Jechałem sobie do Puchaczowa. Skręcam na krajową nr 82, bo to tylko dwadzieścia metrów tejże trasy. Sygnalizowałem ręką, że chcę skręcić, a tu jeb. Przewracam się boleśnie na samym środku drogi, a za mną trzy samochody. Stres niemiłosierny, ale szybko zszedłem do najbliższego rowu i rozmasowałem zmasakrowane kolano. Jeszcze psy na mnie napadły. Łańcuch spadł, a ja nie umiałem go naprawić (tata potem mnie nauczył, bo to całkiem proste), więc od Puchaczowa do Łęcznej szedłem na piechotę. Jakieś 10 kilometrów. Może więcej. Było mi słabo, a do tego jeszcze słońce dawało czadu. Przygoda przygodą, ale obiad był dla mnie zbawieniem. Cukier - 39...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz