Zamiast ćwiczyć na ostatniej lekcji WF (był jakiś koncert w szkole, na którego nie poszedłem) byłem w świetlicy. Na początku żartowałem sobie z chłopaka, który grając z kolegą w bilarda narzekał na to, że ma za słaby kij. Nagle jego kolega przestał grać i oddał mi swój. Na początku nie chciało mi się zbytnio grać, ale rozkręciłem się, gdy za 10 razem udało mi się trafić bilę. Jemu zostały 4 (nie licząc ósemki), a mi 2. Zaczął się naprawdę wkurzać, ale jego zdenerwowanie osiągnęło apogeum, gdy przez przypadek walnąłem białą bilę tak, że podskoczyła i trafiła drugą bilę, tak, że wpadła do dołka. Ile było przy tym śmiechu. Śmiałem się ja, pani ze świetlicy i parę koleżanek, które patrzyły na nas znudzone. Niesamowite. Przecież jestem amatorem, a miałem lepszą sytuację od niego. Po 10 pudłach trafiłem kolejną bilę do dołka. Nie swoją. Pech.W końcu jakimś zamaszystym ruchem Ninja trafiłem moją ostatnią bilę. Mi została już tylko czarna ósemka, a jemu dwunastka i piątka. Szczęście trochę zaczęło mnie opuszczać, ponieważ dwie bile przeciwnika zostały trafione do dołka. Została nam tylko ósemka. On nie trafił, ja nie trafiłem, on znów nie trafił, aż ostatecznie... Udało się. Trafiłem do dołka. Podkręconą. Wygrałem. A grać nie umiem. Często nawet nie udało mi się popchnąć białej bili, a tu pierwsze zwycięstwo w życiu. Ostatnio grałem w bilarda 10 lat temu w Dusznikach-Zdroju. Miałem tylko 5 latek :P
.
Zacznijmy jednak dzień od początku.
Mama zwolniła mnie z pierwszej chemii bym się wyspowiadał (pierwszy piątek miesiąca, a ja nie mogę iść na mszę dla młodzieży, jutro będę w Płocku). W końcu ostatecznie trafiłem na język polski, gdzie mieliśmy kolejną lekcję o "Kamieniach na Szaniec" i o śmierci głównych bohaterów.
.
Dzisiaj pisaliśmy ostatni dzień próbnych egzaminów. Tym razem angielski (podstawa i rozszerzenie). Na samym początku rozszerzenie było tak banalne, że nie wiem czy przedszkolak by tego nie rozwiązał (mam tylko 1 błąd, na 99,9%). Rozszerzenie natomiast było nie takie proste, ale też nie trudne, chociaż niektórzy narzekali.
Cóż. Tak bywa.
Na fizyce omawialiśmy wczorajszy próbny egzamin (na to, że pani szybko go sprawdzi, nikt nie czekał. Sama skomentowała to słowami: "Jestem szybka dziewczyna". To świetna sprawa, że nauczyciele tryskają dobrym humorem). Ostatecznie z 6 możliwych punktów z fizyki, otrzymałem 4. Nieźle.
Mogło być gorzej.
Teraz tylko czekam, aż tata wróci z domu i jedziemy do Warszawy. Jutro z samego rana jedziemy do Płocka.
.
Edit: 21:24
Nareszcie jestem w Warszawie. Jechałem z Lublina "Polskim Busem" około 2 godziny. Nawet przejechałem się metrem z Milanowskiej do Ratuszu Arsenału. Ostatni raz metrem jeździłem w Pradze. W Warszawie nigdy. Teraz przebywam w Szkolnym Schronisku na Karolkowej ;)
.
Edit: 23:49
Dobranoc kochani, uwielbism Warszawę. Szkoda, że nie mogę tu zamieszkać.
Dziwi mnie jednak jeden fakt. Nie wiem czemu nagle na Instagramie zaczęło mnie obserwować 30 nowych osób.
Nadal nie mogę zapomnieć jazdy metrem. To było takie czadowe. Nawet udało mi się tam usiąść. Cud.
piątek, 4 grudnia 2015
Epickie zwycięstwo w bilarda
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz