poniedziałek, 13 stycznia 2025

Pora na narcyzm

Pamiętam jak na Twitterze trendowały na początku każdego miesiąca hashtagi typu #fitstyczeń albo #fitmaj gdzie głównie moje koleżanki publikowały swoje przemiany albo cele na przyszłość z finezyjnymi zdjęciami modelek z Pinteresta lub Tumblra. Planowały zdrowe odżywianie i jadły sałatki i koktajle z jarmużem. Wszystkie były zakręcone na tym punkcie, a ja byłem jednym z nielicznych chłopaków, który jawnie włączał się w akcję. Gdy moje koleżanki marzyły by wyglądać jak Ariana Grande, ja byłem zdeterminowany by wyglądać jak kulturyści rodem z Mr. Olympia. Tę pasję zaszczepił we mnie wujek, z którym oglądaliśmy nie jeden raz podnoszenie ciężarów, gdy byłem dzieckiem. Podnosił mnie aż pod sufit i mówił, że kiedyś będę tak samo silny jak oni. Miłe wspomnienie z dzieciństwa, a jednak miało na mnie wpływ. Innego dnia, razem z mamą, ciotką i jej synami robiliśmy zakupy w hipermarkecie i na jednej z alejek były reklamy produktów dla kulturystów przestawiających mocno muskularnych mężczyzn. Mój dwa lata starszy kuzyn powiedział na głos: „to kiedyś będzie Hubcio”. Miałem chyba dziesięć lat. 

Moja pierwsza styczność z siłownią to 10 listopada 2017 roku (pamięć do dat). Standardowa mordownia. Kilka miesięcy wcześniej dyskutowałem z pielęgniarkami w szpitalu i moją panią diabetolog o to czy w ogóle mogę, bo mama była zmartwiona, że to mi zaszkodzi, a bez zgody lekarza nie będzie mowy o żadnych ćwiczeniach. Po kilku tygodniach badań w końcu dostałem pozwolenie i ruszyłem na pierwszy w życiu trening. Mięśni przybywało, podnosiłem coraz więcej, miałem się czym chwalić. W takiej epoce narcyzmu nam przyszło żyć. Z początku tylko podziwiałem królów estetyki, kulturystów profesjonalistów jak i amatorów, a także modeli, którzy za cel obrali sobie rozmiar, a nie docięcie. A potem stało się to modą, na którą nie mogę narzekać. Po prostu bycie dużym i wzbudzającym strach jest świetne, zwłaszcza gdy ma się osobowość nerda. Najwięksi ludzie na siłowni to takie w sumie pluszowe misie. I taka jest moja życiowa parabola z siłownią. Raz jest jej aż nadmiar, potem dzieje się coś na tyle poważnego, że robię sobie przerwę, a potem wracam. Ludzie mają rację - to jest zbyt uzależniające. Kiedyś będę jak Alessandro Cavagnola, Eric Janicki, Rock Biggs albo Caleb Carr.

À propos narcyzmu. Kolejna polecajka - oglądam „Nie ma lekko” na Disney Plus. Sympatyczny serial. Jestem już na drugim sezonie. Westport jest trochę jak karykatura nowoczesności. No i uwielbiam Katie!

czwartek, 9 stycznia 2025

Marzyciel

Ciemność. Deszcz padający na ulicę, światło latarni i z okolicznych blokowisk odbija się w kałużach, kamasze przemoczone, ludzi mało, samochody rozbryzgują wodę. Takie jest miasto wieczorem. Idę spokojnie na trening, ze słuchawkami na uszach, dźwigam co dźwigam z utworami girl power, które zamykają mnie w innym świecie. Wracam do domu, w kuchni przygotowany kurczak ze szpinakiem dla białkoholika, do tego arbuzowa kreatyna w fancy opakowaniu niczym z jakiejś influencerskiego story i usadawiam się na kanapie i oglądam filmy. Zza okna migoczą mi ładne neony. Przed ekranem znajomi z zagranicy podbijają świat, a ja się cieszę, że piękność tkwi w prostocie. No i tak to się toczy, dzień po dniu. Jest po prostu przyjemnie. 
Dzisiaj trenowałem klatkę.

poniedziałek, 6 stycznia 2025

Mafia

Among Us w prawdziwym życiu, czyli gra w mafię (którą znam z mojego dzieciństwa) w barze. Odwaliłem się trochę jak stróż w boże ciało. No nie powiem, towarzystwo było zabawne, ale we wszystkich rundach grałem za dobrze, typując prawidłowo mafiozów w pierwszym dniu i zabijano mnie dość szybko. Zero instynktu przetrwania w grze. Trudno. Porywcza natura daje się we znaki. W pierwszej rundzie sceneria była na wsi i wygrała mafia. Drugą wygrali „mieszkańcy” lecący samolotem. Trzecią rundę zrobiliśmy w „sejmie” i mafia znów wygrała. Ja byłem Donaldem Tuskiem i zagłosowano na mnie w trzeciej rundzie jako „wotum nieufności”. Ani razu nie byłem mafią, aczkolwiek raz byłem policjantem. 

Ostatnio wróciłem do oglądania ostatnich dwóch sezonów The Circle (taki reality show na Netflixie). Lubię takie „odmóżdżacze”. Wciąż marzę o polskiej edycji, w której wziąłbym udział ze swoją kuzynką. Szczerze, mogłoby to być dobre studium przypadku dla socjologów. Insta realism in the finest form! 

sobota, 4 stycznia 2025

Kolażyki i kapsuła czasu.

W czwartek wyruszyłem do drogerii, bo potrzebowałem słodzika. Tak się złożyło, że zobaczyłem tam wydruk zdjęć i pomyślałem sobie, że warto byłoby mieć fizycznie ten kolaż co zrobiłem na koniec 2024. A dzisiaj przyszło mi do głowy, żeby zrobić takie same z ubiegłych lat. Poszperałem w albumie ze zdjęciami, stworzyłem zbitki na wzór tego co wrzuciłem w Sylwestra - 3 zdjęcia na każdy miesiąc. Wróciłem wspomnieniami do tych momentów. W końcu wydrukowałem je i tak oto powiesiłem na ścianie nad moim łóżkiem cztery kwadratowe kolaże z 2021, 2022, 2023 i 2024. 
2024 i 2023
2022 i 2021.
Czas niestety leci nieubłaganie. 

środa, 1 stycznia 2025

45 do kwadratu

Powitaliśmy już nowy rok. Na chwilę przed północą wyszedłem z domu i zapaliłem fontannę (bezhukową), żeby moja mama mogła zobaczyć z okna. 
Zaczęła palić się o 23:59, a skończyła minutę po północy. Później naprędce pobiegłem na oba rynki by podziwiać fajerwerki, a gdy wróciłem do domu polaliśmy sobie szampana. Zasnąłem dość późno, a obudziła mnie transmisja koncertu noworocznego w Wiedniu. Zjedliśmy także tradycyjny, uroczysty obiad, ponieważ 1 stycznia mój tata ma urodziny. Dzisiaj skończyłby 57 lat. 
2025 prawdopodobnie będzie jedynym rokiem w moim życiu, którego pierwiastek kwadratowy jest liczbą wymierną (matematyczny nerd). 45 do kwadratu to właśnie 2025. 
Jakie mam cele? Wrócić do mojej plażowej sylwetki, odwiedzić co najmniej jedno nowe państwo i być może zrobić sobie kolejny tatuaż. Happy New Year!!!