poniedziałek, 13 maja 2024

Szpital nieoczekiwany

Czekałem z niecierpliwością na sobotni finał Eurowizji. Nic jednak nie zapowiadało, że w międzyczasie stanie się coś niedobrego. Obudziłem się w piątek z lekkim kłuciem w podbrzuszu, by po kilku godzinach zmieniło się to w ostry ból. Trafiłem do kliniki, w której zrobiono mi badania i pobierano kilkukrotnie krew. Lekarze ustalili, że trzeba wyciąć wyrostek robaczkowy. Dostałem do podpisania wiele zgód, tłumaczono mi co i jak. Z początku się rozpłakałem, bo nie wiedziałem jaką decyzję podjąć. Nie chciałem być hospitalizowany. Jednak był to wybór konieczny. Niemalże od razu trafiłem pod stół operacyjny. Zanim to nastąpiło, przydzielono mi pokój, w którym miałem spać. Płakałem na środku korytarza. Bałem się, że nie obudzę się po znieczuleniu. Jedna starsza pani wyszła ze swojego pokoju i powiedziała po angielsku, że Bóg jest ze mną, oraz że pokonała raka, więc jeśli mam w sobie siły, wszystko pójdzie dobrze. Niedługo po niej przyszła młodsza pacjentka, niewiele starsza ode mnie i poczęstowała mnie chusteczkami, bym otarł łzy. 
Operacja zaczęła się chwilę po dwudziestej trzeciej, a skończyła przed drugą nad ranem. Zanim poddano mnie znieczuleniu rozmawiałem z chirurgiem o moich tatuażach. Po wszystkim transportowano mnie na mój oddział i pytałem wszystkich kiedy zacznie się moja operacja. Najbardziej polubiłem jedną z pielęgniarek. Ona mówiła do mnie po rosyjsku, ja do niej po polsku i jakoś się dogadywaliśmy.
Wróciłem przed chwilą do domu. Przywitały mnie stęsknione kiciusie, a na dodatek dostałem pandę na pocieszenie. Jest taka puszysta i kędzierzawa. Do końca tygodnia będę jadł kaszki dla niemowląt, lekkie sałatki, owoce i pił soki. 

Brak komentarzy: