Łatwiej mi już opanować autodestrukcyjne myśli, które ciągnęły mnie na dno i sprawiały, że nie jestem zadowolony z tego kim jestem. Jestem szczęśliwy z każdego drobnego, nowego doświadczenia. I basta! Od razu po pracy pobiegłem do supermarketu i spontanicznie zadecydowałem. Ugotuję coś nowego. Padło na makaron tagliatelle, do którego obrałem i podsmażyłem pieczarki, razem ze śmietaną i przyprawami. Wyszło pysznie i dość prosto, ale chrzanić, że prosto. Jest nowe doświadczenie? Jest. Duma z siebie? Duma! I tak powinno się żyć. Małe kroczki do małych przyjemności. A mówi to osoba, która w swoim dwudziestotrzyletnim życiu miała znacznie większe osiągnięcia (nie wolno bać się mówić o osobistym sukcesie, możesz tym kogoś zainspirować) niż ugotowanie makaronu z grzybami. A jednak wciąż czuje się czasami jak taki mały, zagubiony chłopiec.
Wczorajszy check pleców przed snem!
No i ten chłopiec urósł, pokrył się mięśniami, by poczuć komfort, ale dalej tkwi w samym środku. I choćbym urósł do rozmiarów rodem z Mr. Olympia (zobaczymy za kilka lat) on dalej będzie tam tkwić. Bo tak. Bo bez niego utraciłbym swoją tożsamość, która nie powinna zmienić się wraz ze zmianą wyglądu zewnętrznego. Ale w końcu cieszę się, że opanowałem to całe zło. I cieszę się, że ludzie czasami mi uświadamiają, że mam wartość, bo sam w sobie nie zawsze potrafię tego dostrzec. Ja serio czasami myślę, że taki człowiek sukcesu, który do czegoś doszedł od zera, to w moim wieku wszystko wiedział i miał już wszystko co ma teraz. I po co się w takim razie porównywać? Wszakże to jest tak niebywale głupie, że człowiek czasami nie potrafi się samemu docenić i myśli tylko o samym sobie jako kimś, kto właśnie jest gorszy. Sam to odczuwałem, gdy komuś pomagałem zacząć coś od zera, by po jakimś czasie zostać prześcigniętym w umiejętnościach i przestać być w pewien sposób potrzebnym. Ale czy gdybym wiedział, że to się stanie, to bym zrezygnował z pomocy? Nie. Czułbym dumę tak samo jak teraz, ale w głębi serca nadal byłoby to też w pewien sposób dla mnie smutne. Nie warto się oszukiwać. To takie samo uczucie jak u matki, która widzi jak dziecko dojrzało i się usamodzielniło. Rozpościera ją duma, ale gdzieś w środku czuje ten smutek, że to już się skończyło. Tak też się poczułem dzisiaj gdy dowiedziałem się, że kogoś zainspirowałem na siłowni. I zainspirowałem tak bardzo, że dźwiga więcej ode mnie. Czy się wstydzę takiego uczucia? Niezbyt. To ludzkie. I powiem coś kontrowersyjnego. Zazdrość czasami bywa jak najbadziej pozytywną emocją jeśli tylko nas motywuje by być lepszymi. Dlatego nigdy nie zazdroszczę komuś, kto jest lepszy w jakiejś dziedzinie, która mnie niezbyt interesuje. Nie czuję też zresztą zazdrości, która przeradza się w nienawiść i zawiść. Owszem, zazdroszczę czasami niektórym osobom pewnych rzeczy i nie wstydzę się tego przyznać. Niemniej jednak właśnie to mnie motywuje do zmiany na lepsze. I jeśli ktoś mi zazdrości i chce stać się lepszy, niech takim się stanie.
2 komentarze:
Jak zacznę bić tak jak ty to też będę miał takie plecy?
Prześlij komentarz