wtorek, 23 kwietnia 2024

Kantwein krzepi

Skończył się weekend, a z nim małe przygody ze zwiedzaniem miasta. Wczoraj wieczorem wybraliśmy się po raz pierwszy na tutejszą siłownię, a także na pływalnię i saunę, które były w cenie jednego karnetu. Kupiłem sobie strój kąpielowy, a dodatkowo te cudeńko po prawej, choć muszę przyznać szczerze, że nie wiem czy dobrze zrobiłem.

W autobusie natomiast zauważyłem jedną ciekawą rzecz. W środku była bileterka, która siedziała na specjalnym miejscu i sprzedawała kwity za gotówkę, jeśli ktoś nie miał przy sobie karty płatniczej. Podczas jazdy mieliśmy także kontrolę biletów. Kontrolerka dała czas na to, by ci co ich nie nabyli zdążyli je jeszcze kupić. Prawdopodobnie z tego powodu kontrole są znacznie częstsze. Przeżyłem szok kulturowy podczas zaledwie jednej przejażdżki. 

Dzisiaj rozpoczął się food festiwal na wyspie Immanuela Kanta. Znany filozof wczoraj obchodził trzysetne urodziny. Spróbowałem trochę potraw, a także wypiłem malinowy Kantwein. 
Grobowiec Immanuela Kanta przy Królewieckiej Katedrze, który sfotografowałem w sobotni wieczór. To on uratował ten budynek przed wyburzeniem. Leonid Breżniew miał to w planach, ze względu na chęć pozbycia się z miasta pruskich symboli, jednak Kant był mocno ceniony przez Karola Marksa, co ostatecznie położyło kres likwidacji zabytku.

niedziela, 21 kwietnia 2024

Królewiec na niedzielę

Śniadanie w norweskim bistro znajdującym się przy bulwarze nad Pregołą? Czemu nie? Z tego miejsca w samym sercu Królewca można dostać się do wielu ciekawych miejsc po zakończonym posiłku. Dzisiaj wlazłem na szczyt latarni morskiej.
Znajduje się tam mała statua z mewą, która wysiaduje jajo. Wielu odwiedzających za nie chwyta, stąd na zdjęciu widać jego odbarwienie.
Dostałem tego ładnego, własnoręcznie wykonanego misia z lokalnego targu. Później znalazłem się w Muzeum Światowych Oceanów - na zdjęciu powyżej zobaczycie rekiny, aksolotla i piranię.
A tak dawniej wyglądali płetwonurkowie. Natomiast po prawej zobaczycie prawdziwą łódź podwodną!

Na pierwszy rzut oka nie widać odcięcia Rosji od zachodniego świata. Królewiec stara się być nowoczesny jak to tylko możliwe pomimo sankcji. W osiedlowym spożywczaku znajdują się praktycznie takie same produkty typowo „z zachodu” co w Polsce. Żeby jednak ominąć sankcje, część z nich sprowadza się z Serbii lub Iranu, ale produkty spożywcze z Niemiec, bądź Francji są dostępne bez większych problemów. Tak samo jak nieliczne produkty z Polski. Ciekawą rzeczą jaką zauważyłem są kody QR drukowane na paragonach. Umożliwia to płatność telefonem poprzez skanowanie. Takiego rozwiązania nie widziałem nigdzie indziej.

sobota, 20 kwietnia 2024

Przekroczyłem zakazaną granicę

22:30 - wyjazd z Lublina Głównego. Godzinę później znajduję się już w Dęblinie, skąd po godzinie oczekiwania wyjechałem do Gdańska, w którym byłem tuż przed godziną szóstą. Trzy godziny spaceru po starym mieście i wsiadam w busa do Królewca. Tak, tego Królewca. Stąd też tytuł posta, który jest także lekkim spoilerem - bo taki tytuł będzie miała również moja książka, o ile wszystko pójdzie zgodnie z planem.


Zdjęcia z jakże pięknego Gdańska. Nie mogłem odpuścić sobie przejścia się jego pustymi ulicami we wczesny sobotni poranek. Pogoda jednak była dość paskudna. Jeden stopień powyżej zera, deszcz i porywisty wiatr. 

Przejście graniczne w Grzechotkach. Odprawa po obu stronach trwała łącznie ponad dwie godziny. Do Królewca dostałem się około godziny 14:00. 
Po lewej pomnik przyjaźni polsko-radzieckiej, który kiedyś miał na sobie emblematy ZSRR oraz Polski Ludowej. Od lat dziewięćdziesiątych stoi bez żadnych tablic i odznaczeń, jednak swoją nazwę zachował. A po prawej słodki domownik, który waży dziewięć kilo, lubi jeść i spać i jest ogromną przylepą. 
Wyszliśmy jeszcze na mały spacer. Po lewej ja z pomnikiem suma nad Pregołą, a po prawej widok na katedrę - jedyny zachowany po wojnie budynek na wyspie Immanuela Kanta (który jest tam pochowany). Widzieliśmy też słynne mosty z matematycznego problemu Leonharda Eulera.
Widok z jednego z mostów Eulera

Co robię w Królewcu, tak w ogóle? Muszę przyznać, że to zasługa miłości. 

poniedziałek, 15 kwietnia 2024

9 lat później


W sierpniu 2015 obiecałem, że wrzucę kilka zdjęć z mojej wizyty w Olsztynie. Jakoś tak wyszło, że musiało minąć prawie 9 lat, bym je tutaj wstawił. Kilka dni temu mama przypadkiem je znalazła w folderze ze zdjęciami zrobionymi przez tatę. Nieźle się zmieniłem od tego czasu!

W sobotę wróciłem z Krakowa, a dziś w nocy znowu wróciłem do Łęcznej. Ostatnie dni przed wyjazdem.

piątek, 12 kwietnia 2024

Nie będziesz miał mieszkania, w przeciwieństwie do ministra Hetmana

Ostro krytykowany w ostatnich dniach projekt dopłaty do kredytów wzbudza emocje również i we mnie.
Ekonomiści twierdzą, że program dopłat do kredytu mieszkaniowego będzie w dalszym ciągu pompował ceny mieszkań, które w ubiegłym roku wzrosły o ponad 20% w największych miastach. W ubiegłym roku ceny mieszkań w Polsce wzrosły najbardziej ze wszystkich krajów Unii Europejskiej. (źródło)

Ja jako młoda osoba, zresztą jak wielu moich rówieśników, z niepokojem patrzę na wzrosty cen mieszkań. Rząd nie myśli w ogóle o przyszłości i o tym, że aktualna katastrofa demograficzna będzie się pogłębiać, gdy młodzi ludzie nie będą nawet mieli miejsca, w którym mogliby myśleć o powiększeniu swojej rodziny. No bo kogo stać na mieszkanie, którego cena wynosi kilkanaście, a nawet ponad dwadzieścia tysięcy złotych za metr? Genialny pomysł ministra Hetmana o dopłatach do kredytu mieszkaniowego spowodował gigantyczny wzrost cen mieszkań. W Krakowie na Prądniku Czerwonym ceny mieszkań porównywalne są do tych z Monachium, gdzie średnio zarabia się nawet trzykrotnie więcej niż w stolicy województwa małopolskiego (źródło). Ceny mieszkań w Rzeszowie, dobijają do tych w trzydziestokrotnie większym Dubaju (źródło 1źródło 2). Czy to jest normalne?

Minister Krzysztof Hetman w oświadczeniu majątkowym pokazał, że ma dom o powierzchni 204 m2 za 650 000 PLN, oraz mieszkanie o powierzchni 56 m2 za 225 000 PLN. Gdzie w Lublinie kupię mieszkanie o takiej powierzchni, za taką cenę? Moi rodzice kupili mieszkanie w Łęcznej, o podobnym metrażu i podobnej cenie, ale 19 lat temu. Od tamtej pory ceny mieszkań przeważnie wzrastały. Politycy kolejny raz nie mają styczności z rzeczywistością. Aktualnie, ceny mieszkań w Lublinie oscylują wokół 9000 złotych za metr (źródło), czyli mieszkanie ministra jest rzekomo warte dwa razy poniżej średniej. 

Czasy kiedy na mieszkanie było stać tylko najbogatszych ponownie nastały. Cofamy się do XIX wieku, zamiast przeć na przód. Żaden obecny czterdziesto- czy pięćdziesięciolatek z zapracowanym majątkiem nie wmówi mi, że my, młodzi żyjemy w lepszych czasach, ponieważ mamy więcej możliwości. My nie mieliśmy tyle szczęścia, by pozwolić sobie na mieszkanie, ustabilizowanie się na rynku pracy, gdzie dla niedoświadczonych pracowników czekają umowy śmieciowe. I nie każdy będzie dobrze zarabiał - nie żyjemy w utopii. 

PS. Kojce dla psów czasami mają większy metraż niż dostępne na rynku mieszkania. 

czwartek, 11 kwietnia 2024

Wiśniowo


We wtorkowy wieczór, na kilka dni, zajechałem do Krakowa, by przenieść trochę rzeczy do Łęcznej. Za kilka dni czeka mnie kolejny zagraniczny wyjazd, który z pewnością wzbudzi nieco emocji. Bynajmniej pozytywnych. Kolejny rozdział do książki, gdzie oprócz podróży, pragnę poznać ludzkie problemy panujące w tamtym miejscu. Dzisiaj udało mi się zobaczyć „Wiśniową Aleję” na Bronowicach. Było całkiem sporo osób, które tak samo jak ja, chciały sfotografować kwitnące wiśnie. Trochę mało to oryginalne, ale według mnie to nic nie szkodzi. Przynajmniej ruszyłem cztery litery w tę słoneczną pogodę. 
Kupując bilet do Krakowa przydarzył mi się ciekawy przypadek. Otóż, bilet na pierwszą klasę był o 10 złotych tańszy niż na drugą, więc skorzystałem z tej wyjątkowej okazji i przez całą podróż miałem znacznie więcej miejsca niż zazwyczaj. 

poniedziałek, 8 kwietnia 2024

Demokracja zaskakuje

Frekwencja większa była do kandydowania niż do głosowania, przeczytałem jeden z komentarzy odnośnie wyników wczorajszych wyborów. I moim zdaniem jest to stwierdzenie jak najbardziej trafne. Wszystkie poniższe dane czerpię z PKW.

  • W Lublinie do sejmiku województwa wygrał PiS. Nasz region ponownie będzie samodzielnie rządzony przez tę partię, która zdobyła poparcie jeszcze większe niż w 2018 roku!
  • W mojej Łęcznej w pierwszej turze wygrał Leszek Włodarski, co tylko utwierdza mnie (moje osobiste zdanie), że miasto będzie dalej tkwiło w stagnacji. 
  • Frekwencja wśród najmłodszych wyborców jest tragiczna i wyniosła mniej niż 40%, co miało swoje odzwierciedlenie w wynikach. Wielu analityków zastanawia się, dlaczego tak to wygląda. Powodów jest kilka. Bardzo wielu młodych wyborców jest zameldowanych w innych miejscowościach, niż  faktycznie mieszkają, a w tych wyborach nie można głosować poprzez zaświadczenie. Zmiana miejsca głosowania jest znacznie trudniejsza niż w pozostałych wyborach. Studenci nie mają tyle czasu, by tydzień po świętach znowu wrócić do swoich rodzinnych miejscowości. Kto w ogóle pomyślał, że wybory tydzień po Wielkanocy to dobry pomysł? Innym problemem jest również to, że kampania wyborcza poza Warszawą była po prostu żenująco słaba i nikt praktycznie nie interesował się tymi wyborami.
A co do propozycji zmian w tych wyborach? Jest kilka ważnych spraw.
  • Jednomandatowe okręgi wyborcze w najmniejszych gminach są bezsensowne. Idealnym przykładem jest Krynica Morska - miasto z jedną komisją wyborczą, ale z aż 15 różnymi kartami do rady miasta ze względu na utworzenie JOW-ów w których głosuje po maks. kilkadziesiąt osób. Dodatkowe koszty i dodatkowa praca dla komisji. W wielu gminach z tego powodu nie odbyły się wybory, bo mandaty zostały obsadzone bez głosowania. Na przykład w Lipinkach Łużyckich w województwie lubuskim. 
  • Podział okręgów w wyborach proporcjonalnych do sejmiku i rad miejskich. Warszawa ma 60 radnych do wyboru i aż 10 okręgów wyborczych. Czyli średnio na jeden okręg wybiera się 6 radnych. Komitety z mniejszym poparciem, lecz które przekroczyły próg, mogą nie dostać ani jednego mandatu. Tak samo w sejmikach. Po kilku radnych do wyboru, a wiele komitetów przekraczających próg nie dostanie ani jednego radnego, zostawiając tysiące wyborców bez reprezentacji. Ja jako wyborca Lewicy, nie oddałem na nią głosu do sejmiku, ponieważ ta nie miała absolutnych szans na mandat. Mniej okręgów, większa reprezentacja. Jeszcze ciekawiej jest w powiatach. W powiecie lubartowskim PiS zdobył 35% poparcia i ponad połowę mandatów. Wszystkie komitety przekroczyły próg, nawet znacznie, ale 25% głosów rozłożyło się na zaledwie jeden mandat. 
Czy aby na pewno koalicja rządząca ma się z czego cieszyć? Może pora na to, by wprowadzić jakieś zmiany? 

niedziela, 7 kwietnia 2024

Wybory


Jest po 21, czyli już koniec z ciszą wyborczą. Oddałem głos po siedemnastej i co zabawne, na trzy różne komitety - na burmistrza i do rady miejskiej na Piotra Kotulę z Lewicy, do rady powiatu na Trzecią Drogę, a do sejmiku na Koalicję Obywatelską. Marzy mi się, by lubelski sejmik został uwolniony od samodzielnej większości PiS. A już jutro planuję zrobić analizę tychże wyborów, a także powiedzieć co nieco o zmianach, które wybory samorządowe potrzebują na przyszłość! 
Nigdy nie głosowałem tak późno. Jestem zazwyczaj porannym wyborcą, ale wróciliśmy do domu z Zemborzyc, dopiero popołudniu. Wczoraj udało mi się po raz pierwszy wziąć na ręce Luizę - mamę Dolores!

piątek, 5 kwietnia 2024

Drwal

Plac po Farze, jestem niezwykle dumny z tego jak to zdjęcie mi wyszło
Dziś udałem się w końcu na spacer po Lublinie. Rodzinka zajechała autem do Zemborzyc, a ja wybrałem się do mojego ukochanego miasta autobusem i do leśnej działki zawitałem kilka godzin później. Chciałem się po prostu przejść, zobaczyć ponownie coś, co bywało moją codziennością.
Przechadzając się Krakowskim Przedmieściem i Placem Litewskim czułem finał kampanii wyborczej. Obok ratusza mijałem prezydenta Lublina rozdającego gazety, a sztaby kandydatów z kompletnie różnych komitetów rozdawały ulotki prosząc o głos. Dziwnie się patrzy na wybory, trochę tak z ubocza. Dotychczas zawsze byłem zaangażowany, pomagając, zbierając podpisy, wieszając plakaty, bądź kandydując, jak w październiku, do sejmu. Może jednak wyjdzie mi to na dobre? 
Jak już zajechałem na miejsce, usiadłem sobie na dachu jednego z domków i patrzyłem w las, jak przyroda się odradza na nowo. Przy ogrodzeniu posadziliśmy sadzonkę świerku, a dodatkowo dostałem do ręki, po raz pierwszy w życiu małą piłkę łańcuchową i ciąłem garść martwego drewna na dzisiejsze ognisko. Poczułem się jak męski drwal! 

poniedziałek, 1 kwietnia 2024

Poleski Park Narodowy

Mama zabrała nas dzisiaj do Poleskiego Parku Narodowego! Na samym początku spaceru, usłyszałem drobny szmer i moje oczy ujrzały malutką żabę, która chciała przejść z jednej strony ścieżki na drugą. Żartobliwie poprosiłem ją by się zatrzymała i ta przystanęła na moment, jakby mnie zrozumiała i pozwoliła zrobić sobie zdjęcie. Mama cały czas mówiła o kaczeńcach nad wodą, o tym jak pięknie błyszczą i mają grube liście. Często po drodze mijaliśmy bagna, do których wpadały powalone konary drzew.


Na ścieżce przyrodniczej „Dąb Dominik” wędrowaliśmy również po kładce pod którą znajdowało się torfowisko. Przekroczyliśmy granicę lasu, kierując się w stronę jeziora Moszne. Ujrzeć mogliśmy karłowate sosny i rosiczki, które rosły na ogromnej powierzchni. Zza barierki spoglądaliśmy na malutkie jaszczurki zamierające na kępkach mchu. Na samym końcu czekał nas lekko chwiejący się pomost z widokiem na całe jezioro. Obok nas płynęły dwa łabędzie, które upiększały kadr w aparacie.


Kierując się z powrotem do parkingu skręciliśmy w stronę wsi Jamniki, przemieszczając się po kolejnej kładce. Zagęszczenie smukłych drzew tworzyły nad nami parasol ochronny przed grzejącym słońcem. Obok tychże rosły także tzw. bagna zwyczajne, które kiedyś służyły za ochronę przed molami. Te jednak jeszcze nie zakwitły. Tabliczki informowały nas, że jeśli nam się poszczęści to możemy usłyszeć żurawi klangor, albo spotkać wygrzewające się na kolejnym torfowisku zaskrońce, albo jadowite żmije zygzakowate. Mogliśmy na chwilę przysiąść i w ciszy słuchać ptasiego świergotu, jednak nie były to żurawie. Przemieszczając się coraz dalej, mijaliśmy torfianki - oczka wodne w głębi lasu. Drewniana ścieżka czasami prowadziła przez ich sam środek. Usłyszałem krzyk mamy, połączony z ekscytacją, a mój brat chwycił natychmiastowo za aparat. Znajdowałem się w lekkiej oddali, bo polowałem na żółwie błotne. Gdy podbiegłem do nich truchtem, zobaczyłem dwa zaskrońce pływające w wodzie. Próbowały wydostać się na stałe podłoże. Udało mi się jednego z nich uchwycić, ale w nie najlepszej jakości, ponieważ te uciekały przed moim obiektywem. Niemniej jednak ucieszyłem się, że udało mi się sfotografować kolejnych mieszkańców parku.

Wróciliśmy do samochodu, lecz to jeszcze nie był koniec wycieczki. Podjechaliśmy samochodem pod kolejną ze ścieżek przyrodniczych - „Obóz Powstańczy”. Kolejne kładki prowadzące przez mokradła, które wprawiły mnie w jeszcze większy zachwyt, bo kojarzyły mi się z lasem deszczowym. Pomyślałem przez chwilę o dzikim wyzwoleniu i o zjednoczeniu się z naturą. Tak bardzo to miejsce było wspaniałe, a znajduje się mniej niż godzinę drogi od mojego domu. Mogę tylko dziękować losowi za to, że Lubelszczyzna jest moim miejscem na ziemi. Przynajmniej pod względem walorów przyrodniczych.