wtorek, 29 października 2024
Jak z obrazka
czwartek, 24 października 2024
PSL świętsze od papieża
środa, 23 października 2024
Off
sobota, 19 października 2024
Hubi i koń
Młody źrebak i stadko koni. Poszczęściło nam się i mogliśmy je spotkać!
Brzeg Stawów Echo i Plenipotentówka - siedziba RPN.czwartek, 17 października 2024
Throwback Thursday
Moi rodzice w dniu ślubu byli tacy piękni |
wtorek, 15 października 2024
Era antyintelektualizmu
niedziela, 13 października 2024
Pan poważny
Mam 24 lata i długopis z dinozaurem |
czwartek, 10 października 2024
Hipsterland krakowski
Lubię żyć wygłupiając się (rzekomo jest to wpisane w męski gen). Wtorkowa wizyta w MOCAKu nakłoniła mnie do dzisiejszych odwiedzin (główna wystawa otwiera się na nowo, a dodatkowo wstęp dziś był darmowy). Napisałem do mojej kuzynki, czy nie chciałaby się ze mną wybrać, by porobić typowe zdjęcia na Instagram z „Między” Stanisława Dróżdża. No i się zgodziła. Każde większe miasto w Polsce ma takie sztampowe miejsce gdzie ludzie przychodzą pofotografować (w Lublinie chociażby są to tarasy widokowe w CSK). W „Między” byłem po raz pierwszy, co może być szokiem, ponieważ w Krakowie, z przerwami, mieszkam już od prawie dwóch lat, a jest to przecież jedno z ikonicznych miejsc na mapie miasta. Dlatego też jako miłośnik takich miejsc nie mogłem sobie tego odpuścić. Jestem dzieckiem popkultury.
Na miejscu jednak okazało się, że musimy poczekać ponad cztery godziny na otwarcie. Postanowiliśmy, że samemu zrobimy sobie wyjście i oglądaliśmy graffiti i tory kolejowe oraz hipstersko wyglądające lofty na Zabłociu. Po drodze zajrzeliśmy do Bricks and Figs, które znaleźliśmy kompletnie przypadkiem i układaliśmy sobie obrazki z klocków na ścianie. Ja ułożyłem zamek księżniczki. Po wyjściu znaleźliśmy mini park, który miał taki fajny fotel sprężynowy, a także piękne widoki na nowoczesną architekturę okraszoną nietypowymi kawiarniami.
wtorek, 8 października 2024
Odrobinę kultury
Skorzystałem z przyjemnej, prawie że letniej pogody i wybrałem się do MOCAKu. Odwiedziłem to miejsce pierwszy raz i jestem doprawdy zachwycony. Uwielbiam takie miejsca, a z różnymi rodzajami sztuki mam styczność od małego. Podoba mi się szczególnie architektura budynku jak i jego wnętrze. Co ciekawe, wielu artystów, których prace w tymże muzeum się znajdują, kojarzę z chociażby festiwalu Open City w Lublinie, bądź Galerii Labirynt, również w Lublinie. Niestety, wystawa stała jest nieczynna do czwartku, więc nie mogłem ich zobaczyć, aczkolwiek za niższą cenę mogłem zobaczyć wystawę dotyczącą jedzenia w sztuce.
Ja stojący obok pracy pt. „Fizyczna mapa konsumpcji w Polsce w czasie COVID-u” autorstwa Marcina Berdyszaka.Sztuka Postkonsumpycjna autorstwa Natalii LL - moim zdaniem najsłynniejszy przykład polskiej sztuki konceptualnej |
poniedziałek, 7 października 2024
Uzależniająca melodia
sobota, 5 października 2024
Fascynują mnie ludzie
Wczoraj byłem na uczelni. Mam za sobą pierwsze zajęcia. Zostałem mocno zachęcony do udziału w wielu programach i jak na razie fascynuje mnie wymiana zagraniczna, którą mógłbym najwcześniej odbyć na drugim roku. Kompletnie mnie jednak zaskoczył fakt, że wszystkie moje wykłady odbywają się zdalnie (studiuję niestacjonarnie). Całe szczęście większość z tych tematów jest dla mnie mocno interesująca. Geografią polityczną interesuję się podświadomie od podstawówki. Podstawy prawa sam studiowałem dogłębnie, aby samemu pisać pisma administracyjne i wysyłać zawiadomienia do prokuratury. Socjologia brzmi również bardzo ciekawie, albowiem interesują mnie ludzie. Wszyscy ludzie. Nie zamierzam oceniać kogoś pod względem jego zamożności, inteligencji, wyglądu et cetera. Jedyne czego nie lubię w niektórych ludziach to to, że świadomie traktują źle innych, a spotykałem się z tym nie raz. Bogaty wyśmieje biednego, inteligentny (rzekomo) człowiek będzie się wywyższać, bo ktoś nie posiada wiedzy ogólnej. Ludzie w moim życiu to różnoraki zbiór wartości. Mam przyjaciół po siedemdziesiątce, których poznałem na przykład przez tatę. Mam przyjaciół z wykształceniem podstawowym, a z którymi lubię gadać o życiu, frasunkach, głupotach. Mam przyjaciół w całej Polsce, od małych miejscowości Dolnego Śląska, po wielkomiejską Warszawę. Mam także przyjaciół konserwatywnych, a także jeszcze bardziej liberalnych światopoglądowo niż ja. Jesteśmy tylko ludźmi i mamy swoje słabości. Może do nas przyjść nieświadoma myśl, która jest krzywdząca, ale chcemy ją przystopować. Możemy mieć gorszy dzień i niechcący się na kimś wyżyć. Tak bywa. Ale to nie czyni człowieka złym.
Za bardzo się rozmarzyłem o tych przechadzkach w jesienną pluchę po każdych zajęciach, albowiem będę siedział w zamknięciu, w swoim krakowskim pokoiku i słuchał wykładów przed ekranem. Jedynie na ćwiczenia będę musiał stawiać się stacjonarnie na uczelni. Wczoraj spotkałem mnóstwo ludzi. Moja ciekawska, obserwatorska natura zwróciła uwagę na wiele twarzy, które mijałem. Było nas niesamowicie wiele, nawet w kolejce po odbiór legitymacji. Czułem się też nietypowo ze względu na mój wiek. Większość osób na miejscu jest kilka lat młodsza ode mnie, bo mój rocznik technicznie już ma magisterki (kilka dni temu o tym wspominałem). Tak czy siak, jestem w dobrym miejscu.
Podoba mi się ekspresja ludzi, od wielu lat patrzę na stylizacje osób, które mijam na ulicy. Przez to samemu zdecydowałem się raz na jakiś czas kupić ubrania w podobnym guście, który mi się podobał. Podoba mi się zmieniająca się moda i coraz większa chęć ekspresji „nietypowej”. Styl hipisowski, alternatywny, glamour, punk czy streetwear. Faceci z kolczykami i pomalowanymi paznokciami, dziewczyny w krótkich włosach. To wszystko jest coraz odważniejsze, prawdziwsze, szczere. To jest wręcz spełnianie marzeń poprzednich pokoleń żyjących pod butem wojny, czy komunizmu. Uważam, że byliby niesamowicie szczęśliwi, że walczyli o naszą wolność i my tę wolność wykorzystujemy jak tylko możemy. Pasuje do tego poniekąd wiersz „Ocalony” Tadeusza Różewicza, który był przedstawicielem pokolenia Kolumbów. Zacytuję początek:
Mam dwadzieścia cztery lata
Ocalałem
Prowadzony na rzeź.
Sam przecież w tym roku skończyłem 24 lata i na moich barkach nie spoczywają tak traumatyczne doświadczenia. Lubię porównywać dzisiejsze czasy z tymi co miały miejsce kilkadziesiąt, albo i sto lat temu. Mijałem na rynku, po wczorajszych zajęciach, studzienkę im. Walentego Badylaka, który w tamtym miejscu dokonał aktu samospalenia w proteście przeciwko m.in. zmowie milczenia wokół zbrodni katyńskiej. Zbyt często myślę, że poznałem cały Kraków. Po powrocie do domu czytałem o bojownikach, z całego bloku wschodniego, którzy walczyli z opresją przeciwko ich państwom dokonywaną przez Związek Radziecki. O Ryszardzie Siwcu, Sándorze Bauerze, Janie Palachu, Janie Zajícu, czy Wasylu Makuchu. Niesamowicie interesują mnie biografie, lecz przy tym smucą mnie wydarzenia Powstania Węgierskiego, bądź Praskiej Wiosny, które zakończyły się śmiercią dziesiątek ludzi, bo nie chcieli być „przyjaciółmi” Związku Radzieckiego. Dlatego tym bardziej oburzają mnie głosy sprzyjające Rosji w kontekście współcześnie przeprowadzanych przez nią wojen. Byłem tam przecież jeszcze trzy miesiące temu i wiem, że duch miłości wobec czasów słusznie minionych wciąż tam tkwi. Dlatego uważam, że historia jest ważna i cieszę się niezwykle, że w każdej epoce są ludzie, którzy pozwolili na to, byśmy po wielu latach mogli się uczyć o wydarzeniach z przeszłości, mniej lub bardziej znaczących.
Jak istniał Skamander, jedną z rzeczy, która cechowała ich twórczość była fascynacja tłumem, jak i jego nowoczesnością. I tak oto, po stu latach, mam podobnie, tylko ten tłum jest jeszcze bardziej nowoczesny, a także jeszcze bardziej zróżnicowany. Czym się interesują ludzie? Co jest modne? Co będzie wspominane za kilka wieków? Co po sobie zostawimy? Tyle tych pytań jest, że aż cieszę się, że istnieje wiele osób, takich jak ja, które poczuwają się do tego, aby wiedzę tego typu upowszechnić i zachować na przyszłość, nawet tą daleko po naszej śmierci. W końcu, jak to mówił indyjski noblista Rabindranath Tagore - „ten kto sadzi drzewa, wiedząc, że nigdy nie usiądzie w ich cieniu, zaczyna przynajmniej rozumieć sens życia”.
czwartek, 3 października 2024
I kolejna trasa
Dlaczego tak często muszę się żegnać z Dolores? |
środa, 2 października 2024
Analizy i komentarze
wtorek, 1 października 2024
Off my chest
Zdecydowałem się podjąć studia, od nowa. Może powinienem to przemilczeć, bo w końcu nie wiem, czy mi się uda, ale jednak chcę udowodnić, chociażby samemu sobie, że potrafię. Już za kilka dni będę na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie - dokładniej będę studiował stosunki międzynarodowe (powrót do korzeni). Od dawna interesuje mnie świat. Nie umiem wytrzymać bez informacji o wydarzeniach z jego różnych części. Codziennie czytam i dowiaduję się nowych rzeczy, o kulturach, historii, ale także o ważnych bieżących wydarzeniach dla lokalnych społeczności. Najbardziej fascynują mnie Stany Zjednoczone i Unia Europejska (oraz cała Europa). Jeśli miałbym wybrać państwo, które jest moim „konikiem” (nie licząc Polski, ją mam w małym paluszku) to oprócz Stanów zastanowiłbym się nad Białorusią (strasznie mocno wierzę w to, że uda jej się uniezależnić od Rosji i stworzyć demokratyczne państwo), bądź Węgrami, Estonią, a nawet Rumunią (swoje zrobił wolontariat, nauczyłem się nawet na pamięć nazw wszystkich okręgów).
W 2019 roku, gdy wybierałem się na studia, marzyłem poniekąd o tym, by pracować w dyplomacji. Najbardziej chciałem „tropić” zbrodnie przeciwko ludzkości. Zastanawiałem się nawet nad tym, czy nie spróbować zostać doktorem. Minęło pięć lat - wielu moich rówieśników ma już magisterki, a ja w tym samym czasie smakowałem życia w inny sposób. Jeździłem po Polsce i świecie, zwiedzałem, poznawałem ludzi, pracowałem. W zaledwie trzy lata zobaczyłem aż 9 nowych państw, co zresztą za każdym razem wrzucałem tutaj. Nie żałuję niczego, bo wiem, że życie jest kruche. Dla mnie to niesamowite, że mogę się tu dzielić tym co dobre, ale też tym co takie niekoniecznie jest. Myślę, że bardziej potrzebowałem dojrzeć do tego, aniżeli ulegać naciskom z zewnątrz. Wszak to ponoć wstyd, aby w rodzinie pełnej profesorów i nauczycieli nie mieć nawet zwykłego licencjatu. Zdaje mi się, że mózgi w mojej rodzinie są żywym przykładem neuroróżnorodności. Oglądamy często teleturnieje i znamy odpowiedzi na specyficzne pytania z naszych dziedzin. Cały czas nie możemy się oprzeć różnej maści quizom i testom wiedzy, albo zadajemy sobie nawzajem pytania z myślą, że musimy to wiedzieć, bo się na tym znamy. Wczoraj natomiast oglądaliśmy w Teatrze Telewizji „Powrót do Reims” i jestem zafascynowany tym, że w niecały rok po wyborach takiego typu treści goszczą w Telewizji Publicznej. W dużym skrócie był to spektakl o ucieczce z pewnego środowiska. Profesor czuł się poniżany w swoim rodzinnym mieście, ze względu na swoją homoseksualność i stamtąd uciekł. Ludzie albo się z niego śmiali, albo czuli wobec niego wstręt. Moją uwagę zwróciło zdanie, że homofobia jest skorelowana z klasą. Zobaczyłem trochę w tym siebie. Bo ja też z takiego Reims uciekłem. Tylko w moim przypadku była to Łęczna. Spektakl był ciekawy. Oczekiwany powrót kultury wysokiej, która nie musi łechtać środowisk konserwatywnych. Proszę przy tym nie zrozumieć mnie źle. Jestem zwolennikiem kultury dla każdego, zatem nie jestem żadnym przeciwnikiem kultury religijnej. Problem zaczyna się wtedy, kiedy kultura ma być ograniczana przez jeden, wybrany światopogląd. Późniejszym wieczorem natomiast dowiedziałem się nieco historii dziejących się kilka dekad temu w moich rodzinnych stronach pod Hrubieszowem.
Czasami dziwi mnie ile rzeczy moi najbliżsi wiedzą. W końcu mój brat obejrzał w życiu kilkanaście tysięcy filmów i potrafi opisać praktycznie każdy. Moja mama ma tak z książkami. Ona to przeczytała równowartość kilku bibliotek i zna nazwiska setek, jak nie tysięcy autorów. Za dzieciaka była mistrzynią krzyżówek i wygrywała AGD w konkursach. Uczęszczała na studia ze mną w brzuchu. A ja opanowałem państwa. O każdym powiem kilka zdań od niechcenia. W styczniu pozytywnie zaskoczyłem koleżankę z Boliwii na szkoleniu w Bukareszcie i powiedziałem kilka faktów o jej państwie (dwie stolice - Sucre i La Paz, które jest najwyżej położoną stolicą świata, 36 języków urzędowych, państwo śródlądowe, graniczące z Brazylią, Paragwajem, Peru, Chile i Argentyną). Potrafię narysować mapę świata, wymienić nawet wszystkie granice. Przykładowo turecko-azerską, botswańsko-zambijską (najkrótsza granica międzynarodowa), czy chińsko-tadżycką. Stąd wzięło się pytanie od innej mojej koleżanki, która zapytała mnie wprost czy mam autyzm. Od dziecka wmawiano mi, że jestem wyjątkowy - szybko nauczyłem się czytać, w pierwszej klasie podstawówki znałem mapę Europy, już w przedszkolu mówiłem po angielsku itd. Na półce w moim pokoju leży opasły segregator, w którym znajduje się od groma dyplomów za konkursy plastyczne, poetyckie i przedmiotowe. Wypaliłem się i gdy przestałem uczestniczyć w takim miniaturowym wyścigu szczurów zacząłem mieć wyrzuty sumienia, ponieważ są ludzie, którzy są lepsi, bo nie zwolnili tak samo jak ja.
A teraz? Teraz jest inaczej. Idę z podniesioną głową. Wyobrażam siebie siedzącego na uczelni, z profesjonalnie wyglądającą torbą (już takową posiadam), w swetrze, obok okna, za którym rozpościera się krajobraz jesiennej pluchy. Słucham wykładów o geografii politycznej, nauce o państwie, prawie, socjologii. Wierzę, że mi się uda. Większość tematów mnie fascynuje. Po wszystkim wracam późną porą, czując się jak wielkomiejski człowiek, umiędzynarodowiony, cieszący się tym jak moje życie się toczy. Idący ulicą zbiór wspomnień i doświadczeń, którego ludzie dookoła widzą pod postacią szarego obywatela. Jestem optymistą. Czuję się znowu, jakbym miał dziewiętnaście lat. Największą zaletą jesieni jest to, że noce są dłuższe. Wieczór to moja ulubiona pora dnia. Zwłaszcza na spacery, wyjścia ze znajomymi, czytanie albo obejrzenie jakiegoś filmu.