Łęczyńskie media dwa miesiące po zakończeniu zbiórki podpisów pod referendum nadal lubią pisać o mojej osobie. Na samym początku głośno było o rzekomym pozwie posłanki Moniki Pawłowskiej. Wczoraj natomiast otrzymałem ciekawą wiadomość o wywiadzie, którego udzielił burmistrz. Tym razem o referendum. Odnoszę wrażenie, że redakcja tej gazety chce na siłę zrobić ze mnie swego rodzaju celebrytę.
„Zdecydowanie to totalna porażka organizatorów wraz z radnym PIS-u M. Fijałkowskim, który włączył się w akcję. Wiele osób nadal nie może pogodzić się z przegraną w wyborach samorządowych i próbuje różnymi sposobami, bardziej lub mniej uczciwymi mnie zdyskredytować. Na marginesie mieszkańców również bardzo zdziwiła współpraca łęczyńskich radnych PIS-u z działaczem lewicowym.”
Jak widzicie z ust burmistrza Łęcznej padły kłamliwe słowa o mojej rzekomej współpracy z PiSem, a dodatkowo, że jestem pieniaczem, który w nieuczciwy sposób chce zdyskredytować burmistrza. Widzę jak ma się miasto, w którym żyję większość mojego życia. Rozwój nie jest proporcjonalny do możliwości i z bólem tak naprawdę patrzy się na jego zmarnowany potencjał. Zwłaszcza jak porównamy Łęczną choćby z Bełchatowem, który startował z tego samego punktu. To, że ktoś popiera PiS i poparł jednocześnie wniosek o odwołanie burmistrza nie znaczy, że jest moim sojusznikiem. Żadnego sojuszu między mną, a PiS nie było, nie ma i nie będzie. Przypomnę, że samorząd to nie jest sejm, czy senat. Tu wszystko wyglada inaczej. Dodam, że do całkiem niedawna to burmistrz był realnym sojusznikiem Prawa i Sprawiedliwości. W końcu współpraca została zerwana nie tak dawno temu. W sumie to jeszcze w trakcie zbiórki podpisów.
Warto się zastanowić nad tym co się mówi, zwłaszcza jeśli jest się burmistrzem. Wiązanie kogokolwiek poza mną z referendum jest zwykłą obsesją obecnej władzy, która szuka sobie wroga na siłę.
Ja jako osoba, która nie ma żadnej „władzy” w regionie mogę tylko uśmiechnąć się i robić dalej swoje :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz