątek, 19 października 2018
Jesień na Warmii i Mazurach
Nie ma to jak jesień, pojechać w spokojne miejsce i wypocząć przez te 3 dni, z dala od szkoły i natłoku obowiązków. Na zdjęciach wieś Krutyń.
Pojechaliśmy tam większością klasy, na zdjęciu nasz domek, mieliśmy w nim najmniej osób.
Wczoraj zwiedziliśmy Olsztyn. Mieliśmy 3 godziny czasu wolnego, więc spędziłem go jak najpożyteczniej jak się tylko dało. Z początku zwiedziłem Stare Miasto i poszedłem do amfiteatru.
Poczułem się jak 3 lata temu. bo pamiętam jak pisałem w 2015 o tym, że zwiedzałem Olsztyn. Trafiłem do Muzeum Warmii. Czytałem o historii Mikołaja Kopernika, a na dodatek mogłem zaczytać się w wierszach warmińskiej poetki - Marii Zientary Malewskiej, jej poezja mnie mocno uderzyła, historia jej życia także.
Tutaj widać pocztę, wysłałem babci pocztówkę, oderwałem paragon, napisałem życzenia i oddałem pani z okienka. Będzie przyjemna niespodzianka
Ja i Kopernik, mam gdzieś zdjęcie sprzed 3 lat, to zobaczę jak się zmieniłem.
Kupiłem za 4 złote w moim najukochańszym sklepie Flying Tiger Copenhagen, bo cukier mi spadł.
Byliśmy jeszcze dzisiaj na Wilczym Szańcu (zdjęć nie robiłem, tylko słuchałem pani przewodnik, która naprawdę potrafiła zainteresować. Na zdjęciach powyżej zobaczyć można Sanktuarium w Świętej Lipce, do którego wstąpiliśmy na krótki moment.
Pojechaliśmy tam większością klasy, na zdjęciu nasz domek, mieliśmy w nim najmniej osób.
Wczoraj zwiedziliśmy Olsztyn. Mieliśmy 3 godziny czasu wolnego, więc spędziłem go jak najpożyteczniej jak się tylko dało. Z początku zwiedziłem Stare Miasto i poszedłem do amfiteatru.
Poczułem się jak 3 lata temu. bo pamiętam jak pisałem w 2015 o tym, że zwiedzałem Olsztyn. Trafiłem do Muzeum Warmii. Czytałem o historii Mikołaja Kopernika, a na dodatek mogłem zaczytać się w wierszach warmińskiej poetki - Marii Zientary Malewskiej, jej poezja mnie mocno uderzyła, historia jej życia także.
Tutaj widać pocztę, wysłałem babci pocztówkę, oderwałem paragon, napisałem życzenia i oddałem pani z okienka. Będzie przyjemna niespodzianka
Ja i Kopernik, mam gdzieś zdjęcie sprzed 3 lat, to zobaczę jak się zmieniłem.
Kupiłem za 4 złote w moim najukochańszym sklepie Flying Tiger Copenhagen, bo cukier mi spadł.
Byliśmy jeszcze dzisiaj na Wilczym Szańcu (zdjęć nie robiłem, tylko słuchałem pani przewodnik, która naprawdę potrafiła zainteresować. Na zdjęciach powyżej zobaczyć można Sanktuarium w Świętej Lipce, do którego wstąpiliśmy na krótki moment.
niedziela, 14 października 2018
Śląska wycieczka
Na sam początek, panda w swoim naturalnym środowisku. Zdjęcie z wieczora przed wyjazdem.
Zdjęcia z wnętrza katowickiego centrum kultury.
Po samym dyktandzie Jasiek z tatą poszli do Muzeum Śląskiego, ja z mamą mieliśmy godzinkę wolnego czasu. Połaziłem trochę szperając po ulicach miasta. Uwielbiam tutejszy styl architektoniczny, i że wszystko jest tutaj zwarte. Wróciłem potem do muzeum i wypiłem kawę za dychę w kawiarni. Ceny standard. Czekałem potem na brata i tatę jak wrócą ze zwiedzania, a potem wybraliśmy się na zewnątrz. Na zdjęciu po prawej widzicie szyb, na który weszliśmy razem z bratem (wjechaliśmy windą z grupą niemieckich turystów).
Szyb ma 40 metrów wysokości i zbudowano go w latach 20. XX wieku. Widok z niego jest po prostu nieziemski. Zapomniałem kompletnie, że mam lęk wysokości, znowu wydawało mi się, że budowla się trzęsie i się zaraz zawali, ale to tylko lekki objaw. Przecież jak miałem 9 lat to byłem na Wieży Eiffela i jakoś się nie bałem, więc co to tam dla mnie 40 metrów :)
Do domu dojechaliśmy ok. 20:30, z Katowic wyjechaliśmy po 13. Błądziliśmy trochę w Kraśniku. Strasznie chaotycznie zabudowane miasto. Poza tym, to dwukrotnie zaliczyliśmy Autostradę A4, mijaliśmy m.in. Kraków, Tarnów, Dębicę i miasta konurbacji górnośląskiej.
PS
Pogoda nam dopisała, 20 stopni jak na październik to bardzo dużo. Ja byłem ubrany w kurteczkę, wówczas gdy niektórzy szli w krótkich spodenkach i podkoszulkach, nie żebym narzekał, ale w sumie mogłem się lżej ubrać ;)
Pojechaliśmy wczoraj do Gliwic, do wujka, ponieważ dzisiaj mieliśmy w Katowicach dyktando.
Udało mi się trafić do Dziennika Zachodniego i udzielić krótkiego wywiadu. Powiedziałem m.in. że tegoroczne dyktando z pewnością było łatwiejsze niż to sprzed dwóch lat. Ja to mam szczęście do takich rzeczy :)Zdjęcia z wnętrza katowickiego centrum kultury.
Po samym dyktandzie Jasiek z tatą poszli do Muzeum Śląskiego, ja z mamą mieliśmy godzinkę wolnego czasu. Połaziłem trochę szperając po ulicach miasta. Uwielbiam tutejszy styl architektoniczny, i że wszystko jest tutaj zwarte. Wróciłem potem do muzeum i wypiłem kawę za dychę w kawiarni. Ceny standard. Czekałem potem na brata i tatę jak wrócą ze zwiedzania, a potem wybraliśmy się na zewnątrz. Na zdjęciu po prawej widzicie szyb, na który weszliśmy razem z bratem (wjechaliśmy windą z grupą niemieckich turystów).
Szyb ma 40 metrów wysokości i zbudowano go w latach 20. XX wieku. Widok z niego jest po prostu nieziemski. Zapomniałem kompletnie, że mam lęk wysokości, znowu wydawało mi się, że budowla się trzęsie i się zaraz zawali, ale to tylko lekki objaw. Przecież jak miałem 9 lat to byłem na Wieży Eiffela i jakoś się nie bałem, więc co to tam dla mnie 40 metrów :)
Do domu dojechaliśmy ok. 20:30, z Katowic wyjechaliśmy po 13. Błądziliśmy trochę w Kraśniku. Strasznie chaotycznie zabudowane miasto. Poza tym, to dwukrotnie zaliczyliśmy Autostradę A4, mijaliśmy m.in. Kraków, Tarnów, Dębicę i miasta konurbacji górnośląskiej.
PS
Pogoda nam dopisała, 20 stopni jak na październik to bardzo dużo. Ja byłem ubrany w kurteczkę, wówczas gdy niektórzy szli w krótkich spodenkach i podkoszulkach, nie żebym narzekał, ale w sumie mogłem się lżej ubrać ;)
środa, 10 października 2018
Matematyczna poezja
Nie mam tego w zwyczaju, ale napisałem dzisiaj dwa wiersze. Drugi, czyli ten, który publikuję poniżej przyszedł mi do głowy tak nagle, na matematyce.
Nadaję mu tytuł: "Czas Nocy"
Noc, zimny dreszcz
Krople potu spadają z czoła
gorąco mi i jednocześnie zimno
gorączki nie mam, ani depresji
Nie jestem także chory psychicznie
Ból istnienia z przeznaczeniem
chłostują mózg w samotności
jak kratka po kratce
linie nieciągłe, tory kolejowe
Na przegubie tętno się gubi
Wszystko się gubi
Niestabilność mojego stanu
Powolutku traci zdolności poznawcze
Przytul mnie misiu
Uspokój serce kołotające
zetrzyj pot z czoła
wsłuchajmy się w ciszę
i pójdźmy spać
Nic się nie stało
Kocham cię
Wyobraźnio
poniedziałek, 8 października 2018
czwartek, 4 października 2018
Wierszopisarskie warsztaty
Dzisiaj po raz trzeci odwiedziłem szkolną bibliotekę z mojego gimnazjum. Obie panie były obecne, a w środku zastałem jedną z moich koleżanek, która sobie grała na gitarze. Mniejsza z tym, poza luźną rozmową między dwojgiem dorosłych ludzi, miałem okazję przedstawić mój kunszt artystyczny. Kolejny, właściwie, już raz. Dzisiaj na dwóch matematykach napisałem wiersz (Kapitanie w rubryce "Wiersze"), ale postanowiłem go przedstawić w wersji, że tak powiem beta. I w sumie dobrze zrobiłem, bo po wspólnym zanalizowaniu go (dostałem pochwałę, że stosuję dobrze rozbudowane metafory (ʘ‿ʘ) ) postanowiłem go nieznacznie zmodyfikować. Ponownie został on zanalizowany przez panią i okazał się być strzałem w dziesiątkę, przynajmniej dla mnie. Teraz oddaje w pełni to, co chciałem przekazać. Druga pani, natomiast, lubi w moich wierszach kontrowersyjność, co jest dla mnie oczywiste, bo sam jestem ekscentrykiem, z pozytywnym humorem i oczywiście, jak najbardziej, kontrowersyjny. Inne wiersze zostały również ocenione jako takie, które są ciepłe i przedstawiają mnie, chociaż mają i smutne fragmenty, które zostały nazwane "Hubertem na pokaz", bo zawsze muszę mędrkować.
Miałem także okazję przejść się po szkole, pogadać z nauczycielami (nawet z byłym wychowawcą), a potem udawać stażystę (szedłem z teczką i moim podręcznikiem do angielskiego), niektórzy moi znajomi dali się nabrać. Ech, szkoła się bardzo zmieniła od mojego odejścia.