Wczoraj push, dzisiaj pull, a jutro nogi. Mięśnie dają się we znaki.
A ja jestem z siebie bardzo dumny, że w końcu udało mi się pozbierać do kupy. Znowu zacząłem liczyć ile jem białka i cieszę się, że w niektórych ćwiczeniach nie mam aż tak potężnego regresu jak mi się wydawało. Myślę, że szybko wrócę do formy z początku roku i będę miął stereotypowe „beach body” na lato. Moje treningi nie są jeszcze tak intensywne jak były jeszcze w lutym (zdarzało mi się siedzieć na siłowni nawet przez dwie godziny) i trwały po około czterdzieści minut. Ale przynajmniej zacząłem. I wcale nie od zera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz