W piątkowy wieczór zajechałem pociągiem do stacji Lublin Główny. Mama z bratem czekali na mnie w Zemborzycach. Takim małym raju na południu miasta. Spędziłem tam cały weekend i prawie cały poniedziałek. Siedziałem w lesie, dookoła mnie natura, śpiewające ptaki i rodzina. Mogłem rozpalić ogień w kominku i chodzić po podwórku, o ile nie padał deszcz.
W sobotę udałem się wgłąb zielonych płuc miasta. Promienie słońca próbowały przedrzeć się przez gąszcz drzew. Wszędzie dookoła powalone konary, głębokie doły. Na skraju znajduje się bagno i mała rzeczułka. Wczoraj w nocy przyjechałem do Łęcznej. Przywitałem się z moją księżniczką - Dolores. Nie widzieliśmy się pięć miesięcy. Słodko piszczała i zaczęła się tarzać po dywanie, gdy tylko mnie zobaczyła. Dziś natomiast pojechałem z mamą do Lubartowa, odebrać prace taty z lokalnego muzeum po zakończonej wystawie poświęconej jego twórczości. Czuję się lepiej w swoich rodzinnych stronach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz