Odwiedziłem dziś cmentarz na ul. Lipowej w Lublinie. Jest to jeden z najbardziej wyjątkowych zespołów cmentarnych w całej Polsce. Dzieli się na cztery części: rzymskokatolicką, prawosławną, ewangelicko-augsburską i wojskowo-komunalną. Jest to styk trzech kultur, które towarzyszą Lublinowi od wielu wieków. Ma charakter wielonarodowy i wielowyznaniowy. Pełen jest zabytkowych nagrobków, a pochowanych na nim jest wiele ważnych osób, zasłużonych dla Lublina i regionu. Jednym z nich jest mój wujek, brat mojej babci - Jan Popek - artysta malarz i pracownik UMCS, który odszedł 20 lat przed moimi narodzinami. Specjalnie dla niego przyszedłem dzisiaj na tę nekropolię. Jak widać powyżej, nie tylko ja odwiedziłem jego grób. To znaczy, że więcej osób pamiętało o nim w ten dzień.
Prawosławna cerkiew i wielobarwne światła zniczy.
Powiem szczerze, że pierwsze dni listopada nie są dobrym czasem na zadumę. Niejednokrotnie odwiedzałem cmentarze na których spoczywają moi bliscy. Robiłem to w różnych okresach. Moim zdaniem refleksje i różne przemyślenia przychodzą człowiekowi wtedy gdy miejsce pochówku nie jest oblegane przez tłumy. Gdy jest cicho i spokojnie, a na cmentarzu znajduje się garstka osób, albo prawie nikt. Wtedy łatwiej jest "rozmawiać" ze zmarłym. Często to robię. Pytam o różne rzeczy, opowiadam jak mija mi życie, mówię o rodzinie. Oczywiście wszystko w myślach. Dla mnie ma to większy sens niż odmówienie po prostu modlitwy i pójście sobie.
Myślę sobie, co dalej będzie z pochówkami. Coraz więcej ludzi umiera, a my powoli tracimy miejsce na naszym globie by pochować rzesze zmarłych. Moim zdaniem powinniśmy zacząć częściej o tym myśleć. Ja bym chciał zostać skremowany, a moje prochy powinny trafić do biodegradowalnej urny, by następnie na moich szczątkach urosło drzewo. Przede wszystkim jest to znacznie tańsze niż pogrzeb, a do tego bardziej przydatne środowisku. Taka metoda pochówku to przyszłość.
Prawosławna cerkiew i wielobarwne światła zniczy.
Powiem szczerze, że pierwsze dni listopada nie są dobrym czasem na zadumę. Niejednokrotnie odwiedzałem cmentarze na których spoczywają moi bliscy. Robiłem to w różnych okresach. Moim zdaniem refleksje i różne przemyślenia przychodzą człowiekowi wtedy gdy miejsce pochówku nie jest oblegane przez tłumy. Gdy jest cicho i spokojnie, a na cmentarzu znajduje się garstka osób, albo prawie nikt. Wtedy łatwiej jest "rozmawiać" ze zmarłym. Często to robię. Pytam o różne rzeczy, opowiadam jak mija mi życie, mówię o rodzinie. Oczywiście wszystko w myślach. Dla mnie ma to większy sens niż odmówienie po prostu modlitwy i pójście sobie.
Myślę sobie, co dalej będzie z pochówkami. Coraz więcej ludzi umiera, a my powoli tracimy miejsce na naszym globie by pochować rzesze zmarłych. Moim zdaniem powinniśmy zacząć częściej o tym myśleć. Ja bym chciał zostać skremowany, a moje prochy powinny trafić do biodegradowalnej urny, by następnie na moich szczątkach urosło drzewo. Przede wszystkim jest to znacznie tańsze niż pogrzeb, a do tego bardziej przydatne środowisku. Taka metoda pochówku to przyszłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz