czwartek, 29 lutego 2024

Dodatkowa kartka z kalendarza

29 lutego zdarza się raz na cztery lata. Wiedza powszechna. Wyjątkowość tego dnia, dla mnie, nie polega tylko na samej dacie, ale także na tym, że zacząłem w pewien sposób lepiej rozumieć pewne rzeczy i starać się zmienić swoje myślenie i zachowanie. Dzisiejszy dzień był ciężki i czułem naprawdę mało energii. Największym moim wyczynem były ponad 4 kilometry spaceru w niecałe 40 minut. Ostatnio nieco więcej płaczę i zdecydowałem się zapisać do specjalisty i poprosić o pomoc. Myślałem, że wizyta odbędzie się dzisiaj, ale jednak będę musiał wytrzymać do jutra. Mam wsparcie. Wierzę, że będzie lepiej. „Zanim zaczniesz pomagać innym, pomóż najpierw sobie”. 

Dostałem dzisiaj, tak znienacka, artystyczny portret przedstawiający moją twarz. Zrobiło mi się miło. Instagram autora: @zacharysmind 

wtorek, 27 lutego 2024

Z krakowskiego pamiętnika

Dzisiaj wyszedłem na miasto z nadzieją na dobrą zabawę 
Za niecałą godzinę minie równo tydzień odkąd wysiadłem z autobusu na dworcu w Krakowie. Przez te dni czułem się różnie, od anhedonii, po poczucie pełni życia. Wracam właśnie z mojego ulubionego krakowskiego pubu, gdzie dobrze się bawiłem podczas bingo. 

W niedzielę pobiłem swój rekord marszu i przeszedłem ponad 21 kilometrów w 3 godziny i 10 minut. 

Przeszedłem się do Kazimierza i z powrotem. Cieszyłem się polskością, przesiąkającym dookoła mnie językiem. Czułem klimat międzywojnia. Brakowało mi mojego kraju, muszę to przyznać. Odkąd wróciłem do Polski, moja książka, którą piszę od ponad miesiąca, mocno się rozwinęła. Tym razem czuję, że naprawdę uda mi się coś stworzyć, bo od dłuższego czasu czuję natchnienie. Nadal czytam „Empuzjon” Olgi Tokarczuk, będąc dopiero w połowie, bo cały czas poszukuję czegoś, co mnie kompletnie wkręci. I poniekąd mi się to udaje.

Wczoraj odwiedziłem Nowohuckie Centrum Kultury i obserwowałem w pobliżu neony w stylu PRL. Od kilku dni pogoda jak na luty, jest wręcz upalna. 

środa, 21 lutego 2024

Powrót z przesiadką

Za mną prawie trzydziestogodzinna podróż. W poniedziałek wieczorem opuściłem Rumunię i dostałem kartki z ciepłymi słowami od moich przyjaciół z wolontariatu. Podróżowały ze mną dwa słodkie kotki w kubraczkach, które moja druga połówka przywiozła do Stambułu i tam mi je wręczyła w prezencie. Trzymam je blisko siebie odkąd stamtąd wróciłem. Do Budapesztu dojechałem wczoraj o 10:00. Czekało mnie ponad 7 godzin w węgierskiej stolicy, w której, w ciągu ostatnich 12 miesięcy byłem już piąty raz. Korzystając z okazji, spacerowałem i jeździłem metrem szukając wrażeń. Zaciekawiła mnie Bazylika św. Stefana i postanowiłem wejść na jej wieżę widokową, by zobaczyć panoramę miasta z wysokości. 

Jest wysoko. Jak zwykle nogi mi się trzęsły, ale dla ciekawych zdjęć warto. Szczególnie podoba mi się to po prawej. Było naprawdę ciepło. Ja w moim płaszczu porządnie się zgrzałem. 
Dostałem informację, że nieopodal parlamentu znajduje się bardzo interesujący pomnik - Buty na brzegu Dunaju, który upamiętnia ofiary Holocaustu. Ciężki i bolesny temat został przedstawiony w prostej, aczkolwiek dającej do myślenia symbolice. Wracałem z tego miejsca pełen zadumy. 

Przed 23 przekroczyłem polsko-słowacką granicę, a 2 minuty przed północą wysiadłem na dworcu autobusowym w Krakowie. Byłem kompletnie wykończony i moje stopy błagały o zdjęcie butów i skarpetek. Na miejscu mój przyjaciel pomógł mi odebrać ciężki bagaż, który wlokłem przez pół kontynentu i znaleźliśmy się w mieszkaniu. Kilka miesięcy poza Polską dały się we znaki, bo przez pierwsze kilka chwil mieszałem mój ojczysty język z angielskim. Czekał na mnie mój pokoik w nieco odświeżonej postaci, lecz z tymi samymi rzeczami, które czekały na mój powrót - moje pluszowe pandy, pamiątki z różnych miejsc, czasopisma i moje ukochane roślinki. 

Zaczęła mnie delikatnie boleć głowa, gdy widziałem wszędzie dookoła banery, reklamy i szyldy pisane w języku polskim. Ciężko jest mi się przyzwyczaić do powrotu do mojego kraju. Kupiłem dzisiaj w księgarni Empuzjon Olgi Tokarczuk, bo miałem kaprys by przeczytać książkę. Celebrowałem dzisiaj jedząc kebaba. Ach, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. 

poniedziałek, 19 lutego 2024

To już jest koniec…

Trzy godziny dzielą mnie od pociągu z Miercurea-Ciuc do Budapesztu. Czeka mnie około 15 godzin jazdy przez kilkaset kilometrów. W Budapeszcie natomiast będę czekał 7 godzin na bezpośredni autobus do Krakowa, w którym planowo będę w środę kilka minut po północy. Dzisiaj zrobiłem zakupy na drogę, poćwiczyłem po raz ostatni na tutejszej siłowni, spakowałem wszystkie moje rzeczy, wyrzuciłem wszystkie zalegające śmieci i tak siedzę, czekając aż będę mógł ruszyć na dworzec kolejowy niosąc ze sobą wielki plecak, walizkę i torbę. 
Ojczyzna wzywa. Będę po raz pierwszy w życiu spał na kuszetce w pociągu. Nie ukrywam, ciekawi mnie jakie to będzie uczucie, oraz jak pomieszczę na miejscu cały mój bagaż. Co czeka mnie dalej? Nadchodzą wybory, w które jak zwykle się zaangażuję, odwiedzę rodzinną wieś przy granicy, spotkam się z przyjaciółmi i rodziną, a w połowie kwietnia znowu wyjadę ku przygodzie. Takie życie. 

piątek, 16 lutego 2024

Pożegnanie z Rumunią

W poniedziałkowy wieczór wracam do Polski. Ponownie czeka mnie prawie 30 godzin w podróży, z wielkim bagażem. Ten tydzień był moim ostatnim w pracy i wiem, że dużo osób będzie za mną tęsknić. Zwłaszcza dzieci, które uczyliśmy. We wtorek na pożegnanie usłyszałem rozczulające słowa o byciu najlepszym nauczycielem i dostałem także papierowego kotka. 
Środa była równie smutna, ponieważ miałem moje ostatnie zajęcia z dziećmi, dla których zrobiłem zrzutkę na świąteczne prezenty, dzięki czemu miały magiczne Boże Narodzenie. Nigdy nie zapomnę tego dnia, gdy je otrzymały. 

Prawie pół roku w Rumunii z pewnością mnie zmieniło. Dojrzałem, kontynuowałem rozwój ciała i umysłu, zacząłem być bardziej samodzielny i nauczyłem się naprawdę wielu umiejętności, które przydadzą mi się w przyszłości. Wczoraj miałem przedostatni trening na tutejszej siłowni i był jak zwykle udany. 
Odnośnie wolontariatu. Wcieliłem w życie wiele pomysłów, utrzymywałem świetny kontakt z młodymi ludźmi, którzy mieli szansę na to, by samemu mogli się rozwinąć; znajdowałem czas, by pomagać innym, poznawać nowe osoby i czuć powiew zmian.
Dzisiaj miałem ostatni dzień w pracy. Był bardzo ciężki, ale dałem radę. Otrzymałem tzw. „Youthpass” - certyfikat potwierdzający uczestnictwo w Europejskim Korpusie Solidarności, a także pokazujący jakie umiejętności rozwinąłem podczas mojego projektu. Były to przede wszystkim umiejętności cyfrowe, przedsiębiorcze, artystyczne i dotyczące pisania. 
Żegnaj, Rumunio! Cieszę się, że mogłem doświadczyć takiej przygody! 

czwartek, 15 lutego 2024

Kandydat PiS na burmistrza Biłgoraja promuje się w szkole

Link do wpisu

Mniej niż dwa miesiące dzieli nas od wyborów samorządowych, a to oznacza, że kandydaci wszelkiej maści będą się promować gdziekolwiek się da. O ile są to miejsca do tego przeznaczone, to nic mi do tego, ale „niezależny” kandydat na burmistrza Biłgoraja - Ireneusz Bulicz, który już jutro dostanie poparcie PiS od samego Przemysława Czarnka (źródło), postanowił, że będzie promować swoje nazwisko w jednym z miejskich liceów, które jest prowadzone przez powiat. A pan Bulicz pracuje w biłgorajskim starostwie rządzonym przez PiS właśnie (źródło). Mocno zastanawiam się nad tym co o tym będzie sądzić Państwowa Komisja Wyborcza, w tym Krajowe Biuro Wyborcze z delegaturą w Zamościu, które poinformowałem o niniejszej sytuacji.

niedziela, 11 lutego 2024

Nie trzeba być pionierem

Kawusia z dzisiejszego poranka
Ile można w życiu odkryć? Coś co zostało już zobaczone przez setki, tysiące, czy miliony ludzi. A jednak cały czas zdarzają się ludzie chętni do poznawania świata dookoła. Czy nazwałbym się odkrywcą, mimo że tak naprawdę nie byłem nigdy pierwszą osobą, która odkryła jakieś miejsce? Oczywiście, że tak. Każdy eksploruje świat po swojemu, a wszystkie osobiste doświadczenia złączone w jedno definiują to, że nikt nie odkrywał świata tak samo. Jestem podróżnikiem, który odwiedził 19 państw, a w Polsce zobaczył kilkaset miejscowości. Nigdzie nie byłem pierwszy. Ale wciąż jeździłem i dalej jeżdżę. Dlaczego? Bo to przyjemne, bo to rozwój dla samego siebie, bo chcę jak najlepiej poznać mój dom, którym jest Ziemia. Podróże to jednak analogia. Analogia do życia, tu i teraz.
Co stoi na przeszkodzie, by biegać dziesiątki kilometrów dziennie, wiedząc, że robi się to po prostu dla siebie, a nie po to by bić światowe rekordy? 
Czy żeby się rozwijać jako człowiek musimy być najlepsi ze wszystkich? Czy musimy być pionierami? Nie. Możemy korzystać z pomocy innych, bardziej doświadczonych osób w kompletnie różnych dziedzinach życia i rozwijać dalej coś, co zostało rozpoczęte i trzyma się latami i potrzebuje ludzi, który ten stan rzeczy utrzymają, a być może nawet ulepszą. Nie trzeba stawiać podwalin, by zmieniać świat. 
Poznaję nowe rzeczy, które są dla mnie trudne i mocno męczą mój mózg, ale robię to, bo potrzebuję wspinać się po górach, nie po nizinach. Nikt jednak nie mówi, że tymi górami mają być Himalaje. Sądzę, że wspinanie się po Wielkich Górach Wododziałowych również jest imponujące, mimo że najwyższy ich szczyt (Góra Kościuszki) jest prawie czterokrotnie niższy niż Mount Everest. Dodam też, że nie ma w tym żadnego celu, by patrzeć na nasze dzieła życiowe jako coś sztampowego. Może to co tutaj piszę zostało powiedziane wiele razy, ale co z tego? Może warto przypominać o tym bez przerwy.
  • Ćwiczę na siłowni, już ponad rok - nie marzę by być Mr. Olympia i nie marzę o starcie w żadnych zawodach. Moim celem jest być dużym facetem i idę po niego każdego dnia.
  • Uczę się od tego tygodnia programowania od podstaw - nie marzę by być komputerowym maniakiem i specjalistą światowej sławy. Po prostu chciałem podjąć jakieś wyzwanie i zobaczyć do czego jestem zdolny. Lubię wszechstronność i posiadanie wiedzy z różnych dziedzin. Zamiast mówić: jestem prostym człowiekiem, warto czasami spojrzeć na siebie i powiedzieć: jestem złożonym człowiekiem. Bycie złożonym jest równie interesujące.
  • Piszę kolejną książkę, którą tym razem mam nadzieję ukończyć - wielokrotnie pisałem, tu na blogu, że mam zamiar napisać książkę i te plany spaliły na panewce. Lecz ostatnio odkryłem coś, co pomogło mi znaleźć rozwiązanie na ten słomiany zapał. Dlaczego nie przedstawić świata z mojej perspektywy, a nie z trzeciej osoby? Zauważyłem, że pisze mi się o wiele łatwiej i lepiej. W ciągu dwóch tygodni napisałem kilkadziesiąt stron. 
Rzeczy takie jak te robi wiele osób. Nie przejmuję się tym. Wierzę, że czeka na mnie lepszy świat, który właściwie mnie już odnalazł i ciągnie mnie do przodu, nawet gdy jeszcze niedawno nie miałem siły. Lecz teraz mam jej w sobie dużo, a mój optymizm znów mnie wypełnia po brzegi, mimo że czasami muszę go uzupełniać jak paliwo. Niemniej jednak nie ma nic złego w tym, że czasami odczuwamy negatywne emocje. Pozwalajmy im przez chwilę dać się wypowiedzieć.
 
Mój świat. Kocham go. 

sobota, 10 lutego 2024

Lubię zabytki

Tydzień roboczy po powrocie ze Stambułu minął jakoś dziwnie szybko. Możliwe że była to sprawa drobnego choróbska, które złapało mnie w poniedziałek i trzymało mnie do wtorkowego popołudnia, co oznaczało dla mnie lekkie „przedłużenie” wakacji. Powrót z jednej kultury do drugiej z pominięciem domu jest czymś czego jeszcze nigdy tak mocno nie doświadczyłem. Całe szczęście mam dookoła siebie naprawdę wielu wspaniałych ludzi, którzy mi pomagają. Tych na miejscu, jak i tych, którzy są w Polsce, albo i nawet poza obydwoma państwami. Przez cały czas czuć wiosenną aurę. W środę nawet słyszałem ptaki, które zwykle słyszę wraz z początkiem kwietnia. A mamy przecież pierwszą połowę lutego.
Dzisiaj pojechałem pociągiem do miejscowości Prejmer, która znajduje się w drodze z Miercurea-Ciuc do Braszowa, by zobaczyć tutejszy kościół obronny - jeden z siedmiu w Transylwanii znajdujących się na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Miałem jednak małego pecha, bo pomimo tego, że wszystkie informacje wskazywały na to, że muzeum jest otwarte do osiemnastej, ja będąc na miejscu półtorej godziny przed zamknięciem, pocałowałem klamkę. Niemniej jednak udało mi się sfotografować tę fantastyczną budowlę z zewnątrz, co pokazuję poniżej.


Budowę kościoła rozpoczęli krzyżacy w XIII wieku. Jest to jedna z największych fortyfikacji w Europie Wschodniej, jej mury sięgają 12 metrów wysokości. Była celem ponad 50 ataków ze strony tureckich wojsk, a także posiada najstarszy tryptyk w całym Siedmiogrodzie (źródło).

poniedziałek, 5 lutego 2024

52 minuty

Lotnisko w Stambule jest gigantyczne
Wczoraj z samego rana wyleciałem samolotem ze Stambułu. Na lotnisku spędziłem prawie 8 godzin w oczekiwaniu na mój lot. A gdy wreszcie wsiadałem do samolotu, nogi zaczęły mi drżeć i ledwo się poruszałem. Obsluga tego jakże krótkiego lotu była bardzo pomocna i profesjonalna, a podczas lotu prawie w ogóle się nie bałem. Nawet przy starcie, gdy zaczęliśmy się wbijać w powietrze zacząłem odczuwać pewną przyjemność, jakbym jechał kolejką górską. Trasa ze Stambułu do Bukaresztu trwała 52 minuty, a na pokładzie było dużo rozpraszaczy, takich jak filmy, gry, a nawet dostaliśmy śniadanie. 
Może jeszcze nie pokonałem do końca mojej aerofobii, ale przynajmniej odczuwałem mniej lęku w trakcie podróży. Mogłem nawet obserwować moment lądowania z kamery umieszczonej pod samolotem. Na początku bałem się tego zrobić, ale ciekawość ostatecznie wygrała.
Moment lądowania i małe selfie przed odlotem. Strachu może nie widać, ale przed wzbiciem się w powietrze naprawdę go trochę odczuwałem. Myślę, że z doświadczeniem, loty będą dla mnie wręcz rutyną.

Prawie połowa z moich wczorajszych kroków została zrobiona na lotnisku! 

sobota, 3 lutego 2024

Ostatnie dwa dni

Wczoraj po śniadaniu pojechaliśmy metrem do Maslak, by pofotografować wieżowce. W ostatnich postach wrzucam moje zdjęcia ze Stambułu przeważnie w formie kolaży, ale robię ich od groma. Chcę tu, po prostu, umieścić jak najwięcej z nich. Oto moje ostatnie zdjęcia ze Stambułu.
Zdjęcia wieżowców i ze stacji metra Yenıkapi (jedna z najpiękniejszych stacji metra jakie widziałem na własne oczy).
Oraz kilka zdjęć z wczorajszego spaceru. Zorientowałem się, że tyle razy przechadzałem się tym mostem nad Złotym Rogiem, a nawet nie zrobiłem sobie na nim zdjęcia. 
Dzisiaj po raz ostatni płynąłem promem do Azji. Tym razem do przystani Üsküdar, na której zrobiłem zdjęcie z Europą w tle. Na chwilę zdjąłem kurtkę, bo było na tyle ciepło, że mogłem sobie na to pozwolić.

Widok na europejską część miasta z Azji (po lewej) i azjatycką z promu powrotnego (po prawej).
A teraz pora na małe statystki, o które nikt nie prosił! W trakcie całego zwiedzania (w chwili gdy piszę ten post) zrobiłem ponad 140 tysięcy kroków i pokonałem 280 pięter. Przeszedłem na nogach ponad 124 km oraz przejechałem się metrem 16 razy oraz płynąłem cztery razy promem. Zjadłem co najmniej 10 kebabów i zrobiłem około 1200 zdjęć. Z czym wrócę do domu oprócz pamiątek, dobrych wspomnień i setek zdjęć? Kupiłem między innymi nowy portfel, buty i czapkę! 
Jutro z samego rana czeka mnie lot do Bukaresztu. Strasznie się boję latać, ale pociesza mnie fakt, że będę w powietrzu tylko przez około 50 minut. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze. Będę tęsknił za Stambułem. 

czwartek, 1 lutego 2024

Nowy miesiąc, ten sam Stambuł

Czwarty dzień w Stambule rozpoczęliśmy od wizyty w dystrykcie Balat, który był historycznie dzielnicą żydowską, grecką i ormiańską. Słynie z kolorowych budynków i gęstych labiryntów wąskich uliczek pełnych sklepików, galerii i kawiarni. 
Tutaj natomiast cerkiew św. Szczepana, która powstała pod koniec XIX wieku i jest świątynią chrześcijańskiej mniejszości bułgarskiej. W środku zapaliłem świecę w imieniu mojego św. pamięci taty, który uwielbiał odwiedzać cerkwie.
Druga część dnia to odwiedziny w krytym bazarze, w którym mieszczą się setki, jeśli nie tysiące przeróżnych sklepów i targowisk. Kupiłem dwa fezy. Jeden dla mnie, drugi dla mojego brata. Nabyłem także oryginalny turecki dywanik dla mamy, a dla moich przyjaciół z wolontariatu drobną biżuterię i magnesiki. Kolejny piękny dzień!