Łażę sobie teraz na bieżni na siłowni. Dwudziesta trzecia z minutami. I sonie uświadomiłem głupią rzecz. Jutro będzie pół roku z łańcuchem na szyi. Ani razu przez ten czas go nie zdejmowałem. Czasami zapominam o jego istnieniu. A jednak jest mi z nim bardzo dobrze. Zdarzyło się parokrotnie, że miła kasjerka w sklepie, albo wykładowczyni na zajęciach zwracały na niego uwagę i trochę dziwnie było się tłumaczyć z imidżu. Ma on jakąś moc. Dodaje mi pewności siebie, komfortu i poczucia brutalnej wizualnie męskości bez toksyczności. Lubię siebie w tym roku wyjątkowo bardziej. Pomimo wzlotów i upadków. Nadawajmy rzeczom znaczeń. Co nam to szkodzi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz