czwartek, 19 grudnia 2024

Prawdziwy ból

Byłem dziś w kinie. Drugi raz w tym miesiącu i drugi raz w tym roku (tak się złożyło). Wybraliśmy się do „Kina pod Baranami” na „Prawdziwy ból”.

Film traktuje o dwóch kuzynach - Żydach, którzy wybrali się na kameralną wycieczkę grupową do Polski z Nowego Jorku. Zwiedzili Warszawę, Lublin i Krasnystaw. I to mi się właśnie podobało. Pokazanie Lubelszczyzny w hollywoodzkiej produkcji. Niesamowitym było rozpoznać miejsca, w których się często bywa na wielkim ekranie. Ulica Lubartowska w Lublinie, Brama Grodzka, nawet Jesziwa… Choć scena na Majdanku była krótka, to i tak pięknie oddała wstrząśnienie uczestników wycieczki. Polska jako kraj, a także Lublin zostały przedstawione fenomenalnie. 
Czasami odnosiłem wrażenie, że Benji jest nieco zbyt bezpośredni, a momentami nawet za bardzo przewrażliwiony. Chociażby mówi o tym scena w pociągu, gdy nie mógł znieść faktu, że jedzie w pierwszej klasie, a osiemdziesiąt lat wcześniej w takich pociągach tłoczyli się jego bliscy w drodze na śmierć. Rozumiałem o co mu chodziło, ale i tak uważałem, że przesadza. Niemniej jednak jego postać była jak sinusoida. Raz przesadnie optymistyczna, mająca wszystko i wszystkich gdzieś, a raz przesadnie markotna i zalewająca innych swoim bólem. Wszyscy krytycy zdają się zachwycać nad jego złożonością. A ja? Muszę przyznać, że wzbudził we mnie emocje. Nie wiem tylko, czy o takie chodziło. Szczerze? Chyba to była rola godna Oscara. Dobrze zagrana. Miałem ochotę zrobić mu to samo, co zrobił David. Najpierw spoliczkować, a potem przytulić. 
Głowię się także nad zakończeniem. Czy Benji jest bezdomny? Może po prostu nie ma już gdzie wracać i przesiaduje na lotnisku godzinami?
 Moja osobista ocena to 8/10. 

Brak komentarzy: