czwartek, 13 lutego 2020

Czy wyjście z szafy to akt odwagi?

Niejednokrotnie spotykałem się z przypadkiem, że osoba, która wie o tym, że jest nieheteronormatywna boi się tego, że prawda wyjdzie na jaw. Znam osoby, które nie planują w najbliższym czasie powiadamiać najbliższych o tym, że np. nie przyprowadzą dziewczyny na kolację, bo syn jest androfilem, albo że mama nie będzie miała gromadki wnuków, bo córka znalazła szczęście u boku innej dziewczyny. To jest całkiem okej, że nie chcemy na prawo i lewo opowiadać o tym, czy należymy do społeczności LGBT+ czy też nie. Oczywiste jest, że kultura światowa ma charakter heteronormatywny, a całkiem do niedawna również patriarchalny (choć w co niektórych regionach to się nadal utrzymuje). Są jednak osoby, które nie czują potrzeby ukrywania tego kim są naprawdę i chcą pokazać otoczeniu, że ja, przedstawiciel inności, czuję się dobrze z tym, że do niej należę. Nieraz słyszałem o tym, że wyjście z szafy to wielka odwaga i że ludzie podziwiają to, że w takim nieprzyjaznym środowiskom Queer państwie udało mi się tego dokonać. Nie powiem, że z tym się nie zgadzam, ale zastanawia mnie jedna rzecz. Każdy jest w mniejszości. Człowiek jest mieszaniną charakteru i umiejętności, które czynią go wyjątkowym. Cech są miliardy - jeden człowiek ma zielone oczy, ma 193 cm wzrostu, uwielbia czytać horrory, świetnie pływa, ma długie, czarne włosy, a na czole ma bliznę; drugi człowiek posiada oczy koloru niebieskiego, 176 cm wzrostu, boi się horrorów, jest łysy, pływa jak przeciętny homo sapiens, a czoło ma gładkie jak nieujeżdżane lodowisko. Co może łączyć tych ludzi? Obaj znają angielski, obaj lubią pizzę z ananasem, obaj są mężczyznami i obaj są zakochani w sobie. Możemy znaleźć jeszcze 200 różnych drobnych szczegółów, które uczynią ich podobnymi do siebie, ale nadal między nimi występuje spora większość różnic. Nawet bliźniaki jednojajowe mają coś unikalnego tylko dla siebie, chociażby linie papilarne, albo umiejętność śpiewania operowego.
Do czego zmierzam?
Człowiek nie powinien się wstydzić tego kim jest. Jego upodobanie do konkretnych płci nie definiuje go jako normalnego, czy nienormalnego. Facet może być heteroseksualny i robić doktorat na Harwardzie, a może być homoseksualny i pracować jako konduktor. Nie oceniam tutaj oczywiście kogoś przez pryzmat jego kariery zawodowej, czy też wykształcenia.
Spójrzmy na mnie - jestem fanem Eurowizji i pand. Osób z takim połączeniem cech są setki tysięcy. Dodajmy do tego zamiłowanie do tej samej płci i chorowanie na cukrzycę. Już cztery cechy wystarczą, aby zawężać grono ludzi takich samych jak ja. Dodam, że moje ulubione kolory to fioletowy i czerwony, mój ulubiony serial to seria "Totalna Porażka", jestem częściowo niewidomy na jedno oko, uwielbiam geografię polityczną i mieszkam w Polsce. No i można wywnioskować, że jestem nienormalny. Ba, nawet gdybym był hetero, to też bym był nienormalny, albowiem nadal mam swoją charakterystykę, która jest NIEPOWTARZALNA. Moim zdaniem ludzie powinni przestać argumentować coś w kontekście normalności. Każdy ma cechę porządkującą go w chociażby minimalnej mniejszości.
Rozpisałem się na temat tej normalności i cech, a zapomniałem kompletnie o meritum. Gdyby ludzie w końcu uświadomiliby sobie, że normalność jest względna, to dawno mielibyśmy poczucie bezpieczeństwa ze swoim własnym ja. Ja nie mam niczego do ukrycia - to jest jedna z rzeczy, która mnie kształtuje i nie czuję się przez to odważniejszy. Nadal boję się goniącego mnie psa, przebywania samemu w lesie po północy, albo mordercy, który w ręku trzyma wielki nóż. Oczywiście te sytuacje to zwykła hipoteza. Nie powinniśmy też miarodajnie oceniać odwagi, bo to nic nie da. Dla jednego będzie to spacer po polu minowym, a dla drugiego wyznanie miłości koleżance z klasy. Ja umieściłbym wyjście z szafy bliżej drugiej opcji. Niemniej jednak ono samo nie powinno definiować heroizmu. Jeden akt nie czyni dramatu. Potrzeba czegoś więcej, żeby zostać człowiekiem odważnym. Ja siebie za takowego nie uważam.

Brak komentarzy: