niedziela, 16 listopada 2025

Kujonek

Rano, w drodze na uczelnię. Zapomniałem jak wielki jest dawny „Szkieletor”. Miałem dziś lektorat i zajęcia o współczesnych systemach politycznych! Te drugie bardzo mi przypadły do gustu. Gęba mi się nie zamykała. Dyskutowaliśmy o różnych rodzajach ordynacji wyborczych, a później o przyszłości demokracji w pesymistycznych i optymistycznych ujęciach. To, że dużo kłapię dziobem na studiach to jeszcze nic nadzwyczajnego, bo to normalka. Ale te konkretne zajęcia bardzo mi przypadły do gustu. 
Ach, i dostałem parę chwil temu taką dużą czekoladę! Poziom cukru lubi to. 

sobota, 15 listopada 2025

Ciuch ciuch restaurant

Dzisiaj po północy po skończonym treningu.

O dziewiątej pobudka, 10:30 zajęcia i po sześciu godzinach można sobie posiedzieć, pochillować w małej grupce. Trafiło na „Stację Bosacka” niedaleko dworca głównego. Wszystko jest tu kolejowe. Tablice relacyjne i stacyjne, znaki informacyjne, semafor, zdjęcia i inne bajery. Zamówiłem sobie pizzę i kurczaka z frytkami. Duży chłop musi dużo jeść. 
Od dawna marzę, żeby mieć jakąś tablicę relacyjną z pociągu. Może kiedyś nabędę. 

środa, 12 listopada 2025

W dół o cztery i pół

Dzisiaj rano gorączka zmalała do 37,5 stopnia, a popołudniem temperatura już wynosiła 36,9. Stanąłem na wadze i waga pokazała 95,5 kilo. Jak już pisałem wczoraj, przez ostatnie dni mało co jadłem. Trochę też się wypociłem. No i zszedłem z tej setki. Teraz też wypoczywam, tak dla pewności. Oglądałem stare odcinki Ricka i Mortyego, a w tym momencie robię sobie seans „Naszego Magicznego Encanto” po czterech latach. Nigdy chyba nie oglądałem tego filmu w polskim dubbingu. Mam wrażenie, że wiele osób go nie rozumie i wyraża swoją niechęć wobec Abueli bez zwrócenia uwagi na jej perspektywę i strach przed utratą magii. Nieporozumienia to rzecz ludzka. Tak samo jak zmienianie się na lepsze. A do tego przecież doszło. 

wtorek, 11 listopada 2025

Choróbsko w święto…

Niedziela i poniedziałek. Czułem się w miarę dobrze. Nie było na co narzekać. Ale dzisiaj? Wstałem przed dziesiątą, ledwo żywy. Gorączka, ciutkę powyżej 38 stopni. Cały dzień chodzę po domu w kurtce. Nawet w niej leżę w łóżku, żeby się wygrzewać. Za mną trzy saszetki leków przeciwgrypowych i dalej temperatura się utrzymuje tak samo jak była. Jak ja nie znoszę chorowania. 
Przez ostatnie kilka dni jadłem bardzo mało, przez co podejrzewam, że jak nabiorę pełni sił, to będę dużo mniejszy. Nie tylko pod względem tkanki tłuszczowej, ale i mięśniowo. Nic, tylko spać i przeczekać. 

niedziela, 9 listopada 2025

Po Krakowie

Dostałem dzisiaj pandzioszka. Już sam ten fakt polepszył mi humor i „zrobił dzień”. 
Pojechaliśmy nad Zalew Nowohucki. Nigdy tam, o dziwo, nie byłem. Popołudniem było już ciemno i nie kręciło się tam jakoś dużo ludzi. Spodobał mi się między innymi domek dla jeżyków. 
Nieopodal znajdował się dom Jana Matejki. 

Koło dziewiętnastej znaleźliśmy się na drugim końcu Krakowa. Na Kadeckiej, na Krowodrzy znajduje się bar orientalny i mogłem zasmakować zupy krabowej i kurczaka po wietnamsku. Przejechałem się jeszcze do Woli Justowskiej, Parku Decjusza i Bielańsko-Tynieckiego Parku Krajobrazowego. Niedługo wracam do siebie. 

sobota, 8 listopada 2025

Średnio

Zdołałem zrobić dziś trening po tygodniu przerwy, ale dzisiaj czuję się co najwyżej średnio. Może złapało mnie jakieś choróbsko, ale nie jestem pewny. Gorączki nie mam. Nie kaszlę i nie kicham. Dobry sen na pewno mi pomoże. Być może. 

piątek, 7 listopada 2025

Czas powrotu

Babcia kupiła mi dzisiaj taki ładny i mięciutki sweterek (wiem, że nie wygląda, ale taki faktycznie jest!). Za niecałe trzy godziny mam pociąg z Werbkowic i po dwudziestej będę w Krakowie. 

poniedziałek, 3 listopada 2025

Imieniny i rodzinna wieś

Na wieś od czasu do czasu trzeba przyjechać. Dzisiaj o ósmej wyruszyłem pociągiem z Krakowa i wysiadłem przed czternastą w Werbkowicach, skąd pojechaliśmy na „naszą” wieś. Standardzik. Cieszę się, że teraz dziennie są dwa połączenia w obie strony i można wybrać dogodniejsze godziny. 

Przejazd przez Zamość i barszczyk od babci. Najlepszy na świecie. No i celebruję dziś imieniny. Wiem, że to zapomniane święto, ale wciąż lubię o nich pamiętać. 

niedziela, 2 listopada 2025

Prawie jak w Stambule

Pogoda płata figle i dwa pierwsze dni listopada są wyjątkowo ciepłe. Wybrałem się dziś z przyjacielem do tureckiej restauracji nieopodal Galerii Krakowskiej, bo naszła mnie ochota na coś z ichniejszej kuchni, a nie będące kebabem. 
Jesteśmy przepełnieni! 

sobota, 1 listopada 2025

Przedostatni miesiąc roku

Jeszcze trochę foteczek z ostatniej nocy. Był konkurs na najlepszy kostium i zostałem „zachęcony” do tego, żeby wziąć w nim udział. Nie wygrałem, albowiem było dużo ciekawszych kostiumów. Niemniej jednak było zabawnie i dostałem picie w strzykawce. 

piątek, 31 października 2025

Typowy gejowy Halloween

Jestem dziś w Lindo. Trwa impreza halloweenowa i oczywiście Hubercik musiał przebrać się tak jak na typowego geja przystało. Żeby dużo odsłonić. Nieco low effort, ale kostium kupiłem jakieś 2-3 tygodnie temu i myślałem, że dodam do tego jakiś makijaż lub coś w tym stylu, ale lenistwo wzięło górę i do popołudnia nie byłem nawet pewny czy w ogóle dziś przyjdę, bo rano nieco słabo się czułem. Notabene, przebrałem się za niby gladiatora. 

czwartek, 30 października 2025

Eksperymentalizm

Lubię odkrywać nowe rzeczy. Uwielbiam wręcz. W nocy miałem przyjemność wypróbować trochę gadżetów i porobić sobie z nimi zdjęcia. W szczególności spodobało mi się to. Ma taki charakterek. 

środa, 29 października 2025

Kalwaria Zebrzydowska



Odwiedzam dzisiaj kogoś w okolicy, więc zdecydowałem, że zahaczę na moment o sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej. Jest to jeden z obiektów światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Udało mi się ciut pozwiedzać, ale niestety zimna pogoda i późna pora sprawiły, że ta wycieczka zajęła mi dosłownie chwilę. Niemniej jednak ciekawie to wszystko wygląda nocą. Byłem tu raz, w dzieciństwie, z mamą, ale słabo już to pamiętam. Tak czy siak, jest tu bardzo ślicznie. Architektura sakralna to coś pięknego. 

niedziela, 26 października 2025

Hubert Diwa

Co się wydarzyło w ten studencki weekend to ja nawet nie mogę uwierzyć. Koło północy wyszliśmy do jeszcze jednej miejscówki obok rynku. Niespodziewanie okazało się, że tam też było karaoke i to bez kolejki. Od razu podszedłem do DJ-a i zamówiłem „Mam tę moc”. Dwie nieznajome dziewczyny na wieść o tym, podeszły do mnie i narzuciły lekką presję. Czy umiem to zaśpiewać i żebym ich nie zawiódł. W razie czego pomogłyby gdybym nie dał rady, ale pomocy nie było mi trzeba, bo zaśpiewałem całkiem nieźle (potwierdzone opiniami innych). Koleżanki mówiły, że jestem diwą. Poszedłem za ciosem i odważyłem się zaśpiewać „Gaję” Justyny Steczkowskiej. Fałszowałem. Przed drugą się zmyłem, wstałem na drugim końcu miasta, z rana wybrałem się tramwajem na uczelnię i spędziłem w niej osiem godzin. Myślałem tylko o odpoczynku w domu, kiedy to pod koniec zapytano mnie czy nie pojawię się na zmianie za barem i ostatecznie się zgodziłem, ponieważ pieniądz nie śmierdzi. Cóż to była za noc! Zostałem poproszony, abym wycisnął cytrynę bicepsem do napoju. 
Jeszcze mój współlokator wpadł z reklamówką pełną jedzenia, żebym miał co wtrząchnąć w trakcie przerwy, bo cały dzień ledwo co jadłem. Dzisiaj na szczęście lekki dzionek, bo tylko wpadam na lektorat. 

piątek, 24 października 2025

Do późna

Miałem dzisiaj zajęcia na uczelni do dwudziestej pierwszej. Jeszcze nigdy tak późno nie kończyłem, ale taki jest urok piątków. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło., bo po wszystkim wyszedłem do baru z karaoke na Starym Mieście, żeby się nieco pointegrować. Jedno piwko mi starczy. Jutro znowu zajęcia. 

czwartek, 23 października 2025

Ostatni raz w krótkim rękawie?

Dziś pogoda postanowiła nas zaskoczyć i za oknem termometry wskazywały aż 20 stopni. Prognozy na najbliższe dni wskazują, że o takim cieple będziemy mogli jedynie pomarzyć. Już mi deczko smutno na tę myśl. Będzie szaro, chłodno, błotniście i depresyjnie. Gdyby chociaż zimą częściej padał śnieg to byłoby to bardziej znośne. 

poniedziałek, 20 października 2025

Wymęczenie

W piątek wróciłem do Krakowa. Cały weekend był zapchany zajęciami. Wczoraj miałem ich aż dziewięć godzin i wróciłem ledwo żywy po dwudziestej do domu. Co jak co, ale trening należało wykonać, bo miałem trzy dni przerwy, a tak po prostu nie wolno. I pewnie za jakieś dwie godziny uderzę na kolejny. Ledwo co wróciłem z integracji koła naukowego. Dużo się dzieje. 


czwartek, 16 października 2025

Jesienne żyły

Już jutro popołudniu wracam do Krakowa. Zajęcia na studiach wzywają. Dzisiaj mam dzień odpoczynku. Wczoraj natomiast miałem bardzo dobry trening klatki piersiowej. Nawet żyłki mi wyskoczyły na ramieniu. 
Kartka papieru może mnie poskładać. 
Dzisiejszy, bezcelowy spacer po miasteczku. Łęczna jest bardziej jesienna niż Kraków. Jest tu znacznie zimniej, a także praktycznie wszystkie drzewa żółkną. Niektóre nawet zrzuciły czerwone liście. W poniedziałek myślałem, że dojechałem na jakąś miniaturową Syberię, bo nawet w Lublinie marzłem. 

środa, 15 października 2025

Na poziomie Bułgarii

Przeczytajcie sobie dane ESPON odnośnie dostępności mieszkań w Europie (źródło), a złapiecie się za głowę. Ten obrazek powyżej pokazuje ile procent przeciętnej, miesięcznej pensji potrzeba, żeby wynająć sto metrów kwadratowych mieszkania, ale to jest pryszcz w porównaniu z innymi danymi, które są tam dostępne. 
Oszczędzając 40% rocznie swoich dochodów przez dziesięć lat kupisz mieszkanie w Chełmie, albo w Berlinie. Mniej więcej taki sam poziom cen mieszkań w stosunku do zarobków. Sęk w tym, że w Chełmie jest ciut gorzej pod tym względem, bo w Berlinie dostaniesz nieco większy metraż. Naprawdę Polska musi być w ogonie Europy od tym względem? Dziwimy się, że demografia leci na łeb na szyję, a zapominamy, że mieszkanie, dach nad głową to luksus. 

wtorek, 14 października 2025

Mordownia

Byłem dziś na łęczyńskiej mordowni. Ćwiczyłem plecki. Jedną z maszyn na wiosłowanie wymaksowałem, używając ciężaru w wysokości 135 kilo i to naprawdę dało mi niezły zastrzyk energii na dalszą część treningu.

Łęczna opustoszała. Chodzę ulicami i jest jakoś tak… smutno i nudno. W przeciwieństwie do Krakowa. Mama wieczorem dała mi kilka koszulek do przymierzenia, żebym miał co nosić na studiach i wezmę je ze sobą do dawnej stolicy. Dla śmiechu nałożyłem na siebie dwie jej sukienki. Powiedziała, że jest ze mnie taki sam wariat jak tata. Nie jest to może coś dla mnie, ale przynajmniej mieliśmy z czego szczerzyć się jak konie.