Około 6 rano dojechaliśmy z mamą pod zamek w Lublinie, gdzie na miejscu odbywał się targ, w którym wystawiało się kilku sprzedawców, a kupców było jeszcze więcej. Sprzedawaliśmy przeróżne pamiątki po tacie. Niektóre z jego podróży, niektóre z jego latami zbieranych kolekcji. Mieliśmy okazję rozmawiać z wieloma osobami, które uwielbiają łapać takie okazje. Przeglądaliśmy z dwoma starszymi panami pocztówki i zachwycaliśmy się niektórymi (między innymi międzywojenną Łęczną i Lublinem, czy zdjęciami polskich miast z lat sześćdziesiątych). Co ciekawe, podczas szperania w kartkach na ziemię spadł stary paragon. Niby nic nadzwyczajnego, ale dokładnie mu się przyjrzałem. Wydano go 20 sierpnia 2005 roku i był to dokładnie bilet autobusowy z Hrubieszowa do Włodzimierza Wołyńskiego. Była to moja pierwsza wyprawa poza granice Polski. Wspólnie z mamą pojechaliśmy tam, by zobaczyć miasto, w którym urodził się jej tata i mój dziadek. Szokujące, że zachował się w takim idealnym wręcz stanie.
Udało nam się zarobić ponad 600 złotych w gotówce. Jednak pokazałem pewną moc mediów społecznościowych i opublikowałem na Twitterze oraz Wykopie posty, w których napisałem, że jeśli ktoś się nudzi to może przyjść do nas i kupić wiele ciekawych rzeczy. Takiego odzewu się nie spodziewałem. Na wykopie wpis polubiło ponad 2000 osób i dostałem z 20 wiadomości z pytaniami o cenę za różne towary z naszego stoiska.
Aktualnie szykuję paczki do wysyłki przez paczkomat i liczę, że do naszej kieszeni wpadnie jeszcze trochę pieniążków. Potężna jest moc internetu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz