Nie chce mi się rozpisywać na temat konkursów grupowych, które wygrywaliśmy (a całkiem sporo ich było). Skupię się na dzisiejszym dniu. Byliśmy znowu na plaży. Ostatnio częściej się kąpiemy w morzu, bo jest całkiem przyjemnie. Jednak dzisiaj były fale. I to nie byle jakie. Wszyscy chcieli pójść na wodę dwa razy. Udało się. Skakaliśmy po tych falach jak porąbani. Pływaliśmy razem z nimi, przewracaliśmy się na nie, nurkowaliśmy... Było absolutnie czadowo. Jednak największą sensację wywołał mały sześcioletni chłopiec, który nie mówił po polsku. Jego tata poprosił nas (po angielsku) żebyśmy zagrali z nim w kolory. Tłumaczyliśmy mu jak się gra. Kolory oczywiście mówiliśmy również po angielsku. Uroczy malec. Potem zostałem z nim ja i parę innych dzieci z młodszych grup. Chcieli zagadać, ale nie wiedzieli jak i pytali mnie jak dane słowo powiedzieć w tym języku. Miał ciekawe imię, pochodził że Szwecji. Potem z dziewczyną że starszej grupy (a dokładnie z mojej) rozmawialiśmy z jego mamą. Nie mieliśmy dużo czasu na pogawędki, ale dowiedziałem się, że to nie jej pierwszy raz w Polsce. Bardzo ciekawie się rozmawiało. Na sam koniec miło się pożegnaliśmy. Cóż za cudowny dzionek. Sanatorium się kończy już w ten piątek. Trochę przygnębiająca myśl...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz