 |
Stanąłem dzisiaj przed lustrem, bo znowu usłyszałem, że jestem podobny do taty. |
Chcę nieco bardziej rozwinąć to co pisałem w środę. O wyglądzie. O podnoszeniu ciężarów. O ciągłym samodoskonaleniu. Otóż, można zauważyć, że ciągle muszę, tak jakby, pokazać sylwetkę, odsłonić nieco ciała. Jak już wspomniałem, wywołuje to pewien podziw, być może nawet zazdrość wśród ludzi, którzy nie chcą znaleźć nawet odrobiny czasu na trening. Dlaczego zatem mam coś poprawiać? Przecież po to to robię. Dla poklasku. I tu jest coś więcej niż tylko chęć pokazania. Otóż, inni mnie widzą inaczej niż ja siebie. I to poczucie towarzyszy każdemu kto z treningiem siłowym ma choć ciut do czynienia. Nie jestem tak silny jak niektórzy moi koledzy, ale to nie zmienia faktu, że jest mi coraz lepiej z sobą. Ale lepiej nie znaczy, że mam stanąć w miejscu. Jest chłopisko, wielkie jak dąb, a dźwiga mniej niż ja. Jest inny chłopak, mniejszy, a weźmie na klatę dwukrotność tego co ja. I do kogo miałbym się niby porównać? Jaki byłby w tym sens? Jesteśmy różni. Mamy inny potencjał genetyczny, inny staż i przede wszystkim - inne cele. Ktoś będzie celował w siłę, ktoś w sylwetkę, ktoś w mobilność i gibkość. Czy jak ktoś pokona mnie w siłowaniu na rękę to automatyczny znak, że jestem słabeuszem? Oczywiście, że nie. Mogę przyłapać się na myśleniu, że już, natentychmiast mam być silniejszy. Bo ktoś mnie pokonuje. I takie rzeczy przyczyniają się do tego, że trening wychodzi mi słabiej. Wciąż jestem za mały, ale cieszę się z każdego komentarza, który nazywa mnie bykiem, dzikiem i innym wielkoludem. Bo to w pewnym sensie bardzo motywuje i wycina kawałki niepewności. Dziękuję. Naprawdę dziękuję za każde dobre słowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz