Dziś w nocy wybrałem się do Żabki Nano. Z wyczerpania położyłem się spać popołudniu (30 stopni we wrześniu to już nie przelewki) i wstałem po zamknięciu wszystkich sklepów.
Nieopodal mnie znajduje się całodobowa Żabka Nano (jakieś dziesięć minut piechotą, jeśli nie mniej) i było to z pewnością nietypowe doświadczenie. Wystarczyło, że zeskanowałem aplikację, do której miałem przypiętą kartę, aby sklep otworzył mi drzwi i wziąłem co chciałem i po prostu wyszedłem, aby po kilku minutach pobrało mi pieniądze. Czacha mi dymi na samą myśl o tym co się dzieje dookoła. W ręku trzymam to urządzenie, z którego mogę zadzwonić na drugi koniec świata, przeczytać informacje na wszelki możliwy temat, od tego że w sąsiedniej wsi zdarzył się wypadek, po relacje z kosmosu. I teraz piszę o tym co się przed chwilą stało, mimo że nie jest to znacząca wiadomość dla setki milionów ludzi na tej planecie. Chodzę i płacę kartą w telefonie, oglądam na nim filmy, dowiaduję się tylu rzeczy, że aż mnie boli po prostu głowa. Tak narzekamy na tę Polskę (ja głównie na polityków, którzy nie wiedzą jak czasami wziąć się za lepszą robotę), ale jednak jesteśmy w tej światowej czołówce, technologicznie to nawet wypadamy nierzadko lepiej niż Francja (rejonizacja banków, dobre sobie), czy Niemcy (gdzie po miesiącu od zmiany hasła w aplikacji banku przyślą ci informację o tym zdarzeniu pocztą). Nasze perypetie to przeważnie te słynne problemy pierwszego świata, jak chociażby fakt, że ktoś nas skrytykuje w Internecie, albo że w pracy padł system.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz