Nigdy nie spojrzę na Ciebie tak samo

Każdy człowiek lubi spać. Leżenie w łóżku, kilkugodzinne odcięcie się od zewnętrznego świata sprawia, że człowiek rano czuje się mniej lub bardziej zrelaksowany i wypoczęty. Niemniej jednak przerwany sen to już nie jest nic wspaniałego, zwłaszcza jeśli realia są doprawdy... nieciekawe.
Okolice drugiej rano, smaczny sen małżeństwa Bialskich przerwało nieciche skrzypienie podłogi na dolnym piętrze. Krystyna nieco przerażona, ale jeszcze ze spokojem ducha szturchnęła lekko męża w ramię, na co ten odpowiedział cichym mamrotem: 
- Jest noc, czego ty ode mnie chcesz?
Małżonka szepnęła mu do ucha:
- Sprawdź co się wyprawia na dole. Podejrzewam, że ktoś może być u nas w domu.
Niewzruszony tym Marian (bowiem tak miał na imię) przekręcił się na drugi bok i spojrzał jej prosto w oczy.
- A kto u licha miałby znaleźć się w domu biednego, siedemdziesięcioletniego emeryta? Nie mamy majątku, nic wartościowego do zabrania. Mieszkamy na totalnym zadupiu!
- Cholera, Marian! Przyrzekam, że jak nie zejdziesz w tej chwili na dół, to możesz szykować się na rozwód - odparła lekko zachrypniętym, pełnym łez, głosem.
- Już od siedemdziesiątego szóstego mnie tak straszysz.
- Matko Boska przenajświętsza, za kogo ja wyszłam?!?
Marian nie chcąc słuchać łkania Krystyny posłusznie zaczął się szykować do zejścia na dół. Założył przyłóżkowe kapcie, guzdrząc się przy tym, po czym powolutku szurał po podłodze do końca pomieszczenia. Lekko uchylił drzwi, gdy w tym samym momencie na dole w kuchni usłyszał dźwięk tłukącego się szkła.
- Może i ma rację - pomyślał lekko skonsternowany.
Wziął wiatrówkę, którą straszył okoliczne, bezpańskie psy i zaczął powolutku kierować się w stronę schodów trzymając się blisko ściany. Dopiero teraz zaczął czuć niepokój. Pocił się, a ręce drżały mu zbyt chaotycznie. Pocieszał się, mówiąc, że kot coś narozrabiał, ale gdy przypomniał sobie, że sierściuch drzemie sobie słodko na parapecie w oknie przy małżeńskim łożu, znowu zaczął odczuwać niepokój.
Znalazł się na parterze, ale wciąż stał przy schodach. Ostrożnie wychylił głowę zza ściany, po to by ujrzeć włamywacza szwendającego się po ich domu. Wiedział, że czeka go droga donikąd. Nie mógł wrócić na górę, bo schody by skrzypiały. Iść dalej też nie mógł, bo naraziłby się na potencjalne niebezpieczeństwo. Nie wiedział ile osób grasuje po jego czterech kątach. Ostatnią deską ratunku był dla niego telefon komórkowy do żony.
Zadzwonił do niej i szeptem powiedział, by ta zadzwoniła na policję, ponieważ miała rację. Pani Bialska nie zdążyła odpowiedzieć na jego słowa, ponieważ natychmiastowo się rozłączył. Ponownie wychylił się w celu przyjrzenia się przestępcy, który był pod jego dachem.
Wyjrzał jeszcze raz zza ściany ze wstrzymanym oddechem i ujrzał wyłaniający się z ciemności wizerunek człowieka z nożem w ręku. Ten zaczął szybko iść w jego kierunku z narzędziem wycelowanym prosto na niego. Ułamek sekundy, życie zaczęło mu się przewijać przed oczyma. Niewiele myśląc wziął swój pistolet i strzelił napastnika prosto w głowę, po czym ten padł na ziemię. Sekundy trwały jak godziny, a Marian trwający w ciężkim do opisania marazmie dodatkowo oddał strzał w serce. 
Krystyna z góry zaczęła się wydzierać po czym zbiegła na dół z parasolką, którą dzierżyła z ostrym szpikulcem ku przodowi. Zobaczyła męża z wiatrówką, a tuż obok leżał nieznajomy, na oko dwudziestoletni, mężczyzna w kałuży krwi. Nagle jej ukochany stracił przytomność. Nie mogła uwierzyć w tę scenę, zaczęła głośno płakać i wzywać Jezusa. Swoją roztrzęsioną dłonią sięgnęła po telefon stacjonarny i zadzwoniła ponownie po policję, ponieważ zapomniała, że wcześniej to robiła.
...
Wydarzenia tamtej nocy były dla obojga mocno traumatyczne. Po kilku tygodniach od tej feralnej pory relacje małżeńskie zaczęły się poważnie psuć. Z początku Krystyna nie myślała z nim spać w jednym pomieszczeniu i za każdym razem kładła się na kanapie lub fotelu przy telewizorze w salonie. Dręczyły ją myśli, które chodziły jej po głowie od momentu ujrzenia tej dantejskiej sceny. Podczas obiadu, który teoretycznie po raz kolejny z rzędu miał być spędzony w ogłuszającej ciszy, kobieta odważyła się przekazać mężowi krótką wiadomość.
- Nigdy nie spojrzę na Ciebie tak samo.
Marian zareagował patrząc tylko pustym wzrokiem na jej twarz, po czym do oczu napłynęły mu łzy. Ledwo wydusił cokolwiek ze swojego gardła.
- Skarbie najdroższy, zrobiłem to po to by obronić nas przed śmiercią.
Jego żona zaczęła szlochać razem z nim, po czym odpowiedziała mu coś, co pan Bialski chciał wyrzucić ze swojej pamięci.
- Zabiłeś człowieka. Jesteś mordercą. Nie chcę być pochowana z mordercą, nie chcę spędzić moich ostatnich dni z mordercą, nie chcę byś był dłużej moim mężem.
Marian zamarł w bezruchu. Ogarnęła go kompletna bezsilność. Zacisnął pięść i połknął ciężkie powietrze w swoim gardle. Wziął głęboki wdech i odszedł od stołu.
Samotna starsza pani siedziała nad zupą, do której spływały jej łzy. Nie chciała mieć nic wspólnego z tym człowiekiem. Nie docierały do niej argumenty, że była to obrona, albo że jej małżonek nie miał na celu nikogo mordować. Nieodwracalnie przykleiła mu łatkę zabójcy. Gdy tak siedziała, słuchając jedynie tykania ściennego zegara, Marian wrócił do jadalni. Stanął tuż przed nią, lecz ta wzrokiem skierowana była na płyn w jej talerzu. Zastanawiała się, czy więcej w nim jest jej łez, czy jednak zupy.
Minęło kilka minut. Marian cały drżał, a z kieszeni swojej marynarki wyjął to, co uczyniło go w oczach jego żony kimś niegodnym. Powiedział jej jedno słowo.
- Przepraszam.
Po wszystkim włożył sobie broń do ust i nacisnął spust.

Brak komentarzy: