Lubię żyć wygłupiając się (rzekomo jest to wpisane w męski gen). Wtorkowa wizyta w MOCAKu nakłoniła mnie do dzisiejszych odwiedzin (główna wystawa otwiera się na nowo, a dodatkowo wstęp dziś był darmowy). Napisałem do mojej kuzynki, czy nie chciałaby się ze mną wybrać, by porobić typowe zdjęcia na Instagram z „Między” Stanisława Dróżdża. No i się zgodziła. Każde większe miasto w Polsce ma takie sztampowe miejsce gdzie ludzie przychodzą pofotografować (w Lublinie chociażby są to tarasy widokowe w CSK). W „Między” byłem po raz pierwszy, co może być szokiem, ponieważ w Krakowie, z przerwami, mieszkam już od prawie dwóch lat, a jest to przecież jedno z ikonicznych miejsc na mapie miasta. Dlatego też jako miłośnik takich miejsc nie mogłem sobie tego odpuścić. Jestem dzieckiem popkultury.
Na miejscu jednak okazało się, że musimy poczekać ponad cztery godziny na otwarcie. Postanowiliśmy, że samemu zrobimy sobie wyjście i oglądaliśmy graffiti i tory kolejowe oraz hipstersko wyglądające lofty na Zabłociu. Po drodze zajrzeliśmy do Bricks and Figs, które znaleźliśmy kompletnie przypadkiem i układaliśmy sobie obrazki z klocków na ścianie. Ja ułożyłem zamek księżniczki. Po wyjściu znaleźliśmy mini park, który miał taki fajny fotel sprężynowy, a także piękne widoki na nowoczesną architekturę okraszoną nietypowymi kawiarniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz