sobota, 12 września 2020

Już nie "naście"

10 września obchodziłem dwudzieste urodziny. Sam ten dzień był skromny. Przyozdobiłem tort i w plenerze razem z moimi przyjaciółkami zjedliśmy po kawałku. Wieczorem tego dnia dostałem prezenty od brata i taty, a były to panda, słuchawki i słuchawki z pandą. 
Następnego dnia chciałem zrobić małą inwentaryzację mojej kolekcji. Efekty możecie zobaczyć na zdjęciu powyżej.
Jest już po północy, więc mogę oficjalnie mówić o mojej imprezie urodzinowej jak o dniu wczorajszym. Moje przyjaciółki wręczyły mi prezenty i ruszyliśmy na Lublin by spędzić wspólnie świetny czas. Oczywiście moja kolekcja pand się powiększyła, bo dostałem plecaczek i piórnik z wizerunkami moich ulubionych zwierząt.

Na pierwszy ogień poszło wspólne posiedzenie na shishy, gdzie siedzieliśmy ponad dwie godziny. Potem ruszyliśmy na Krakowskie Przedmieście i Plac Litewski, gdzie obejrzeliśmy wspólnie pokazy na fontannach i usłyszeliśmy Legendę o Czarciej Łapie, a potem zaszliśmy do pobliskiego klubu na karaoke, gdzie zaśpiewałem "Hard Rock Hallelujah" i "Mam tę Moc" z "Krainy Lodu" (dziewczyny nie chciały śpiewać). Zrobiło mi się bardzo miło, gdy cały lokal zaśpiewał mi sto lat. 
Żywioł nas całkiem poniósł, zabawa była przednia i naprawdę mocno się cieszę, że cała impreza była udana i mogłem się mocno wyluzować razem z bliskimi mi ludźmi. No cóż. Do następnych urodzin tylko 363 dni :)

Brak komentarzy: