Uff, jak gorąco. Dzisiaj o 6 rano wyruszyliśmy z Dżerby do miejscowości Tozeur na wschodzie kraju, ok. 50 km od granicy z Algierią. Przejechaliśmy praktycznie całą szerokość Tunezji i dojechaliśmy na miejsce wpół do pierwszej. Zatrzymywaliśmy się przy okazji w lokalnej kawiarence i drugi raz obok jednej ze scenerii Gwiezdnych Wojen. Sam fanem serii nie jestem, ale mój brat powinien być zachwycony. Mama zresztą także. Temperatura oscylowała wokół 36-42 stopni.
Temperatura 36 stopni nie brzmi tak tragicznie, ale większość z nas czuła jakby to było blisko 50. Nikt nie wierzył mi z początku, że w turbanie jest mi chłodniej.
Im głębiej w pustynię, tym więcej lokalnych mężczyzn jest ubranych w tak długie stroje jak mój.
A tak wygląda hotel, w którym się zatrzymaliśmy. Mijaliśmy niedaleko cmentarz. Przewodniczka opowiedziała nam, że chowani tam Berberowie mają groby bezimienne, a ich głowy są skierowane w stronę Mekki.
Po 15:30 pojechaliśmy w góry Atlas oddalone o 40-50 minut drogi. Jechaliśmy jeepami i dotarliśmy do Szabiki.
Mogliśmy wykąpać się w prawdziwej oazie
Spróbować też mogliśmy lokalnego soku ze świeżo wyciskanych pomarańczy. Wyśmienity. Szklanka kosztuje 4 dinary.
W drodze powrotnej nasz kierowca skręcił z głównej drogi i zaczął jeździć przez pustynię, po wydmach i nawet po bokach. Rzucało nami w środku, ale powiem szczerze, że było warto.
Dotarliśmy także na część wysoko piaszczystą. Zbiegaliśmy z wielkiej góry piachu i później się po niej wspinaliśmy. Gdy już wsiedliśmy do pojazdów kierowcy robili to samo, wszyscy zjechaliśmy ostro z górki.
A tutaj wioska z „Gwiezdnych Wojen”. Po wszystkim wróciliśmy do hotelu. O 3:45 (4:45 czasu polskiego) wstajemy, by móc około piątej rano zobaczyć wschód słońca na Saharze, a potem będziemy jeździć na wielbłądach i quadach.
Edit: 6:22
Nie będę tworzył nowego posta. Zaktualizuję ten wczorajszy. Mieliśmy pecha, bo wschód słońca napotkał chmury. Zdarza się to bardzo rzadko.
Kupiłem też jedne z najlepszych daktyli na świecie.
Zobaczyliśmy też kanały irygacyjne doprowadzające wodę do palm. Początkowo woda pod ziemią ma temperaturę 90 stopni. Na powierzchni schładza się do 45, a do palm dociera w temp. ok 25 stopni.
Edit: 9:32
Jeździliśmy i na wielbłądach i na quadach. Na tym kończy się przygoda z Saharą. Wracamy na Dżerbę.
Edit: 12:54
Już prosto na Dżerbę. Po drodze zatrzymywaliśmy się przy dwóch berberyjskich wioskach. Lokalsi zobaczywszy mnie nazywali mnie „Alibabą” śmiejąc się przy tym.
Kupiłem lokalną herbatę, a do tego galabiję (ten niebieski strój co widzicie na zdjęciu). Zjedliśmy przy okazji obiad w jednym z ciekawie wyglądających budynków.
Edit: 14:25
Już prawie dojechaliśmy na wyspę. Stanęliśmy jeszcze w jednym miejscu na krótki postój. Dokładnie to w Toujane, małej wiosce nieopodal Medenin (stolicy gubernatorstwa, do którego należy Dżerba).
Jazda górską, krętą drogą dodała zastrzyku adrenaliny.