piątek, 26 stycznia 2018

Lodowisko w Łęcznej - tylko, że na chodniku


No brawo. Jak co roku lodowiska nie ma, ale chodniki od paru dni są strasznie śliskie. Nikt z tym nic nie robi, nikomu to nie przeszkadza, a to, że ślizgam się nie raz lepiej niźli na IceManii w Lublinie, to pikuś. Widać gdzie władza ma obywateli!
(Zdjęcia autorskie, Rynek II i Rynek III)

niedziela, 14 stycznia 2018

WOŚP

Na samym początku chciałbym podziękować wszystkim osobom plusującym mój wpis na wykop.pl, ponieważ jestem świadom, że mimo to na świecie są dobrzy ludzie. A to, że kilka komentarzy było negatywnych mam w nosie. Miło mi, że liczba plusów wciąż rośnie, ale nie o tym mowa:
Co ciekawe, poszedłem z koleżankami na występ do Gimnazjum nr 2, gdzie o dziwo coś się działo w przeciwieństwie do roku poprzedniego. Jeśli chodzi o występy, to nie było na co narzekać - dzieci z przedszkola wystąpiły dobrze. Na tyle dobrze, że można było się uśmiechnąć, ponieważ maluchy były bardzo urocze. Występowali także uczniowie szkół podstawowych, gimnazjów i liceów. Jednak jest jedna rzecz do której muszę się przyczepić (i nie chodzi bynajmniej o maluchy, te niech się cieszą radosnym życiem dziecka). Chodzi mi dokładnie o fakt, że nie było żadnego losowania. Żadnego sklepiku np. z wypiekami, tak jak miało to miejsce rok temu w Milejowie. Można było za 2 złocisze kupić los i wygrać np. długopis. Przychodzisz np. z 30 złotymi w kieszeni, a do wyboru masz: wrzucić wszystko do puszki, albo wziąć udział w licytacji, gdzie większość produktów cenę wywoławczą zaczynały od 50 złotych. Spodziewałem się, że np. kupię sobie ciasteczko za 2 złote, albo breloczek za złotówkę, bo to też szło na WOŚP.
Część artystyczna była świetna, nie mam żadnych zarzutów, bo bawiliśmy się świetnie. Chodzi mi tylko o ten jeden drobiazg.
Do puszek na terenie całego miasta wrzuciłem około 20 złotych w różnych drobniakach (żółciakach, srebrach i w kilku dwójkach)
PS
Jeśli Łęczna nie uzbiera co najmniej 100 tysięcy złotych, to osobiście nazwę to PORAŻKĄ.

piątek, 5 stycznia 2018

Czy w Łęcznej jest smog?

Najdziwniejsza rzecz jaką można było zobaczyć wczoraj w Łęcznej? Ja! I to w tej masce powyżej. Łęczna nie jest może aż tak mocno zaczadzona jak Kraków, ale na moim osiedlu często jest tak nadymione, że ciężko oddychać. Ludziom najwidoczniej to nie przeszkadza, ale szkodzi to nam, a także środowisku... Warto pomyśleć zanim wrzuci się coś do pieca. Za głupotę płacimy zdrowiem, bo w ciągu najbliższych lat liczba zachorowań na nowotwory (zapewne nie tylko płuc) wzrośnie.
Dane ze strony aqicn.org nie są przychylne Lublinowi. To, że stan powietrza nie jest tragiczny, wcale nie oznacza, że jest w porządku. Łęczna tak daleko od Lublina nie leży, ale powietrze może być zarówno bardziej, jak i słabiej zanieczyszczone, ale autopsja podpowiada mi, że raczej to drugie.
Jestem "zielonym" człowiekiem. Każdy powinien być. Jak zniszczymy naszą planetę, to nie uciekniemy na Marsa. Przynajmniej nie najbliższe pokolenia.
.
PS
Gdy szedłem i wracałem z siłowni, część osób rzeczywiście zwróciła na mnie uwagę. Może i wyglądałem dziwnie, ale modę tę zapożyczyłem z Krakowa... no i wschodniej Azji.

wtorek, 2 stycznia 2018

Patopowieść

Historia ani trochę nie jest oparta na faktach. Jest to zmyślone opowiadanie - pierwsze w moim życiu. Pełne smutku, żalu i cierpienia. Prawdopodobnie jeszcze będę je poprawiał. Zapraszam do czytania.

"Ty stara ku*wo, znowu potłukłaś talerz" - taka była codzienność w moim rodzinnym domu, tata bił mamę, najczęściej uderzał ją po twarzy. To samo robił mnie, siostrze i bratu. Ale do kościoła to chodził, bo tak wypadało. Ta polska moralność. Unikałabym tego miejsca, gdyby nie strach przed jego pasem. A co zabawne, to on śpiewał w nim najgłośniej. Wszyscy mają go za pobożnego człowieka, ale mama milczy, ja milczę, siostra milczy. A co z bratem?
W wieku 14 lat tata wygonił go na budowę, ponieważ uważał go za zakałę rodziny i śmierdzącego lenia. Miał ponoć przestać być mazgajem i pipą (mówiąc łagodnie, ten zwyrodnialec inaczej to określał, ale nie może mi to przejść przez gardło). Po znajomości brat został zatrudniony na czarno. Roboty miał sporo, pieniędzy już nie tak dużo. Jednak konsekwentnie odkładał część zarobku, bo zaczął chodzić na siłownię. Często mi się zwierzał, że chce bronić mnie i mamę przed furią tego "człowieka". Nie raz i nie dwa był bity do nieprzytomności. Wtedy ja zamykałam się w pokoju na klucz, przytulałam moją pluszową owieczkę i kiwałam się, klęcząc na podłodze. Podłoga skrzypiała leciutko, wówczas gdy ja moimi drobnymi pleckami poruszałam raz do przodu, raz do tyłu. Zupełnie jak jakaś sierotka, którą po części chciałam być, ponieważ uważałam, że w domu dziecka mogłoby mi być lepiej. Płakałam, ale po cichu, bo znając go, usłyszałby i wyważył drzwi. Już raz tak zrobił. Pamiętam to, jakby to było wczoraj. Wściekł się, ponieważ pani wychowawczyni powiedziała mu na wywiadówce, że uczę się dobrze i pilnie, ale jestem mało staranna. Przez 2 lata spałam bez drzwi w pokoju. Zamontowano mi je z powrotem po tym jak dostałam świadectwo z czerwonym paskiem w czwartej klasie. Inne dzieci za świadectwa z wyróżnieniem dostawały wyjazdy za granicę, konsole, pieska... A ja dostałam drzwi...
Wracając do tematu brata. Połączenie budowy z siłownią nie było dla niego wystarczające. Tata nadal traktował go jak worek treningowy. Do tej pory zastanawiam się jak nauczyciele mogli nie zwracać uwagi na te jego blizny. Oceny miał dobre, ale co z tego? Nauczyciel jest nie tylko od stawiania ocen. Jest także pedagogiem. Powinien zwracać uwagę na takie rzeczy.
W wieku 15 lat zaczął brać sterydy od starszych kolegów. Miał po nich ostre jazdy. Często dawał tacie popalić. Podczas kłótni potrafili kłaść się na podłodze i wzajemnie odkładać pięściami. Walczyli wtedy jak równy z równym. Ja natomiast na to wszystko patrzyłam z taką pustką w oczach, z wizją świata pełnego cierpienia i smutku. Nie wiem czy to wpłynęło jakkolwiek na moje życie, ale chyba znacznie, bo do tej pory boję się stworzyć normalny związek.
Trwałam w tym długo. Szesnastoletni już Tomek był dwa razy szerszy niż przeciętny rówieśnik. Wiem, że palił i ćpał. Nie raz przeszukiwałam jego plecak. On jednak zaprzeczał. Kochał mnie i mamę, widać to było po nim. Nie umiał tego okazać w inny sposób. Być tyle lat gnębionym. Nie dziwię się wcale, że sfiksował. Też bym oszalała na jego miejscu, ale ja nie byłam tak bita jak on. Może dlatego, że byłam dziewczyną? Może ten gnój miał jakieś popieprzone zasady?
Rok później brata zatrzymała policja pod zarzutem handlu narkotykami. Jednak po paru dniach go wypuszczono. Do tej pory nie wiem jak. Przecież w plecaku miał naprawdę dużo towarów. Tata oczywiście musiał powiedzieć swoje. Nazywał go patologią. Zupełnie tak jakby on był bez winy. Jaka była odpowiedź Tomka? Przywalił mu w twarz najmocniej jak mógł. Tata padł na ziemię jak długi. Mama zaczęła płakać, ja tak samo, siostra także, po czym nas wszystkie trzy przytulił.
Tata przestał się do niego odzywać. Wręcz unikał go jak ognia. Co raz rzadziej się nas czepiał, nawet nas nie bił. Myślałam, że się zmienił. Jednak to co się stało później przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
Pół roku temu znalazłam go na strychu. Powiesił się. Zamarłam jak zobaczyłam jego sztywne ciało. Z jednej strony cieszyło mnie to znalezisko, bo był tyranem jakiego świat nie widział, ale jednak czułam jakiś smutek. Może żal. W końcu jednak to dzięki niemu przyszłam na świat. Ale czy było warto znaleźć się w tym przybytku łez i rozpaczy?
Brat się cieszył, mama płakała. Nie wiem czy z żalu czy z radości. Taty nie ma już z nami. Tomek leczy się z nałogu przy pomocy psychologa, porzucił złe towarzystwo i teraz wychodzi na prostą. Nie wiadomo tylko czy mu się uda. Trzymam jednak za niego kciuki. To przecież mój brat - obrońca, Anioł Stróż.