wtorek, 18 kwietnia 2017

W domciu



 Wczoraj to się działo... Od razu po przyjeździe do babci (a przedtem byliśmy jeszcze na cmentarzu i u drugiej babci) ja, Mateusz, Kacper, Patrycja i Ola wsiedliśmy w auto (tacy dorośli kuźwa) i pojechaliśmy do wsi nieopodal i kupiliśmy w sklepie piwo i lody. Piwo jest niedobre, jak się delektujesz smakiem. Jak pijesz haustami, to jest nawet dobre. Zwłaszcza te z lodówki.
 Potem mieliśmy grać w chowanego i podchody, ale się cosik nie udało, więc wyruszyliśmy na rower.
 Planowo miało nas jechać 6, ale zostałem ja, Patrycja i Ola. Było super
 Na prawie samym początku trasy, w lesie przy drodze znaleźliśmy ambonę. Weszliśmy na nią wszyscy po kolei i robiliśmy sobie zdjęcia.


 Dojechaliśmy nieco dalej i zaczęliśmy się bać, że się zgubiliśmy. Każdy przejaw cywilizacji był dla nas cudem.
 Te zdjęcia wyszły mi przecudnie.

 Ola na swoim ajfonie ma GPS. Cały czas z niego korzystaliśmy. Okazało się, że nie jesteśmy jeszcze w połowie trasy do domy, ale nie chciało nam się cofać.
 Ciepło jest tylko z pozoru. Było trochę wietrznie. Byliśmy wycieńczeni i do tego mieliśmy sine ręce.
 Wydzieraliśmy się do siebie, Ola nagrywała snapy, że się zgubiliśmy... Patrycja powiedziała, że jak się zgubimy to wzywamy policję zamiast dzwonić do rodziców. Serio. Mniejszy przypał.
 Problemem było także to, że na trasie było mnóstwo górek. Ale daliśmy radę. Tutaj skręciliśmy w lewo na Hrubieszów i jechaliśmy prosto do domu. Mogliśmy jechać do dziadka Patrycji, ale woleliśmy już dom. Zajechaliśmy jeszcze do sklepu na Ostrówku, by kupić chipsy i wodę. Zabrakło 40 groszy. Patrycja wyszła wtedy ze sklepu i zostawiła mnie zawstydzonego. Szczęście w nieszczęściu, wybrnąłem z sytuacji, kupiłem tańsze chipsy, a potem Patrycja wróciła, z pieniędzmi. I znowu wybrałem tamte chipsy. Boże, niby wstyd, ale pan się uśmiechał i mówił, że nic nie szkodzi, że każdemu się może zdarzyć... No w sumie to fajny pan.
 Ja i babcia Aniela. Po lewej cielak. Zdjęcie zrobione dzisiaj o siedemnastej. To po prawej wczoraj o dwunastej.
 Na nowo odkrywam Snapchat. Stworzyłem swoje bitmoji i z Mateuszem, Patrycją i Kingą spamowaliśmy sobie obrazkami.
Szkoda jechać do domu. bo tam u nich na wsi, to całkiem śmiesznie jest. Tylko Internet wolny. Jedyna wada.
.
.
.
Mieliśmy jechać o szesnastej, ale rura wydechowa się nam w aucie zepsuła. Dwie godziny naprawiali u mechanika, a ja jeszcze spędziłem trochę czasu z rodziną. W końcu jednak pojechać musieliśmy. Mówi się trudno. Szkoda tylko, że na tak krótko przyjechaliśmy.

Brak komentarzy: