piątek, 12 stycznia 2024

Dam sobie czas

Żniwa zbiera się po wielu miesiącach, bądź latach pracy, nie po paru dniach.

Po zakończonej przerwie świątecznej, która nastąpiła wraz z poniedziałkowym powrotem do pracy, po prawie trzech tygodniach od ostatniej wizyty w biurze wszystko nagle zaczęło wracać do pewnej normalności, do której przyzwyczaiłem się mieszkając w Rumunii od września. I tak oto odwiedzamy ponownie szkoły, bawimy się z dziećmi, uczymy. I tak każdego dnia. Poza tym dbamy o rozwój naszych możliwości. 


Małe kroczki, a nie porywanie się z motyką na słońce. Gdy tylko obserwujemy nasze progresy z dnia na dzień, to najprawdopodobniej nie zobaczymy nic. Motywacja daje ci początek, ale to nawyk daje ci wyniki. Wczoraj wracając późnym wieczorem z siłowni przypomniałem sobie jak mówiłem jeszcze w grudniu, że życie powinienem obserwować na podstawie tego w czym już się czuję dobrze i gdzie postępy są na tyle duże, że sam mogę zacząć motywować innych. I jest to pisanie (tego bloga chociażby, ale nie tylko) oraz siłownia. I warto na każdy progres w życiu spojrzeć przez taki pryzmat. Wczoraj miałem ponowne spotkanie z psychologiem, oparte na emocjach i myślach, które mnie czasem atakują. I nie pomyślałbym, że posiadanie takich myśli jest pozytywnym zjawiskiem. Zwłaszcza gdy się wie, że są złe i wcale cię nie definiują. Nie każdy potrafi zdać sobie z tego sprawę. Zawsze myślałem, że to moje zbyt duże ambicje w połączeniu z moją niecierpliwością i ciągłym porównywaniem się do innych są problemem, ale to nie w ambicjach leży problem, tylko w tym, że nie daję sobie czasu. I co zabawne, łatwo mi się ostatnio otworzyć przed innymi i powiedzieć o tym głośno. I wydawało mi się, że jestem w tym wszystkim sam, a tu okazuje się, że całkiem sporo osób przez to przechodziło, gdy było w tej samej pozycji, w jakiej ja jestem teraz. 
Jestem tutaj, w Rumunii, często nie przestaję myśleć o tym, że czeka mnie tyle ścieżek życiowych do obrania, a jestem na razie w jednym miejscu ograniczony przez pewnego rodzaju monotonię. Ale zapominam, że mija już piąty miesiąc odkąd tu jestem. Wzbogaciłem się o kilka nowych umiejętności. Zapominam, że monotonię kreuję ja - świadomie, bądź nie. Oczywiście, że chciałbym mieć osiągnięcia życiowe i nowe powody do dumy już teraz. Ale czy ktoś mi powie, czy otrzymanie wszystkiego czego pragniemy na pstryknięcie palca da nam rzeczywistą satysfakcję? Nie. I co ważne. Nie warto odczuwać frustracji w związku z tym, że ktoś coś zaczął wcześniej niż my i z tego powodu jest bardziej doświadczony i widać owoce jego pracy. Moje ciało widzi każdy, ale to jak nad nim pracuję widzi tylko promil z tych ludzi. Gdyby każdy widział, że trenuję na siłowni 4-5 razy w tygodniu i to po całym dniu pracy, to zazdrościli mi by mniej. 
A co z pisaniem? Potrafię użyć głębszych metafor, bogato opisać coś zwykłego, napisać co czuję, i to z łatwością. Pomysłów mi nie ubywa. Jestem w zasadzie studnią bez dna jeśli chodzi o to jak wyrzucić myśli na papier. Raz tworzę tu dłuższe treści, raz mniej, bardziej skupiając się na przestawieniu informacji, tak by była zrozumiała i zwięzła. Tworzenie i kształtowanie tego pewnego kunsztu to także proces, z którym tak naprawdę mam styczność od dziecka. Ewoluowałem i dojrzewałem latami do tego by móc kreować to co kreuję teraz. Jak patrzę na to co pisałem mając lat piętnaście, to myślę sobie, że gdybym się trzymał tych schematów, to bym wcale nie miał możliwości rozwinąć skrzydeł (wiecie, że jeszcze będąc w gimnazjum stawiałem spację przed znakami interpunkcyjnymi?). 
A przez tego bloga spotkało mnie jednak dużo dobrego, czytali mnie ludzie dojrzalsi ode mnie, natrafiając na mnie zupełnym przypadkiem. I zradzały się z tego przyjaźnie, znajomości, kontakty… Pomogli mi brnąć dalej do przodu przez te rozwidlające się niczym labirynt życiowe ścieżki. Udało mi się znaleźć drogę do tego miejsca, w którym się znajduję w tej chwili. A przede mną wciąż wiele wyborów, którą ścieżkę teraz obiorę? I oczywiście, że nie cofnę czasu i nie zmienię już konsekwencji podjętych przeze mnie decyzji. Ale to się właśnie nazywa doświadczeniem. 
Życie nie jest zwykłą ścieżką, w której możemy zawrócić. Jednakże możemy zmienić kierunek, w którym podążamy. Czasami ten życiowy labirynt jest tak zagmatwany, że owszem, możemy powrócić do pewnego miejsca, z którego odeszliśmy. Czasami wracamy w te miejsca, by zacząć coś na nowo, bo nasze wcześniejsze możliwości były inne i musieliśmy zrobić pewne, „zadania poboczne”, by móc ponownie zacząć z tego samego punktu. Tylko, że my nie zawróciliśmy, tylko obraliśmy kurs w ten sposób, że powrót do tego miejsca jest możliwy. 
W ten sposób patrzę na niektóre wyzwania. Teraz nie dam rady, ale to jest w porządku. Spróbuję jeszcze raz, ale później. Owszem, pisałem ostatnio, że zdarza mi się być nimi przytłoczony, niemniej jednak kiedy zacząłem się otwierać na rozmowę o tym wszystkim, zacząłem na to wszystko patrzeć inaczej. Tak jakby całe zło, było rozżarzonym ogniem, i zamiast się go bać i od niego uciekać, trzeba w niego wskoczyć, przezwyciężyć ból i dać radę ugasić wszystko od środka. A nie jest to łatwe, bo mimo że ten ogień jest tylko metaforyczny, to my jesteśmy przyzwyczajeni, że tak jak ten prawdziwy może nas sparzyć. Dlatego od niego uciekamy. A ucieczka nie jest rozwiązaniem. Jeśli zostawimy ten ogień w spokoju, on zacznie się rozprzestrzeniać i rzutować na całe nasze życie. Ja nie chcę, by to robił, dlatego też rozpocząłem proces jego ugaszania. Mam za sobą sukcesy, ale wiem, że ta droga może być dłuższa niż się wydaje. 
Na sam koniec. Zawsze lubiłem powtarzać, że człowiek przyczynia się do tworzenia historii samym swoim istnieniem. Czy to chodzi o najbliższą okolicę, czy regiony, kraje, kontynenty, a nawet całą planetę. A to wszystko za pomocą tego czego w swoim życiu dokonał. Ja swoją historię zapisuję robiąc różne rzeczy, czasami trywialne dla kogoś z zewnątrz, ale wielkie dla mojego bliskiego otoczenia, albo nawet tylko dla samego siebie. No i będę ją tworzył dalej. Nieważne, czy zapiszę się w umysłach milionów ludzi, czy też nie. Horacy pisał, że zbudował pomnik trwalszy niż ze spiżu. A ja, dwudziestotrzyletni człowiek buduję swój pomnik z tego co znajdę po drodze. Może być trwały, ale również tak kruchy, że z moim odejściem z tego świata zostanie z niego tylko pył. Ale to nie znaczy, że nie będę go dalej budować. Życie uczy mnie codziennie, że się zmieniam i dojrzewam. A jak przestać myśleć o tym, że inni są po prostu inni, i nie powinienem oceniać samego siebie na podstawie ich życiowych doświadczeń i sukcesów? Tego jeszcze muszę się nauczyć. 

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Żniwa zbiera się ciężką pracą, ale też zależy jakich środków się do tego używa ;)

Tomiandre pisze...

Życzę Ci, aby Twoja ciężka praca nad sobą dała efekty, które zauważysz i z których będziesz kiedyś dumny. ;*