Istniejemy. Chyba każdy z nas ma na tym świecie swoje miejsce. Jedno z tych miliardów. Każde z nich ma swoją historię, którą nie każdy chce poznać, albo nie ma fizycznej możliwości, by tego dokonać. W końcu mamy do dyspozycji gargantuiczne liczby opowieści, legend i innych tego typu przekazów.
Przyszło mi urodzić się w Polsce. W związku z tym łatwiej jest mi poznać to miejsce, pomimo tego, że czuję się obywatelem świata, którego spotykają niewyobrażalnie wysokie ilości przygód, które dotykają każdego z osobna. Nie umiem, nie mogę poznać, odwiedzić, posłuchać, doświadczyć wszystkiego co działo się w mojej globalnej wiosce, mimo że bardzo tego bym pragnął. Czuję się jak na łańcuchu życia. Ogranicza mnie czas. To on jest tym łańcuchem. Pozwala mi co prawda poznawać, ale tylko ten ułamek z ułamka wszystkiego co mnie otacza.
Kogo obchodzi Laos? Kogo obchodzi Pandateria? Kogo obchodzi północno-wschodnie wybrzeże Belize? Chciałbym powiedzieć, że mnie. Ale czy na pewno obchodzi? Nie byłem w żadnym z tych miejsc, nie poznałem lokalnej ludności, kultury. Nie zasmakowałem tego. Gdybym mógł żyć milion lat, to bym poznał wszystko. Osiągnąłbym wiedzę, co prawda nie absolutną, ale ponadprzeciętną, która dałaby mi satysfakcję z tego, że cała ta planeta, ten mój dom, został odkryty przeze mnie w znaczny sposób. A może chęć poczucia spełnienia byłaby jak poprzeczka? Podnoszona coraz wyżej? Nie osiągnąłbym jej nawet gdybym żył wiecznie?
To jest trudne. Żyć ze świadomością, że miniesz, będziesz jedną z tych historii i jest ogromna szansa, że twojej nikt nie pozna. Nikt jej nie odkryje, ani nie zasmakuje. Przeżyć możesz ją tylko ty, ale zostawiając po sobie nawet najmniejszy ślad pobytu w tej kosmicznej egzystencji zwiększasz szansę na to, że nie umrzesz zapomniany. Przynajmniej na jakiś czas. Może to być pięćdziesiąt lat, a może znacznie dłużej. Kto wie ile? To nie jest zależne wyłącznie od ciebie, ale także od tego, czy dalsze pokolenia będą zainteresowane tym, że kiedyś byłeś obecny i zostawiłeś po sobie pewien bagaż doświadczeń.
Czy chęć poznawania i opisywanie swoich wewnętrznych dygresji wystarczy na to by stać się pomnikiem osobistej historii? Czy działania, które podejmujemy pomogą nam zapisać się w trochę inny sposób niż większość zwyczajnych ludzi? W końcu każde istnienie ma wkład w rozwój ludzkości. Chociażby minimalne. Może to być głos w wyborach, wpłata drobnej kwoty na hospicjum, czy też posadzenie kilku drzew, które za pewien czas będą lasem. Ten sposób myślenia pomaga. Pozwala wierzyć w to, że bez nas świat wyglądałby inaczej. Bo wyglądałby. Tak samo jak inaczej wyglądałaby pustynia bez jednej szklanki piasku. Różnica może i niezauważalna w skali całości, ale dla tych najbliższych ziarenek zmieniłoby się wiele.
Bądźmy sobą i starajmy zmienić się choć jedną rzecz, tylko po to, by być przykładem do działania. Tylko, czy każdy wie kim jest? Czy ja wiem kim jestem? Moje odczucia lecą jak kurz w nieskończoną otchłań pomysłów, idei i przemyśleń. Czy zasługuję na miano bycia sobą, gdy tak naprawdę nie wiem o sobie nic? A może niewiedza mnie kształtuje? Nadaje sens tej pustej przestrzeni zwanej tożsamością, lub samoidentyfikacją? Zadaję pytania, na które nie potrafię, lub nie chcę znaleźć odpowiedzi. Znam swoje cechy, ale nie wiem co one tworzą we wspólnocie. Czy jest to moje życie? Czy ja je kształtuję? A może kształtuje je chaos, bądź los? Bałaganię w swoim umyśle, pragnąc się wydostać z niewoli tych wszelkich lin zarzuconych na moje poczucie własnej wartości. To jest właśnie kreacja narracji o samym sobie. Jedni powiedzą, że są pozytywni, inni wręcz przeciwnie. A ja? Nie wiem. Nic już nie wiem.
Kogo obchodzi Laos? Kogo obchodzi Pandateria? Kogo obchodzi północno-wschodnie wybrzeże Belize? Chciałbym powiedzieć, że mnie. Ale czy na pewno obchodzi? Nie byłem w żadnym z tych miejsc, nie poznałem lokalnej ludności, kultury. Nie zasmakowałem tego. Gdybym mógł żyć milion lat, to bym poznał wszystko. Osiągnąłbym wiedzę, co prawda nie absolutną, ale ponadprzeciętną, która dałaby mi satysfakcję z tego, że cała ta planeta, ten mój dom, został odkryty przeze mnie w znaczny sposób. A może chęć poczucia spełnienia byłaby jak poprzeczka? Podnoszona coraz wyżej? Nie osiągnąłbym jej nawet gdybym żył wiecznie?
To jest trudne. Żyć ze świadomością, że miniesz, będziesz jedną z tych historii i jest ogromna szansa, że twojej nikt nie pozna. Nikt jej nie odkryje, ani nie zasmakuje. Przeżyć możesz ją tylko ty, ale zostawiając po sobie nawet najmniejszy ślad pobytu w tej kosmicznej egzystencji zwiększasz szansę na to, że nie umrzesz zapomniany. Przynajmniej na jakiś czas. Może to być pięćdziesiąt lat, a może znacznie dłużej. Kto wie ile? To nie jest zależne wyłącznie od ciebie, ale także od tego, czy dalsze pokolenia będą zainteresowane tym, że kiedyś byłeś obecny i zostawiłeś po sobie pewien bagaż doświadczeń.
Czy chęć poznawania i opisywanie swoich wewnętrznych dygresji wystarczy na to by stać się pomnikiem osobistej historii? Czy działania, które podejmujemy pomogą nam zapisać się w trochę inny sposób niż większość zwyczajnych ludzi? W końcu każde istnienie ma wkład w rozwój ludzkości. Chociażby minimalne. Może to być głos w wyborach, wpłata drobnej kwoty na hospicjum, czy też posadzenie kilku drzew, które za pewien czas będą lasem. Ten sposób myślenia pomaga. Pozwala wierzyć w to, że bez nas świat wyglądałby inaczej. Bo wyglądałby. Tak samo jak inaczej wyglądałaby pustynia bez jednej szklanki piasku. Różnica może i niezauważalna w skali całości, ale dla tych najbliższych ziarenek zmieniłoby się wiele.
Bądźmy sobą i starajmy zmienić się choć jedną rzecz, tylko po to, by być przykładem do działania. Tylko, czy każdy wie kim jest? Czy ja wiem kim jestem? Moje odczucia lecą jak kurz w nieskończoną otchłań pomysłów, idei i przemyśleń. Czy zasługuję na miano bycia sobą, gdy tak naprawdę nie wiem o sobie nic? A może niewiedza mnie kształtuje? Nadaje sens tej pustej przestrzeni zwanej tożsamością, lub samoidentyfikacją? Zadaję pytania, na które nie potrafię, lub nie chcę znaleźć odpowiedzi. Znam swoje cechy, ale nie wiem co one tworzą we wspólnocie. Czy jest to moje życie? Czy ja je kształtuję? A może kształtuje je chaos, bądź los? Bałaganię w swoim umyśle, pragnąc się wydostać z niewoli tych wszelkich lin zarzuconych na moje poczucie własnej wartości. To jest właśnie kreacja narracji o samym sobie. Jedni powiedzą, że są pozytywni, inni wręcz przeciwnie. A ja? Nie wiem. Nic już nie wiem.
1 komentarz:
Mnie no, np. Laos obchodzi i drzewa co las mi zawsze przesłonią. A to że nie wiesz nic, nie znaczy, że się kiedyś nie dowiesz.
Prześlij komentarz