wtorek, 31 grudnia 2024

Mój 2024 w pigułce

Jak tradycja nakazuje (20192020202120222023) pora na podsumowanie roku. Uwielbiam to robić! 


Miałem zrobić tradycyjne kolaże po jednym ze zdjęć z każdego miesiąca, które robię od podsumowania w 2021 roku, ale w tym roku było za dużo ciekawych przygód, więc postanowiłem zrobić większy album, po trzy zdjęcia na każdy miesiąc! 

Ostatni post w 2024 roku, matko, jak ten rok szybko zleciał! Był z pewnością pełen wzlotów i upadków, ale mogę rzec, że z przyjemnością będę do niego wracał, bo jak dotąd był on zdecydowanie jednym z najlepszych w moim życiu (być może przebił nawet mój ulubiony jak dotąd 2021). Dlaczego? Już mówię.
Styczeń rozpocząłem kontynuując mój wolontariat w Rumunii. Morsowałem po raz pierwszy w życiu po udanej zrzutce na prezenty dla dzieci z jednej z wiosek, w której uczyłem, spędziłem też trzy dni w Bukareszcie, a na przełomie stycznia i lutego udałem się na tygodniowy urlop do niesamowitego Stambułu, gdzie promem dopłynąłem na trzeci zaliczony przeze mnie kontynent - Azję. W lutym zakończyłem mój wolontariat, za co otrzymałem tzw. Youthpass” i certyfikat. W drodze powrotnej do Polski zwiedziłem po raz kolejny Budapeszt. W marcu odwiedziłem Ojcowski Park Narodowy i wróciłem na moją Lubelszczyznę. W kwietniu, chcąc poznać moją najbliższą okolicę zobaczyłem Poleski Park Narodowy, a niecałe trzy tygodnie później znalazłem się w Rosji, dokładniej w Królewcu. Pod koniec kwietnia odwiedziłem także Koronowo - miasto kotów. W maju kontynuowałem zwiedzanie okolicznych miast i miasteczek: RuszowicePalmnikiTylżę, czy Frydląd. W czerwcu podobnie: Wystruć i Gierdawy. Nagłośniłem również sytuację przewodniczącego łęczyńskiej komisji finansów, który po skandalu sprzed trzech lat wrócił na to stanowisko
W lipcu działo się najwięcej - wróciłem do Polski i szybko zasłynąłem z akcji smażenia jajecznicy na łęczyńskim Rynku II (najpopularniejszy post w tym roku i trzeci w historii). Interweniowałem także w sprawie kolejnych wycinek drzew i dwa dni później stworzyłem petycję o zazielenienie Rynku II. Całość wzbudziła ogromną sensację w mediach społecznościowych i tych tradycyjnych, powtórzyłem mój wyczyn dla „Faktów” TVN. W tym samym miesiącu udało mi się opublikować książkę: Przekroczyłem zakazaną granicę, która opowiadała o tym jak wyglądała pierwsza połowa mijającego właśnie roku. Pod koniec lipca dotarła do mnie paczka z dziesięcioma jej egzemplarzami i byłem wniebowzięty! Tak bardzo, że do dziś chodzę prawie wszędzie z jednym z moich wolumenów, podpisanym jako mój osobisty. 
Na przełomie lipca i sierpnia znalazłem się na mojej rodzinnej wsi, po ponadrocznej przerwie! Spędziłem tam przecudowny tydzień. W samym sierpniu stworzyłem także ważny (dla mnie) post - „Powody do zmartwień”, odkryłem też część Łęcznej, w której nigdy nie byłem, po czym wyjechałem ponownie do Krakowa, gdzie zobaczyłem m.in. KL Plaszow. We wrześniu opowiedziałem o tym, by chronić Internet Archive. Obchodziłem też moje 24. urodziny, które spędziłem m.in. na grze w minigolfa w Lublinie, a na koniec lata zajechałem do Wieliczki. Na początku października oficjalnie ogłosiłem mój powrót na studia (Stosunki Międzynarodowe na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie), dzieląc się przy tym kolejnym fragmentem z historii mojego życia. Przeżyłem niedługo potem świetny dzień zwiedzając „Hipsterland krakowski” (moja własna nazwa) układając klocki lego, bawiąc się na sprężynowym fotelu i zwiedzając MOCAK. Tydzień później zrobiłem sobie ogromy Throwback Thursday po kolejnym powrocie do domu i wspominałem stare, dobre czasy, nawet te sprzed moich narodzin. Odwiedziłem również Zwierzyniec i Roztoczański Park Narodowy. Konik polski jadł moją kurtkę!
W listopadzie wziąłem udział w krakowskiej Mili Niepodległości, a pod koniec miesiąca wybrałem się po raz pierwszy na spektakl do Teatru Słowackiego w Krakowie. W grudniu rzuciłem okiem na poszukiwanie własnej męskości w tęczowych social mediach, pokazując przy tym moje rozdarcie w tej kwestii. Na Mikołajki pojechaliśmy na kręgle obok Cycowa. Na dwa tygodnie przed świętami wróciłem na siłownię, po kilku miesiącach przerwy. Niedługo później udało mi się wybrać drag bingo w Lindo (przez cały rok starałem się wygrać, bez skutku) i otrzymałem kubek, skarpetki i koszulkę! Na święta dostałem natomiast mnóstwo pand - kocyk, bluzę, czapkę i podkładki! 

Ten rok obfitował w wiele przygód, nowych miejsc i nowych ludzi. Nie wiem, czy kiedykolwiek przydarzy mi się drugi, tak samo wspaniały. Ciężko mi uwierzyć, że wszystko co powyżej opisałem stało się w ciągu tych dwunastu miesięcy. Mój mózg nie potrafi tego pojąć. Polecę dobry artykuł podsumowujący mijający rok w popkulturze (LINK). Fenomenami w tym roku były moim zdaniem: Brat summer, demure, Luigi Mangione oraz English or Spanish. 
Stworzyłem także mój „neuroatypowy manifest”, który przeczytacie jako osobny post z lipca, bądź jako część rubryki: „o mnie, ale nieco dłużej :)”. Wiecie po nim, że mam fioła na punkcie statystyk tego bloga: ile mam tutaj wpisów, wyświetleń… kolekcjonuję to wszystko tak jakby w mojej głowie. Czasami mnie ta wiedza w dziwny sposób uspokaja; tak jakby liczba wpisów była moim życiem w pigułce, albo zbiorem w biblioteczce, który mógłbym fizycznie powiększać. Po prostu lubię je „mieć” i patrzeć jak jest ich coraz więcej. Ostatni dzień każdego roku jest taką wisienką na torcie, gdzie mogę to wszystko podsumować. Tyle wspomnień, zdjęć, uzewnętrzniania się, opinii, dziwactw i rzeczy, które mnie fascynują (dlatego też zrobiłem chociażby listę moich ulubionych artykułów na Wikipedii). Taki prywatny świat w jednym, zwykłym blogu. Może i jest to nietypowe, ale z mojej ekscentrycznej natury mogę być tylko dumny. A jaką nostalgię będę przeżywał za 20, 30, czy nawet 50 lat czytając to wszystko (o ile dożyję). W zasadzie już teraz mogę powrócić do wspomnień z poprzedniej dekady. Zresztą, nawet do tegorocznej Turcji powracałem chyba tysiąc razy. A wolontariat w Rumunii? Wciąż śledzę wydarzenia mające obecnie miejsce w Miercurea-Ciuc i wspominam świetnych ludzi, których tam poznałem. 
Patrzę z zadowoleniem na to, że w tym roku stworzyłem 154 posty, do których z przyjemnością będę wracał, tak jak robię to z wpisami z poprzednich lat) a od początku istnienia bloga jest ich już 1206 (razem z tym obecnym).
Na sam koniec drobne statystyki. 1,29 mln wyświetleń w tym roku. Łącznie 5,322 mln od początku prowadzenia bloga! 

sobota, 28 grudnia 2024

Demokrasakra

Leżę głównie w domku, wypisano mi mnóstwo leków, które zażywam (zapalenie oskrzeli). Od kilku dni gram sobie w Among Us (już dawno zapomniałem jaka to świetna gra jeśli trafi się na dobrych graczy), a wczoraj obejrzałem cały drugi sezon Squid Game. Kocham jak bardzo psychologiczny jest ten serial, i jak mocno wpłynął na popkulturę ledwo trzy lata temu. Sezon drugi był świetny. Mocno grał mi na emocjach. Obrzydzał poniekąd demokrację (jakże łatwo było zagłosować i decydować przy tym o życiu dziesiątek ludzi), ale również obnaża ludzką naturę (za pierwszym razem mi się udało, więc spróbuję jeszcze raz…) - chciwość, żądzę i agresję. Obejrzałem to jednym cięgiem. Ileż tam było nawiązań do tyranii, wojen, rewolucji… bardzo mi się to podobało. Moją sympatię wzbudziły dwie graczki - 149 i 120. Czekam z niecierpliwością na trzeci sezon, który ma mieć miejsce w przyszłym roku. 

Pogłaszcz mnie, a nie jakieś głupie seriale oglądasz

wtorek, 24 grudnia 2024

Pandowa gwiazdka

W niedzielę zajechałem do domu, lekko chory. Wczoraj Dolores próbowała zjeść stroik w moim pokoju, a dzisiaj po pobudce postawiłem prezenty pod drugim stroikiem. Moja mama dostała ode mnie trzy książki, które chciała przeczytać, a mojemu bratu kupiłem zdalnie sterowany helikopter. 


Brat mi kupił kocyk i podkładki z pandami, a mama dała mi bluzę i czapkę. Również z pandami. Jak łatwo mnie zadowolić. Wszyscy mnie doskonale znają i wiedzą, że najlepszym prezentem dla Huberta jest właśnie panda. 

czwartek, 19 grudnia 2024

Prawdziwy ból

Byłem dziś w kinie. Drugi raz w tym miesiącu i drugi raz w tym roku (tak się złożyło). Wybraliśmy się do „Kina pod Baranami” na „Prawdziwy ból”.

Film traktuje o dwóch kuzynach - Żydach, którzy wybrali się na kameralną wycieczkę grupową do Polski z Nowego Jorku. Zwiedzili Warszawę, Lublin i Krasnystaw. I to mi się właśnie podobało. Pokazanie Lubelszczyzny w hollywoodzkiej produkcji. Niesamowitym było rozpoznać miejsca, w których się często bywa na wielkim ekranie. Ulica Lubartowska w Lublinie, Brama Grodzka, nawet Jesziwa… Choć scena na Majdanku była krótka, to i tak pięknie oddała wstrząśnienie uczestników wycieczki. Polska jako kraj, a także Lublin zostały przedstawione fenomenalnie. 
Czasami odnosiłem wrażenie, że Benji jest nieco zbyt bezpośredni, a momentami nawet za bardzo przewrażliwiony. Chociażby mówi o tym scena w pociągu, gdy nie mógł znieść faktu, że jedzie w pierwszej klasie, a osiemdziesiąt lat wcześniej w takich pociągach tłoczyli się jego bliscy w drodze na śmierć. Rozumiałem o co mu chodziło, ale i tak uważałem, że przesadza. Niemniej jednak jego postać była jak sinusoida. Raz przesadnie optymistyczna, mająca wszystko i wszystkich gdzieś, a raz przesadnie markotna i zalewająca innych swoim bólem. Wszyscy krytycy zdają się zachwycać nad jego złożonością. A ja? Muszę przyznać, że wzbudził we mnie emocje. Nie wiem tylko, czy o takie chodziło. Szczerze? Chyba to była rola godna Oscara. Dobrze zagrana. Miałem ochotę zrobić mu to samo, co zrobił David. Najpierw spoliczkować, a potem przytulić. 
Głowię się także nad zakończeniem. Czy Benji jest bezdomny? Może po prostu nie ma już gdzie wracać i przesiaduje na lotnisku godzinami?
 Moja osobista ocena to 8/10. 

środa, 18 grudnia 2024

Postanowienie (jeszcze) staroroczne

Zdjęcia z poniedziałkowego i dzisiejszego treningu. Pamiętam jak dwa lata temu zacząłem ponownie regularnie ćwiczyć i było to pod koniec listopada. W tym roku zacząłem w połowie grudnia. Niemniej jednak chodzi mi o to, że postanowienia noworoczne dość szybko umierają. Dlatego lepiej jest zacząć (nawet jeśli od nowa) już dzisiaj, a nie przekładać wszystko na wieczne jutro. Na lato będę znów w formie!

niedziela, 15 grudnia 2024

Slay wigilia

Śniadanko kupione dziś na uczelni. Trochę taki Hubinfluencer z „insta aesthetics” Wstałem o tej nieszczęsnej 6:30 i doczłapałem się na zajęcia.
Wieczorem znalazłem się na wigilii w Slay Space, takiej trochę dla wtajemniczonych. Świetnie się bawiłem i poznałem kilka tęczowych duszyczek. Naprawdę świetnie jest nabywać nowe kontakty. Jeszcze atmosfera była taka swojska. 

sobota, 14 grudnia 2024

Psi żywot

Udałem się na miasto. Krakowska gorączka sobotniej nocy. Najpierw zrobiłem sobie fotkę z choinką, rzekomo najśliczniejszą na świecie (podoba mi się, ale jest trochę skromna), a potem wybrałem się do Lindo na pups meet. Nie jest to mój kink, ale świetnie się bawiłem i udało mi się nawet wygrać darmową mimosę. Potem po raz pierwszy w życiu udało mi się wygrać słynne krakowskie bingo! Dostałem koszulkę (na zdjęciu poniżej), skarpetki i kubek z Lindo! 
A jutro czeka mnie kolokwium i muszę wstać przed siódmą. Lucky me. 

piątek, 13 grudnia 2024

iNternet

Ostatnio wpadłem na pomysł, żeby odświeżyć sobie stare odcinki iCarly. Te klasyczne, pełne chaosu, dziwnych wynalazków i tej beztroskiej energii w stylu wczesnych lat 2000. A potem, z czystej ciekawości, odpaliłem dziś nową wersję. I, o dziwo, nie odrzuciło mnie. Właściwie to było całkiem fascynujące doświadczenie. Jakbym patrzył na dwa różne światy przez ten sam ekran. Obie wersje pokazują swoje czasy i to jak zmieniła się kultura internetu i jak zmieniłem się ja. Chyba. 

Oryginalne iCarly było jednak zdecydowanie bardziej kolorowe, pełne życia, trochę głupkowate (czasami aż wręcz krindżowe, jak na współczesne standardy). Internet wtedy był miejscem z nutką magii - takim cyfrowym placem zabaw, gdzie wszystko wydawało się możliwe, a sławę mogła zyskać twórczość pokazująca takie szaleństwa jak skakanie na drążku pogo i jednoczesne granie na trąbce. Teraz? W nowej wersji jest bardziej minimalistycznie, mniej jaskrawo, a klimat jest lekko ironiczny, dorosły. Trochę jak współczesne wnętrze z betonu, białych ścian i idealnie dobranych plakatów na ścianie. Czy to złe? Nie. Po prostu inne. I, co ciekawe, całkiem trafnie oddaje ducha naszych czasów, czyli internetu, który wciąż jest memicznym szaleństwem, ale… ugrzecznionym? Wpasowującym się w oczekiwania? Instagramowo-streamingowym? 

Nie będę ukrywać, brakowało mi chociażby Sam. Jennette McCurdy nie wróciła do swojej słynnej roli, co jest trochę bolesne, bo Sam była idealnym kontrastem wobec grzecznej Carly. Ale rozumiem dlaczego tak się stało. Po przeczytaniu jej autobiografii (swoją drogą, kupiłem ją jako prezent na nadchodzące święta dla mojej mamy, która ją uwielbiała) wiem, że show-biznes nie był dla niej dobrym miejscem. A jednak, oglądając te odcinki, poczułem coś więcej. Może to nostalgia, może świadomość, jak bardzo świat zmienił się od momentu gdy miałem dziewięć lat i marzyłem o tym, żeby kiedyś zrobić własny internetowy show. Tak. Siedziałem sobie na moim piętrowym łóżeczku i słuchałem muzyki i wyobrażałem sobie jak tworzę głupawe filmiki zbierające miliony wyświetleń. YouTube wtedy był inny. Facebook też. Instagram dopiero raczkował. 

Nowe iCarly to trochę lustro naszych czasów: mniej szaleństwa, więcej „estetyki”. Zobaczyłem scenę w drugim odcinku, która później była memem na TikToku. Widziałem również wiele seksualnych aluzji, które w przeciwieństwie do starego iCarly (tak, były tam takie aluzje, byliśmy po prostu za mali żeby je zrozumieć) były bardziej oczywiste. Chyba moje dzieciństwo dzisiaj doszczętnie umarło. Swoją drogą - nowe iCarly jest świetnym ukazaniem lat dwudziestych XXI wieku w popkulturze. To jest zdecydowanie na plus. Ale i tak uważam, że stare iCarly było lepsze. Nawet jak oglądam je dziś z lekkim cieniem żenady.

czwartek, 12 grudnia 2024

Powrót byka

Wczoraj push, dzisiaj pull, a jutro nogi. Mięśnie dają się we znaki. 

A ja jestem z siebie bardzo dumny, że w końcu udało mi się pozbierać do kupy. Znowu zacząłem liczyć ile jem białka i cieszę się, że w niektórych ćwiczeniach nie mam aż tak potężnego regresu jak mi się wydawało. Myślę, że szybko wrócę do formy z początku roku i będę miął stereotypowe „beach body” na lato. Moje treningi nie są jeszcze tak intensywne jak były jeszcze w lutym (zdarzało mi się siedzieć na siłowni nawet przez dwie godziny) i trwały po około czterdzieści minut. Ale przynajmniej zacząłem. I wcale nie od zera. 


środa, 11 grudnia 2024

Drag evening

Wczorajszy wieczór spędziłem na bingo w Slay Space i udało mi się zrobić wspólne zdjęcie z moją ulubioną krakowską drag queen - Lisandrą. Uwielbiam queerowe miejsca. Chodzę na to bingo od lutego i jeszcze nigdy nie udało mi się wygrać. Wczoraj byłem dwa razy blisko wygranej. Raz brakowało mi liczby 50, po czym wypadły kolejno: 52, 51 i 49 i myślałem, że wybuchnę śmiechem. 
Z innej strony kultury - zacząłem czytać „Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak. Byłem święcie przekonany, że otrzyma tegoroczną nagrodę Nike. 

piątek, 6 grudnia 2024

Kręgle obok Wembley

Z okazji Mikołajek pojechaliśmy z mamą i bratem do Wólki Cycowskiej, gdzie znajduje się gminny ośrodek sportu i rekreacji. Wybraliśmy się na kręgle, tuż nieopodal stadionu Błękitu Cyców, który nosi nazwę Wembley (jak ten londyński Wembley). 
W pierwszej i drugiej rundzie wygrałem, a w trzeciej poniosłem sromotną porażkę. Ewidentnie byłem zmęczony. Budynek jest nowy, kręgielnię otwarto na początku roku, ale na miejscu jest więcej atrakcji. Minigolf, siłownia, park linowy… Szkoda, że takich atrakcji nie uświadczymy w samej Łęcznej. 

środa, 4 grudnia 2024

Nareszcie Wrapped!

Wczoraj przybrałem bardziej niedźwiedzią formę, a dzisiaj po tygodniu oczekiwań nareszcie przyszła pora na Spotify Wrapped 2024. Wszyscy już byli nieco zniecierpliwieni. 
Łącznie odsłuchałem nieco mniej minut niż w zeszłym roku. Do tego nie spodziewałem się, że na pierwszym miejscu w najczęściej słuchanych utworach będę miał Ich kündige zespołu Grossstadtgeflüster. W tym roku zakochałem się również w utworze roots Grace Davies. Niemniej jednak byłem pewny, że w ścisłej czołówce znajdzie się Espresso Sabriny Carpenter. Liderka, jak co roku, ta sama - Lady Gaga. To było oczywiste. 
A tak prezentują się moje miejsca od 6. do 23. 

poniedziałek, 2 grudnia 2024

O poszukiwaniu własnej męskości w tęczowych social mediach

Social media są jak lustro, w którym często szukamy odpowiedzi na pytanie, kim chcemy być. Dla mnie to lustro wyświetla głównie dwa archetypy męskości, które dominują na moim instagramowym, czy twitterowym feedzie. Z jednej strony są to muskularni, potężni mężczyźni - wycięci, z wyraźnymi liniami mięśni i ciałami wyglądającymi jak rzeźby z marmuru. Z drugiej strony - miśki, mniej lub bardziej umięśnione, ale zawsze przytulne, przyjazne…

I tu zaczyna się moje rozdarcie. Coraz bardziej wprowadzam w życie mój powrót na siłownię. Wiem, jaką satysfakcję sprawiają rosnące mięśnie i podziw. Ale ta droga nie jest łatwa. Byłem tam wcześniej i wiem, jak łatwo dać się pochłonąć. To obsesyjne sprawdzanie w lustrze, czy obwód bicepsa już przekroczył pół metra. Czy jestem gotów znów wejść na tę ścieżkę, wiedząc, że może to przerodzić się w coś zbyt dużego, zbyt wymagającego?

Nie będę ukrywać - takie przykładowe bycie himbo brzmi kusząco. W tej fantazji kryje się prostota: ciało jako estetyczny wyraz siebie, wizualne piękno, które nie wymaga tłumaczenia. Himbo to w pewnym sensie ideał wolny od toksycznej męskości - bardziej troskliwy i zabawny niż agresywny i dominujący. Ale czy naprawdę chciałbym sprowadzić swoją tożsamość do wyglądu? Czy to nie oznacza, że znów uciekam od głębszych pytań o to, kim jestem? Z drugiej strony znam wielu. Są pozytywni, pełni radości, nie pochłaniają negatywnej energii ze świata. Posiadanie takich wręcz kolosalnych, ludzkich golden retrieverów w swoim otoczeniu dodaje życiu barw. To, że jest się „himbo” nie oznacza przy tym głupoty, jak wielu ludzi myśli. To bardziej oznacza prostotę. Inteligenty człowiek może bowiem zachowywać się prosto (nie prostacko).

Z drugiej strony jest ten archetyp misia - bardziej przystępny, mniej perfekcyjny, ale równie męski w swojej naturze. Czy to nie jest właśnie to, czego szukam? Przecież mam flagę bears, którą często nosiłem. Są przecież miśki z siłowni, które są ucieleśnieniem siły i męskości. Grają w rugby, są masywni i ciężcy. Często widzę relacje z tych misiowych imprez i znam jeszcze więcej ludzi wywodzących się z tego środowiska. Często z nimi przechadzam się na marszach. I czasami wyobrażam siebie jak z początku wyróżniam się tym, że jestem przy nich taki mały i nagle po jakimś czasie wtapiam się w towarzystwo i jestem jednym z wielu niedźwiedzi. Zbyt częste przebywanie w Berlinie mi to zrobiło. 

Sedno sprawy znajduje się najprawdopodobniej w chęci pewnego rodzaju przynależności. Chodzi o to, by czuć się częścią czegoś większego, by znaleźć coś w czym się odnajdujemy. Nie chcę być więźniem toksycznych wzorców, które nakazują być agresywnym wielkoludem, albo jakimś dresiarzem. Lubię być stereotypowy z zewnątrz, a zupełnie inny wewnątrz. Tym bardziej dziwi mnie ile osób „ze środowiska” poniekąd podziela moje zdanie i jest rozdarta i nie wie, który z tych archetypów wybrać. Są też, którzy wybrali i są dumnymi misiami albo „gym ratami” aka „instagays” dumnymi ze swoich ciał, które pomogły im w odnalezieniu własnej tożsamości. Coś w tym wszystkim jest.

Kilka stron i artykułów, które mogę polecić, szczególnie rozdartym w tej kwestii osobom: Bear World MagazineThe Bear TrainerInstagays, UnfilteredGay Men Have Long Been Obsessed With Their Muscles. Now Everyone Is.Why gay men have such a unique relationship with the gymThe tyranny of buffness.

niedziela, 1 grudnia 2024

Włosy robią różnicę.

Nastał grudzień, czyli praktycznie cały rok mamy za pasem. Wróciłem dziś na kilka dni do Łęcznej. 
Miałem przez cały weekend zajęcia na uczelni. Wczoraj mogłem poczuć się jak wykładowca, ponieważ przedstawiałem prezentację nt. metodologii naukowej. Rozgadałem się o studium przypadku, jakby to była moja pasja od dzieciństwa, sypałem przykładami z pamięci i wydaje mi się, że zainteresowałem publiczność. Wczoraj na kolejnym ze spotkań integracyjnych po zajęciach (najlepsza część studiowania) w trakcie rozmowy wyszło na jaw jak wyglądałem jeszcze na początku roku. No i usłyszałem, że lepiej wyglądam łysy. Ściąłem zatem włosy i wyglądam znowu „byczo” choć moja forma trochę podupadła (zamierzam to zmienić), mimo że bicepsy trzymają się (chyba) w miarę dobrze. No i trochę zamieszania tym spowodowałem. Poczułem się trochę jak taki stereotypowy „himbo”. 
A tutaj z księżniczką.