Strony

Strony

wtorek, 1 października 2024

Off my chest

Zdecydowałem się podjąć studia, od nowa. Może powinienem to przemilczeć, bo w końcu nie wiem, czy mi się uda, ale jednak chcę udowodnić, chociażby samemu sobie, że potrafię. Już za kilka dni będę na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie - dokładniej będę studiował stosunki międzynarodowe (powrót do korzeni). Od dawna interesuje mnie świat. Nie umiem wytrzymać bez informacji o wydarzeniach z jego różnych części. Codziennie czytam i dowiaduję się nowych rzeczy, o kulturach, historii, ale także o ważnych bieżących wydarzeniach dla lokalnych społeczności. Najbardziej fascynują mnie Stany Zjednoczone i Unia Europejska (oraz cała Europa). Jeśli miałbym wybrać państwo, które jest moim „konikiem” (nie licząc Polski, ją mam w małym paluszku) to oprócz Stanów zastanowiłbym się nad Białorusią (strasznie mocno wierzę w to, że uda jej się uniezależnić od Rosji i stworzyć demokratyczne państwo), bądź Węgrami, Estonią, a nawet Rumunią (swoje zrobił wolontariat, nauczyłem się nawet na pamięć nazw wszystkich okręgów). 

W 2019 roku, gdy wybierałem się na studia, marzyłem poniekąd o tym, by pracować w dyplomacji. Najbardziej chciałem „tropić” zbrodnie przeciwko ludzkości. Zastanawiałem się nawet nad tym, czy nie spróbować zostać doktorem. Minęło pięć lat - wielu moich rówieśników ma już magisterki, a ja w tym samym czasie smakowałem życia w inny sposób. Jeździłem po Polsce i świecie, zwiedzałem, poznawałem ludzi, pracowałem. W zaledwie trzy lata zobaczyłem aż 9 nowych państw, co zresztą za każdym razem wrzucałem tutaj. Nie żałuję niczego, bo wiem, że życie jest kruche. Dla mnie to niesamowite, że mogę się tu dzielić tym co dobre, ale też tym co takie niekoniecznie jest. Myślę, że bardziej potrzebowałem dojrzeć do tego, aniżeli ulegać naciskom z zewnątrz. Wszak to ponoć wstyd, aby w rodzinie pełnej profesorów i nauczycieli nie mieć nawet zwykłego licencjatu. Zdaje mi się, że mózgi w mojej rodzinie są żywym przykładem neuroróżnorodności. Oglądamy często teleturnieje i znamy odpowiedzi na specyficzne pytania z naszych dziedzin. Cały czas nie możemy się oprzeć różnej maści quizom i testom wiedzy, albo zadajemy sobie nawzajem pytania z myślą, że musimy to wiedzieć, bo się na tym znamy. Wczoraj natomiast oglądaliśmy w Teatrze Telewizji „Powrót do Reims” i jestem zafascynowany tym, że w niecały rok po wyborach takiego typu treści goszczą w Telewizji Publicznej. W dużym skrócie był to spektakl o ucieczce z pewnego środowiska. Profesor czuł się poniżany w swoim rodzinnym mieście, ze względu na swoją homoseksualność i stamtąd uciekł. Ludzie albo się z niego śmiali, albo czuli wobec niego wstręt. Moją uwagę zwróciło zdanie, że homofobia jest skorelowana z klasą. Zobaczyłem trochę w tym siebie. Bo ja też z takiego Reims uciekłem. Tylko w moim przypadku była to Łęczna. Spektakl był ciekawy. Oczekiwany powrót kultury wysokiej, która nie musi łechtać środowisk konserwatywnych. Proszę przy tym nie zrozumieć mnie źle. Jestem zwolennikiem kultury dla każdego, zatem nie jestem żadnym przeciwnikiem kultury religijnej. Problem zaczyna się wtedy, kiedy kultura ma być ograniczana przez jeden, wybrany światopogląd. Późniejszym wieczorem natomiast dowiedziałem się nieco historii dziejących się kilka dekad temu w moich rodzinnych stronach pod Hrubieszowem. 


Czasami dziwi mnie ile rzeczy moi najbliżsi wiedzą. W końcu mój brat obejrzał w życiu kilkanaście tysięcy filmów i potrafi opisać praktycznie każdy. Moja mama ma tak z książkami. Ona to przeczytała równowartość kilku bibliotek i zna nazwiska setek, jak nie tysięcy autorów. Za dzieciaka była mistrzynią krzyżówek i wygrywała AGD w konkursach. Uczęszczała na studia ze mną w brzuchu. A ja opanowałem państwa. O każdym powiem kilka zdań od niechcenia. W styczniu pozytywnie zaskoczyłem koleżankę z Boliwii na szkoleniu w Bukareszcie i powiedziałem kilka faktów o jej państwie (dwie stolice - Sucre i La Paz, które jest najwyżej położoną stolicą świata, 36 języków urzędowych, państwo śródlądowe, graniczące z Brazylią, Paragwajem, Peru, Chile i Argentyną). Potrafię narysować mapę świata, wymienić nawet wszystkie granice. Przykładowo turecko-azerską, botswańsko-zambijską (najkrótsza granica międzynarodowa), czy chińsko-tadżycką. Stąd wzięło się pytanie od innej mojej koleżanki, która zapytała mnie wprost czy mam autyzm. Od dziecka wmawiano mi, że jestem wyjątkowy - szybko nauczyłem się czytać, w pierwszej klasie podstawówki znałem mapę Europy, już w przedszkolu mówiłem po angielsku itd. Na półce w moim pokoju leży opasły segregator, w którym znajduje się od groma dyplomów za konkursy plastyczne, poetyckie i przedmiotowe. Wypaliłem się i gdy przestałem uczestniczyć w takim miniaturowym wyścigu szczurów zacząłem mieć wyrzuty sumienia, ponieważ są ludzie, którzy są lepsi, bo nie zwolnili tak samo jak ja. 


A teraz? Teraz jest inaczej. Idę z podniesioną głową. Wyobrażam siebie siedzącego na uczelni, z profesjonalnie wyglądającą torbą (już takową posiadam), w swetrze, obok okna, za którym rozpościera się krajobraz jesiennej pluchy. Słucham wykładów o geografii politycznej, nauce o państwie, prawie, socjologii. Wierzę, że mi się uda. Większość tematów mnie fascynuje. Po wszystkim wracam późną porą, czując się jak wielkomiejski człowiek, umiędzynarodowiony, cieszący się tym jak moje życie się toczy. Idący ulicą zbiór wspomnień i doświadczeń, którego ludzie dookoła widzą pod postacią szarego obywatela. Jestem optymistą. Czuję się znowu, jakbym miał dziewiętnaście lat. Największą zaletą jesieni jest to, że noce są dłuższe. Wieczór to moja ulubiona pora dnia. Zwłaszcza na spacery, wyjścia ze znajomymi, czytanie albo obejrzenie jakiegoś filmu.

2 komentarze: