Strony

Strony

czwartek, 20 lutego 2020

Pandoblogger po raz pierwszy w życiu widzi pandę

O 9:35 wyjechałem z Frankfurtu nad Odrą by dojechać bezpośrednio na dworzec kolejowy tuż przy berlińskim ogrodzie zoologicznym.
Od razu po wyjściu z budynku uraczyły mnie ilustracje z pandami. Ja coraz bardziej podekscytowany zmierzałem do zoo kupić bilet, by zobaczyć mój główny cel - pandę wielką.
Do ich wybiegu szła spora kolejka. Pandy były otoczone przez tłumy.
Tutaj dorosła panda, jedyna, która nie spała.
A tutaj małe pandowe bobaski, które urodziły się pod koniec sierpnia ubiegłego roku. Selfie z rzeźbą.
Kilka razy zaglądałem do tej słodkości.
Tak wygląda odcisk pandy. A obok foka. W końcu byłem w zoo, musiałem też odwiedzić inne zwierzątka.
Pingwiny i słoń.
Mandryl. Obok ubita moneta.
I reszta pamiątek. Po zoo dojechałem do Alexanderplatz, by wejść na Fernsehturm.
Wytrzymałem tam sześć minut. Mam potworny lęk wysokości.
Niemniej jednak uważam te widoki za niesamowite.
Kręciło mi się w głowie, ale potraktowałem to jako kolejną przygodę.
Winda wjeżdżająca na górę jedzie z dużą prędkością. Gwizdało mi w uszach przez tę wysokość.
Miałem okazję zjeść Currywursta na dworcu.
I przejść się Friedrichstrasse.
Stamtąd wróciłem pociągiem do Frankfurtu. W Berlinie spędziłem 6 cudownych godzin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz