niedziela, 31 marca 2024

Nadeszła

Nawet Dolores była zachwycona pogodą!

Wyobraźcie sobie moją dziecięcą radość, gdy wczoraj nadeszła prawdziwa wiosna, dzięki czemu mogłem z dna szafy wyjąć moje krótkie spodenki i staromodny kaszkiecik i wyruszyć w miasto. Odwiedziłem ponownie Podzamcze i po raz pierwszy usiadłem przy nowo otwartej tężni solankowej. 

Całkiem przyjemne miejsce, jej zapach kojarzył mi się z morzem
Dzisiaj natomiast nastała Wielkanoc. Dzisiaj przysiadłem do stołu pełnego przeróżnych pyszności, a pomarańczowy obrus wpasowywał się w żywość otaczającej nas przyrody. Drzewa może jeszcze nie odziały się w liście, aczkolwiek kwiaty i krzewy już zaczęły zakwitać i mienić się swoimi niesamowitymi kolorami, w tym moje ulubione forsycje. Człowiek w takich chwilach czuje, że żyje, myśląc o tym jak może skąpać się w promieniach słońca i poczuć je na własnej skórze, po dłuższej przerwie na zimowy sen.  
Wesołych świąt i pięknej wiosny! 

czwartek, 28 marca 2024

Zdjęcie, jedno z wielu

Wybrałem się dziś na spacer, tuż przed ciemną nocą i nad Wieprzem udało mi się uchwycić taką przyjemną scenerię. Ze wszystkich zdjęć, które zrobiłem podczas przechadzania się Podzamczem, to podoba mi się najbardziej. 

Czy jest coś o czym mógłbym jeszcze napisać? W głowie siedzi mi wiele rzeczy, ale ta całość jakby miesza się i tworzy kompletnie niezwięzłe historie, które przelane w słowa nie miałyby sensu. Jak nie masz nic do napisania, nie pisz. Książka, którą od stycznia spisuję, nie była aktualizowana od niedzieli. Może to z powodu Wielkiego Tygodnia i ostatecznych przygotowań do Wielkiejnocy? Nie wiem, aczkolwiek przyjemnie jest czasem pożyć, nie zważając na to, że nie ma się weny. Nie ma w tym nic strasznego. Czasami tak się dzieje. Czy czuję szczęście? Czuję. Czy jest mi lepiej? Przeważnie. Czy świat jest piękny? Zawsze był. 

Niech i tak pozostanie. Mam miłość, w postaci cudownego mężczyzny, mam bliskich, mam dach nad głową, mam naturę w pobliżu, która budzi się powoli do życia. Ostatnio zrobiło się słoneczniej i cieplej. Jest się z czego cieszyć. Czasami uczucia są kruche, ale jeśli umie się skleić coś co się lekko potłukło, to życie jakoś zdaje się być łatwiejsze. 

niedziela, 24 marca 2024

Dzień dobry Nałęczowie

Pojechaliśmy dziś z mamą i bratem do Nałęczowa. Ostatni raz w mieście byłem czternaście lat temu! Przechadzałem się Parkiem Zdrojowym, krętymi ścieżkami i kładkami nad małym strumykiem. Otaczały mnie sanatoria i zabytkowe miejsca. Usiadłem na ławce z Bolesławem Prusem i przejechałem się bicyklem w alei gwiazd polskiego kolarstwa. Urokliwe miasteczko z licznymi willami i wydarzeniami kulturalnymi związanymi z malarstwem i rękodziełem. Uwielbiam!

Na zdjęciach powyżej Stare Łazienki oraz chatka Stefana Żeromskiego i mauzoleum jego syna - Adama. 
Na sam koniec, usiedliśmy w pijalni czekolady i spróbowaliśmy niesamowitych pyszności. Ja wypiłem gorzką czekoladę z wiórkami kokosowymi i kardamonem. Miła niedziela. Szkoda tylko, że musiałem wstać o szóstej rano. 

czwartek, 21 marca 2024

Łęczyński bębenek

Nie ma to jak odkrywać swoje domostwo i najbliższe otoczenie na nowo, po dłuższej rozłące. Wczoraj na strychu znalazłem ten afrykański bębenek po moim tacie i zagrałem na nim trochę moich ulubionych melodii. 

Dziś natomiast porwałem Dolores leżącą na dywanie i zrobiłem jej tournée po domu! Nie była zbytnio zachwycona, bo żyje tu od prawie czterech lat i nic nowego praktycznie nie zobaczyła. Oprócz tego udałem się popołudniu na Podzamcze i na dłuższy spacer po całej Łęcznej, by powspominać czasy, gdy takie chodzenie było moją codziennością. 


Wieprz i Świnka nieco wylały. 
Ładnych parę lat nie byłem na wieży widokowej! 
Jak ja tęskniłem za moją Lubelszczyzną! 

niedziela, 17 marca 2024

Koci post

Jak wiadomo, od kilku dni jestem w Łęcznej, w moim domu. A razem ze mną jest ta mała, słodka istota, której wszędzie pełno. Także w moim aparacie. Postanowiłem się zatem nieco podzielić jej urokiem! 

Dwie twarze Dolores!

sobota, 16 marca 2024

Dwa tygodnie

Od dwóch tygodni jestem na antydepresantach i powiem szczerze, że czuję się znacznie lepiej niż wcześniej. Wciąż mam przed sobą problemy, z którymi muszę się zmierzyć, mam też trochę spraw na głowie. W środę byłem w Warszawie na jeden dzień, ponieważ musiałem zanieść pewne dokumenty. Będę musiał tam pojechać ponownie we wtorek. Życie w ciągłym ruchu w jakiś sposób jest bardzo odprężające i daje poczucie radości. Moja książka cały czas powiększa swoją zawartość i nabieram pewności siebie w tej kwestii. Artysta nie szuka poklasku, tylko przekazuje swoją duszę, tak jak mi powiedziano. 

A dzisiaj z rana kawka. Jestem od wczoraj sam w domu. Życie jest jakoś bardziej przyjemne. 

wtorek, 12 marca 2024

Witaj Lublinie i Łęczno

W piątkowy wieczór zajechałem pociągiem do stacji Lublin Główny. Mama z bratem czekali na mnie w Zemborzycach. Takim małym raju na południu miasta. Spędziłem tam cały weekend i prawie cały poniedziałek. Siedziałem w lesie, dookoła mnie natura, śpiewające ptaki i rodzina. Mogłem rozpalić ogień w kominku i chodzić po podwórku, o ile nie padał deszcz.
W sobotę udałem się wgłąb zielonych płuc miasta. Promienie słońca próbowały przedrzeć się przez gąszcz drzew. Wszędzie dookoła powalone konary, głębokie doły. Na skraju znajduje się bagno i mała rzeczułka. 
Wczoraj w nocy przyjechałem do Łęcznej. Przywitałem się z moją księżniczką - Dolores. Nie widzieliśmy się pięć miesięcy. Słodko piszczała i zaczęła się tarzać po dywanie, gdy tylko mnie zobaczyła. Dziś natomiast pojechałem z mamą do Lubartowa, odebrać prace taty z lokalnego muzeum po zakończonej wystawie poświęconej jego twórczości. Czuję się lepiej w swoich rodzinnych stronach. 

środa, 6 marca 2024

Ojcowski Park Narodowy

Kolejny raz potrzebowałem się rozerwać w jakikolwiek sposób. Dzisiaj, choć pogoda była pod psem, padło na wizytę w Ojcowskim Parku Narodowym - najmniejszym w Polsce. 

Wizyta w Parku Narodowym zainspirowała mnie do napisania fragmentu mojej książki, którym podzielę się poniżej.
Wszedłem na teren parku i wędrowałem krętą i utwardzoną drogą w jego głąb. Otaczały mnie drzewa, niektóre z pomarańczowymi liśćmi, jakbyśmy nadal mieli jesień, a nie przedwiośnie. Niektóre były pokryte mchami i porostami. Niektóre dokonały żywota i leżały przewrócone wśród innych, jak na cmentarzu, gdzie nagrobkami były same ciała, które służyły do dekoracji stworzonych przez samą matkę naturę. Każda pojedyncza gałązka nad moją głową wiła się szalenie i trzymała na sobie choćby jedną małą kroplę wody. Przypominało mi to z lekka małe lampki na choince, niepodłączone jeszcze do prądu. Dookoła mnie ani żywej duszy. Był środek tygodnia, a pogoda niezbyt zachęcała do takich wyjść. Podobała mi się ta cisza przerywana przez śpiew ptaków. Ja sam, w towarzystwie niczego, z plecaczkiem, dżinsową kurtką i dresowymi spodniami. Schodziłem coraz niżej i niżej. W którymś momencie droga przestała być pokryta asfaltem i stała się wybrukowana, co jednak nie czyniło żadnej różnicy dla moich butów. Niebo było białe jak mleko i wciąż bardzo delikatnie padało. Trochę jakby to była mżawka w zwolnionym tempie. Zazwyczaj bałem się samotności, lecz tutaj czułem się spokojny. Obcowałem z rzeczywistością, skupiałem się na drodze, rozpraszały mnie tylko przyjemne rzeczy i przerwy na fotografie do mojego albumu. Wędrując coraz dalej obserwowałem coraz więcej wapiennych skał, z których część odziana była w małe paprocie i lekko barwiące się kwiaty. Napotkałem także domki w pobliżu doliny rzeki Prądnik, a wokół tego wszystkiego rozpościerały się jeszcze większe skały, które liczyły kilkadziesiąt metrów wysokości i ciężko było mi to wszystko umieścić w obiektywie. Moje oczy lubiły to co widziały. Mózg był odprężony, a ja odpływałem mocniej w idylliczny krajobraz, który pozwalał mi zapomnieć o problemach, z którymi się mierzę.
Po lewej rzeka Prądnik, a po prawej ruiny Zamku Kazimierzowskiego.

sobota, 2 marca 2024

Następny przystanek: Powrót do zdrowia

No i co ja mogę napisać? Byłem wczoraj z wizytą u psychiatry. Parokrotnie przez ostatnie tygodnie uczęszczałem też na zajęcia z psychologiem. Dlaczego? Straciłem poniekąd poczucie sensu w otaczającym mnie życiu. Melancholia przeżerała mnie na wylot. A może to była apatia? Wcześniej opisywana anhedonia? 

Wiedziałem, że muszę coś z tym zrobić, dlatego też zapisałem się na wizytę licząc na pomoc. Pamiętałem słowa, które usłyszałem podczas wolontariatu: „zanim zaczniesz pomagać innym, pomóż najpierw sobie”. Poczułem to po wielokrotnym płaczu, który z pewnością był czasem słyszalny nawet z ulicy. Wiele rzeczy chodziło mi po głowie, zadawałem sobie pytania. Czy to dlatego, że jestem z daleka od mojej miłości? Czy to dlatego, że miałem niepoukładane w hormonach? Czy to dlatego, że po prostu mogę być chory? Podjąłem słuszną decyzję o wizycie u specjalisty, albowiem musiałem zmienić swoje nastawienie. Miałem wsparcie. Musiałem tylko chcieć. Bałem się jak diabli, że to nigdy nie minie i że już zawsze będę odczuwać tę wewnętrzną ciemność, brak skupienia na czymkolwiek, że będę ciągle sprawdzał zegarek licząc na to, że czas jakoś szybciej minie. Jakbym miał już do końca wegetować, a w pewnych momentach maskować swoje przygnębienie. 

Wczorajszy dzień z wizytą u lekarza, rozpocząłem od pozytywnego humoru, który nie był ani trochę wymuszony. Co prawda czekało mnie 11 godzin czekania, ale w przypływie tej tajemniczej energii, która w ostatnich dwóch dniach mnie opuściła, co czyniło mnie niezdatnym do życia, wiedziałem co robić. Spacer. Jednak zdołałem przejść tylko 11 kilometrów z hakiem, mimo że miałem na celu pobić rekord sprzed kilku dni. Przekroczyłem Wisłę w dwóch miejscach - najpierw przez most nowohucki, potem przez most nieopodal elektrowni wodnej Dąbie, a na rondzie mogilskim czekałem na autobus, bo już nie zdołałem iść. Powiedziałem trudno. Byłem wciąż w lepszym humorze, który popsuł się na chwilę przed wizytą. Lecz po wszystkim, po otworzeniu się, usłyszałem diagnozę: depresja.

I coś mnie uderzyło. Irytacja, gdy muszę czekać w kolejce w sklepie. Czekając na autobus nie mogłem usiąść na przystanku, musiałem krążyć po chodniku w oczekiwaniu. Porzucałem wiele rzeczy, które z początku mnie ekscytowały, bo po kilku minutach nie mogłem się już na tym skupić. Parokrotnie przerywałem oglądanie filmów lub seriali w telewizji, bo chciałem robić coś innego, lecz nie wiedziałem co. Prawie nic mi nie sprawiało radości. Musiałem robić przerwy od praktycznie wszystkiego, a i tak nie czułem relaksu. Czułem się wszystkim przytłoczony i dużo się martwiłem. Drzemki były dla mnie rzadkością, bo w mojej głowie musiało coś się dziać. Musiałem dawać sobie bodźce. 

No i dochodzi to rozchwianie emocjonalne, które odczuwałem przez ostatnie kilka dni, jak nie tygodni. Poczułem pewną ulgę. W końcu wiedziałem co mi było. Dostałem receptę na leki, które od razu kupiłem w pobliskiej aptece i od razu po przyjściu do domu zażyłem pierwszą z tabletek, zgodnie z zaleceniem pani doktor. Wierzę, że będzie lepiej.

Dzisiaj dużo spałem, ale znalazłem siłę chociażby na wzięcie prysznica, czy zejście na dół, do sklepu, by kupić sobie coś do jedzenia. I to dwa razy. Potrzebuję czasu, by stanąć na nogi, ale na szczęście są przy mnie ludzie, którzy mnie kochają i dbają o to, bym mógł się poczuć lepiej.
Depresja jest okrutna. Może dopaść każdego, nawet takiego chłopaczka, co z każdej drobnostki cieszy się jakby fortunę zgarnął. Depresja to nie wyrok. Nie znaczy to, że jesteś leniwy. Nie znaczy to, że jesteś ciężarem. Nie znaczy to, że coś jest z tobą nie tak i że jesteś w tym sam. Trzeba sobie pomóc. Warto zgłosić się do lekarza specjalisty, który wysłucha i pomoże. Nie bój się leczenia. Może potrwa krótko, może nieco dłużej. Najważniejsze, że z czasem poczujesz się lepiej. Ja w to wierzę. Sam potrzebuję nieco czasu, by coś się w mojej głowie zmieniło, bym znowu zaczął czuć szczęście. Dzisiaj jest ociupinkę lepiej, co mnie cieszy. Czytam historie ludzi, którzy się z tym zmagali i są już zdrowi i szczęśliwi. To też mi mocno pomaga. Ja też kiedyś taki znowu będę, bo znalazłem w sobie siłę by do tego doprowadzić.