Przypakowany gej chwalący się sylwetką online to w zasadzie już celebryta. Zdjęcia najwybitniejszych latają po forach i blogach, które się nimi zachwycają. Będąc chronicznie online, zna się już pewne nazwiska. Widząc niepodpisane fotografie, ukradzione lub zapożyczone z czyjegoś profilu, wie się zazwyczaj kto na nich jest. A z tygodnia na tydzień coraz więcej postaci przykuwa uwagę i trafia na symboliczną listę Adonisów-Herkulesów. Co chwilę poznaję nową osobowość, która może mieć nawet milion obserwujących, a ja pierwsze słyszę o kimś takim. Czym bowiem dzisiaj jest milion? Mrzonką. Dżentelmen z telefonem w dłoni stoi przed lustrem, wystawiając na pokaz swoją sylwetkę jak muzealny eksponat do podziwu przez ludzi doceniających kunszt pracy nad własnym ciałem, które jest rzeźbione przez wirtuoza, maestra. Ciało współczesne nie jest świątynią, a domem, który możemy zaaranżować jak nam się żywnie podoba. Ja taką aparycję porównałbym do drzewa. Brzuch, jak i talia, byłyby naprawdę grubym pniem, a górna część, za pomocą mięśni najszerszych grzbietu przypomina mi rozłożystą koronę. Człowiek baobab.
Wybieram się niedługo na siłownię, mimo że za oknem strasznie leje i jest po dwudziestej drugiej. Po prostu lepiej mi się ćwiczy o późnej porze.