sobota, 4 maja 2024

Zachód słońca na plaży

Dzisiaj krótko. Zostałem zabrany na kolejną przejażdżkę. Tym razem do miasta Jantarnyj (pol. Palmniki). Cel? Zachód słońca. I był to cudowny widok. Biegałem jak szalony, jak pies. Uśmiech nie mógł zejść mi z twarzy.
W jednym z barów przypominających plażowe bungalow rodem z Polinezji Francuskiej wypiłem koktajl przy ladzie siedząc na huśtawce. Wszędzie dookoła porozstawiane były leżaki z zasłonami, a także drewniane parasolki, które przy wejściu całkowicie zasłaniały linię brzegową.
Widoki jak z tropików.

środa, 1 maja 2024

Nowe miasto nad Bałtykiem

Dzisiaj wybraliśmy się do Swietłogorska, czyli dawnych Ruszowic - kurortu nieco mniejszego, lecz bardziej „zielonego” od Koronowa. Wysiedliśmy na stacji naprzeciw parku i szliśmy nabrzeżem nad jeziorem Cichym, mijając mini amfiteatr z pomnikiem skrzypaczki, park linowy, przystanie dla małych łódek i rowerów wodnych oraz liczne kantyny. W przeciwieństwie do poprzedniego bałtyckiego miasta, Ruszowice nie były płaskie. Droga nad morze wiodła przez wiele wzgórz i wzniesień. 
Na głównej ulicy mogliśmy dostrzec stoiska z pamiątkami, głównie z bursztynowym rękodziełem. Jedna babuszka na swoim stoisku sprzedawała nawet stare medale i przypinki z czasów komuny. Kupiłem jedną z flagą pierwszomajową za trzysta rubli. Obok tychże straganów grały lokalne kapele, a młodzieńcy w starych Ładach wciskali gaz do dechy popisując się swoimi „zdolnościami” za kierownicą. Klimat jakby wyjęty wprost z Mielna, bądź Okuninki. Doszliśmy do placu na którym mieściła się niezwykła, nowoczesna hala koncertowa.
Kupiłem od babuszki za 300 rubli


Zejście na plażę było nieco utrudnione, bo większość schodów kierujących do niej była zablokowana przez budowę kilku hoteli jednocześnie. Był to dość przykry widok, jednak gdy znalazłem się w końcu przy brzegu, a spienione fale chłodziły mi bose stopy i kierowałem się w stronę wysokich klifów, zostawiając za plecami plac budowy, poczułem wewnętrzny spokój. Natura nigdy mnie nie zawodziła, w przeciwieństwie do ludzi. Pobrzeże w Ruszowicach było zdecydowanie przyjemniejsze niż to w Koronowie. Pora wracać. 

niedziela, 28 kwietnia 2024

Koronowo - miasto kotów

Na sam koniec tygodnia termometry za oknem pokazały po raz pierwszy od dłuższego czasu ponad dwadzieścia stopni. Z tej okazji kupiliśmy bilety na pociąg do Zielonogradska, po polsku nazywanym historycznie Krancem, bądź Koronowem. Dworzec w Królewcu zaskoczył mnie procedurami bezpieczeństwa podobnymi do tych na lotniskach. Musiałem zeskanować cały mój bagaż i przejść przez bramkę. Byłem na wielu stacjach kolejowych i nigdy się nie spotkałem z czymś takim. Nasz pociąg był bardzo nowoczesny, jak nasze polskie, a do tego dość szybki. Do miejsca docelowego dojechaliśmy po czterdziestu minutach. Po wyjściu z pociągu przeciskaliśmy się przez kilkusetosobowy tłum. Dzisiaj każdy pragnął wyjechać z miasta. Ledwo co opuściliśmy stację kolejową i znaleźliśmy się na deptaku, na którym roiło się od kotów. I nie mowa tu tylko o bezdomnych cudownych stworzeniach, ale także o muralach, pomnikach, statuetkach. Stworzono nawet specjalne znaki drogowe i sygnalizację świetlną dla nich. Każdy sklep z pamiątkami sprzedawał kocie pluszaki, magnesy, koszulki i inne gadżety, a kawiarnie były wyposażone w specjalne stoliki dla czworonogów. Każdy mógł także nabyć trochę karmy w specjalnych automatach porozmieszczanych na ulicy. W jednym ze sklepików dostrzegłem maleńkiego, pluszowego kota w bluzie z kapturem, którą można mu było zdjąć, a także włożyć łapki do kieszeni. Momentalnie skierowałem się w stronę kasy. Uśmiechnięta od ucha do ucha ekspedientka zauważyła, że nie jestem Rosjaninem i życzyła mi miłego pobytu. Obok jednego z charakterystycznych dla niemieckiej architektury budynków stał także pomnik Włodzimierza Lenina. Skomentowałem to, śmiejąc się: Koronowo - miasto kotów i Lenina. Łapcie zatem moje kolejną porcję zdjęć z nowego miejsca. 
Koty, koty wszędzie.
Lenin w całej swojej okazałości. 
Słodziak w kapturze! 

Kocia mozaika i przerwa na selfie z pomnikiem!
Bałtyk! Do tej pory poza granicami Polski widziałem go tylko cztery razy - w Rydze, Rostocku, Karlskronie i Kopenhadze. Wszędzie jest tak samo cudowny. 
A na sam koniec - muzeum kotów znajdujące się w dawnej wieży wodnej i widok ze szczytu! 

czwartek, 25 kwietnia 2024

Kangury i huśtawka

Dzisiaj po raz pierwszy od przyjazdu miałem do czynienia ze słoneczną pogodą, lecz wciąż na tyle chłodną, że nadal musiałem mieć na sobie kurtkę. Udało mi się w końcu rozbujać na jednej z mega huśtawek na wyspie Kanta i powiem szczerze, że było bardzo wysoko i pełno emocji. Korzystając z okazji udaliśmy się także do zoo.
Ogród zoologiczny w Królewcu powstał w 1896 roku i jest to jeden z najstarszych takich obiektów w Europie. Moją uwagę przykuły w szczególności kangury. Wszyscy wiedzą, że moim ulubionym zwierzęciem jest panda, ale mało kto wie, że kangury są u mnie na miejscu drugim! 
Całkiem przyjemnie spędzony dzień.

wtorek, 23 kwietnia 2024

Kantwein krzepi

Skończył się weekend, a z nim małe przygody ze zwiedzaniem miasta. Wczoraj wieczorem wybraliśmy się po raz pierwszy na tutejszą siłownię, a także na pływalnię i saunę, które były w cenie jednego karnetu. Kupiłem sobie strój kąpielowy, a dodatkowo te cudeńko po prawej, choć muszę przyznać szczerze, że nie wiem czy dobrze zrobiłem.

W autobusie natomiast zauważyłem jedną ciekawą rzecz. W środku była bileterka, która siedziała na specjalnym miejscu i sprzedawała kwity za gotówkę, jeśli ktoś nie miał przy sobie karty płatniczej. Podczas jazdy mieliśmy także kontrolę biletów. Kontrolerka dała czas na to, by ci co ich nie nabyli zdążyli je jeszcze kupić. Prawdopodobnie z tego powodu kontrole są znacznie częstsze. Przeżyłem szok kulturowy podczas zaledwie jednej przejażdżki. 

Dzisiaj rozpoczął się food festiwal na wyspie Immanuela Kanta. Znany filozof wczoraj obchodził trzysetne urodziny. Spróbowałem trochę potraw, a także wypiłem malinowy Kantwein. 
Grobowiec Immanuela Kanta przy Królewieckiej Katedrze, który sfotografowałem w sobotni wieczór. To on uratował ten budynek przed wyburzeniem. Leonid Breżniew miał to w planach, ze względu na chęć pozbycia się z miasta pruskich symboli, jednak Kant był mocno ceniony przez Karola Marksa, co ostatecznie położyło kres likwidacji zabytku.

niedziela, 21 kwietnia 2024

Królewiec na niedzielę

Śniadanie w norweskim bistro znajdującym się przy bulwarze nad Pregołą? Czemu nie? Z tego miejsca w samym sercu Królewca można dostać się do wielu ciekawych miejsc po zakończonym posiłku. Dzisiaj wlazłem na szczyt latarni morskiej.
Znajduje się tam mała statua z mewą, która wysiaduje jajo. Wielu odwiedzających za nie chwyta, stąd na zdjęciu widać jego odbarwienie.
Dostałem tego ładnego, własnoręcznie wykonanego misia z lokalnego targu. Później znalazłem się w Muzeum Światowych Oceanów - na zdjęciu powyżej zobaczycie rekiny, aksolotla i piranię.
A tak dawniej wyglądali płetwonurkowie. Natomiast po prawej zobaczycie prawdziwą łódź podwodną!

Na pierwszy rzut oka nie widać odcięcia Rosji od zachodniego świata. Królewiec stara się być nowoczesny jak to tylko możliwe pomimo sankcji. W osiedlowym spożywczaku znajdują się praktycznie takie same produkty typowo „z zachodu” co w Polsce. Żeby jednak ominąć sankcje, część z nich sprowadza się z Serbii lub Iranu, ale produkty spożywcze z Niemiec, bądź Francji są dostępne bez większych problemów. Tak samo jak nieliczne produkty z Polski. Ciekawą rzeczą jaką zauważyłem są kody QR drukowane na paragonach. Umożliwia to płatność telefonem poprzez skanowanie. Takiego rozwiązania nie widziałem nigdzie indziej.

sobota, 20 kwietnia 2024

Przekroczyłem zakazaną granicę

22:30 - wyjazd z Lublina Głównego. Godzinę później znajduję się już w Dęblinie, skąd po godzinie oczekiwania wyjechałem do Gdańska, w którym byłem tuż przed godziną szóstą. Trzy godziny spaceru po starym mieście i wsiadam w busa do Królewca. Tak, tego Królewca. Stąd też tytuł posta, który jest także lekkim spoilerem - bo taki tytuł będzie miała również moja książka, o ile wszystko pójdzie zgodnie z planem.


Zdjęcia z jakże pięknego Gdańska. Nie mogłem odpuścić sobie przejścia się jego pustymi ulicami we wczesny sobotni poranek. Pogoda jednak była dość paskudna. Jeden stopień powyżej zera, deszcz i porywisty wiatr. 

Przejście graniczne w Grzechotkach. Odprawa po obu stronach trwała łącznie ponad dwie godziny. Do Królewca dostałem się około godziny 14:00. 
Po lewej pomnik przyjaźni polsko-radzieckiej, który kiedyś miał na sobie emblematy ZSRR oraz Polski Ludowej. Od lat dziewięćdziesiątych stoi bez żadnych tablic i odznaczeń, jednak swoją nazwę zachował. A po prawej słodki domownik, który waży dziewięć kilo, lubi jeść i spać i jest ogromną przylepą. 
Wyszliśmy jeszcze na mały spacer. Po lewej ja z pomnikiem suma nad Pregołą, a po prawej widok na katedrę - jedyny zachowany po wojnie budynek na wyspie Immanuela Kanta (który jest tam pochowany). Widzieliśmy też słynne mosty z matematycznego problemu Leonharda Eulera.
Widok z jednego z mostów Eulera

Co robię w Królewcu, tak w ogóle? Muszę przyznać, że to zasługa miłości.