- Dziękuję za wszystko Przemku, kocham cię.
Taką wiadomość poprzez SMS otrzymał młody mężczyzna imieniem, jak można się domyślić, Przemek. Przeczytał ją kilkakrotnie, bo nie mógł uwierzyć w swoje ogromne szczęście. Istnieje na tej planecie osoba, która jest nim zainteresowana. Chociaż zainteresowanie to za mało powiedziane. Nie jeden raz był nazywany "muzą", albowiem jego skrzynkę pocztową zalewało morze poezji, której wielkim fanem nigdy nie był, jednakowoż gdy stał się jej adresatem, nie mógł przestać myśleć o tych magicznych słowach, którymi był prawie codziennie obdarzany.
- Ludzie są jak morze płynących po niebie chmur, lecz mój wzrok rozgląda się tylko za tobą. Dobranoc.
Oczy Przemka się zaszkliły, bowiem on nigdy nie był takim romantykiem. Niemniej jednak nie można było go nazwać człowiekiem z sercem z kamienia. Pomagał jak się dało w domu, wiedząc, że sytuacja finansowa rodziny jest nieciekawa. Jego ojciec nie żył, a matka utrzymywała się ze skromnej pensji sprzątaczki w szkole podstawowej. Dwudziestosześciolatek nie mógł zostawić swojej rodziny w potrzebie. Od razu po maturze podjął się pracy. Miał znajomego, który posiadał biuro w samym centrum Wrocławia, dostał oficjalnie umowę i zarabiał całkiem niezłe pieniądze, na których mu mocno zależało.
Starał się wszystkim naokoło pomagać. Robił przez kilka tygodni sąsiadom zakupy po tym jak ich mieszkanie doszczętnie spłonęło. Gdy już wszystko wróciło do normy, nie oczekiwał niczego w zamian. Sąsiedzi jednak nie byli mu dłużni. Nie oddali mu co prawda pieniędzy, ale dali mu coś cenniejszego. Pamiątkę rodzinną o ogromnej wartości. Kolia z brylantami, która liczyła sobie sporo lat. Przemek nie mógł jej przyjąć, ale po długich namowach, które można było praktycznie nazwać negocjacjami przyjął podarek, ale i tak czuł się z tym głupio, bo wiedział, że dla tych ludzi jest to coś naprawdę ważnego. Miał wtedy wyrzuty sumienia. Taka jest jego skromność.
Chłopak leżał na łóżku, czytał te magiczne słowa, nie wiadomo który raz. Myślami krążył po niebie i leciał jak anioł trzymając za rękę swoją miłość, z którą przeżył raptem cztery miesiące. Marzył o tym by zasnąć wtulony w swoją drugą połówkę. Zdarzyło się, że razem spali i za każdym razem Przemek tryskał szczęściem, które ukrywał w samym środku swojej duszy. Marzenia jednak prysły, albowiem niespodziewanie do jego pokoju wtargnęła jego młodsza siostra - Klara. Szesnastoletnia buntowniczka dostrzegła brata, który po cichu szlochał.
- Oooo, czyżby nasz dorosły Przemysław przeżywał złamane serce?
- Zjeżdżaj stąd, to są łzy szczęścia.
Uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczyna szybkim ruchem zabrała mu telefon i zaczęła czytać drwiącym tonem:
- Ludzie są jak morze płynących po niebie chmur, lecz mój wzrok rozgląda się tylko za tobą. Wow, co za poetka. Któż to taki?
- Nie twój interes, oddawaj mi telefon - powiedział natychmiastowo zrywając się z łóżka
Klara dostrzegła nazwę kontaktu. Był to niejaki Łukasz. Nastolatka otworzyła szeroko oczy i spojrzała na brata.
- Powiem mamie, że wolisz chłopców.
- Nie! Proszę, nie rób tego.
Klara go jednak nie posłuchała i pobiegła schodami na dół krzycząc: "Przemek ma chłopaka!". Wiedział już, że ma poważne kłopoty. Zszedł za siostrą i stanął przed matką, próbując się tłumaczyć, jąkał się, drżał ze strachu i pocił się ilością wody dorównującą wodospadowi Niagara. Jego wywód został przerwany jej słowami:
- Kochanie, najważniejsze jest to jaki jest człowiek, a nie to kogo kocha. Dlaczego mi wcześniej tego nie powiedziałeś?
- Bałem się, że mnie znienawidzisz.
- Jak mogłabym znienawidzić mojego anioła? Dzięki tobie i twojej dobroduszności jesteśmy w stanie żyć jak szczęśliwa rodzina. Byłabym uosobieniem samego diabła, gdybym skazała własne dziecko na nienawiść za to, że jest inne.
Chłopak momentalnie znalazł się w jej uścisku. Z tej strony historia ułożyła się bajkowo. Wszystko potoczyło się powoli, jakby sekundy przeistoczyły się w żmudne godziny. Przemek czuł ulgę i w życiu nie domyśliłby się, że do takiej sytuacji kiedykolwiek dojdzie. Czuł jakby stukilowy kamień spadł mu z serca i że nie musi trzymać tej tajemnicy do grobu.
Trzydzieści kilometrów dalej, w Oleśnicy, sytuacja nie była już taka sielankowa.
- Łukasz, ty babo! Kiedy ty wreszcie przestaniesz być hańbą dla tej rodziny. Weź się za robotę jak porządny facet. Twój kochanek będzie cię utrzymywał nierobie? - te słowa od własnego ojca słyszał prawie codziennie dwudziestoletni Łukasz.
- Studiuję dziennie tato, mam problemy ze znalezieniem pracy. Poza tym jestem jeszcze młody. Aleksander ma 28 lat, a ten też nie pracuje. Jest zdrowy i silny, a ja męczę się na wózku inwalidzkim. Staram się jak mogę. Dlaczego jego tak nie traktujesz?
- Bo on jest normalny i woli dziewczyny.
Łukaszowi zaczęły zbierać się łzy.
- Oooo, baba się zaraz rozpłacze? Może utnij sobie to i owo i zacznij ubierać się w sukienki? Wtedy może to zrozumiem. Idź spać! - powiedział trzaskając drzwiami jego pokoju.
Łukasz rzucił się na łóżko. Codziennie słuchał tego jak ojciec traktuje jego osobę. Minęły dwa lata jak przez przypadek został przyłapany na pisaniu romantycznego tekstu skierowanego do jego ówczesnego chłopaka, który jak tylko dowiedział się, że Łukasz jeździ na wózku natychmiastowo zerwał znajomość. To był podwójny cios, bo gdyby nie to nieudane uczucie, to prawdopodobnie wszystko byłoby normalniejsze w jego relacjach z ojcem. Matka odeszła już dawno, wiedzie nowe życie w Stanach i nie obchodzi jej los starej rodziny. Łukasz chciałby nie istnieć, nie rozumiał po co mu jego marna egzystencja. Miał tyle marzeń, których nie będzie mógł spełnić przez swoją niepełnosprawność. Zazdrościł zdrowym normalności. Leżał bez siły do działania i myślał o tym jak Przemek jest samodzielny. Ubzdurał sobie w głowie, że ten jest człowiekiem doskonałym, a on sam nic nie znaczy i jest śmieciem dla społeczeństwa.
Spojrzał po raz ostatni na wysłaną do niego wiadomość.
- Nie mogę mu tego zrobić - pomyślał.
- Ale tak będzie lepiej dla nas obu, nie będzie się musiał męczyć z zakompleksioną kaleką - podpowiedziała mu druga, mroczniejsza część jego mózgu.
Łukasz z trudem przełknął ślinę i wsiadł na wózek. Ukradkiem pojechał nim do kuchni i potajemnie wziął leki nasenne, albowiem jego staruszek cierpiał na bezsenność.
- To zakończy moje cierpienia - pomyślał.
Wrócił do pokoju i czuł jak skacze mu ciśnienie. Ściskało go w żołądku, a serce zaczęło mu łomotać jak szalone. Myślał nad wszystkim. Nad sensem życia, nad tym, że nie jest dorosły i że w życiu nie będzie samodzielny. Wiedział, że właśnie próbuje targnąć się na własny żywot. Był strasznie zdenerwowany, ale nie minęła minuta gdy połknął całą zawartość opakowania z medykamentami, po czym położył się spać z nadzieją, że już nigdy nie otworzy oczu. Tak też się stało. Rano został odnaleziony martwy. Nie udało się go odratować. Był zimny jak grudniowe powietrze za oknem.\
Ojca to załamało. Bił się w pierś prosząc Boga, o przebaczenie za to, co mówił, za to jak traktował własne dziecko. Jednakże jego synowi nic nie zwróci już życia.
Przemek poszedł jak co dzień do pracy. Nie myślał o tym jaki dramat rozegrał się niedaleko. Nie zdziwiła go też nieobecność rytualnej porannej wiadomości, którą Łukasz codziennie go witał z radością. Dopiero wieczorem zaczął się martwić, albowiem nie mógł się nawet do niego dodzwonić, a tak długich przerw w pisaniu nigdy nie mieli. Nie wiedział co robić. Mijały dni, a on nadal nie otrzymywał żadnego znaku życia.
Nigdy się nie dowiedział co tak naprawdę się stało z Łukaszem. Po kilku tygodniach wrócił do normalnego życia, ale co jakiś czas z tyłu głowy rodziły mu się pytania, dlaczego Łukasz się z nim nie kontaktuje.
Taką wiadomość poprzez SMS otrzymał młody mężczyzna imieniem, jak można się domyślić, Przemek. Przeczytał ją kilkakrotnie, bo nie mógł uwierzyć w swoje ogromne szczęście. Istnieje na tej planecie osoba, która jest nim zainteresowana. Chociaż zainteresowanie to za mało powiedziane. Nie jeden raz był nazywany "muzą", albowiem jego skrzynkę pocztową zalewało morze poezji, której wielkim fanem nigdy nie był, jednakowoż gdy stał się jej adresatem, nie mógł przestać myśleć o tych magicznych słowach, którymi był prawie codziennie obdarzany.
- Ludzie są jak morze płynących po niebie chmur, lecz mój wzrok rozgląda się tylko za tobą. Dobranoc.
Oczy Przemka się zaszkliły, bowiem on nigdy nie był takim romantykiem. Niemniej jednak nie można było go nazwać człowiekiem z sercem z kamienia. Pomagał jak się dało w domu, wiedząc, że sytuacja finansowa rodziny jest nieciekawa. Jego ojciec nie żył, a matka utrzymywała się ze skromnej pensji sprzątaczki w szkole podstawowej. Dwudziestosześciolatek nie mógł zostawić swojej rodziny w potrzebie. Od razu po maturze podjął się pracy. Miał znajomego, który posiadał biuro w samym centrum Wrocławia, dostał oficjalnie umowę i zarabiał całkiem niezłe pieniądze, na których mu mocno zależało.
Starał się wszystkim naokoło pomagać. Robił przez kilka tygodni sąsiadom zakupy po tym jak ich mieszkanie doszczętnie spłonęło. Gdy już wszystko wróciło do normy, nie oczekiwał niczego w zamian. Sąsiedzi jednak nie byli mu dłużni. Nie oddali mu co prawda pieniędzy, ale dali mu coś cenniejszego. Pamiątkę rodzinną o ogromnej wartości. Kolia z brylantami, która liczyła sobie sporo lat. Przemek nie mógł jej przyjąć, ale po długich namowach, które można było praktycznie nazwać negocjacjami przyjął podarek, ale i tak czuł się z tym głupio, bo wiedział, że dla tych ludzi jest to coś naprawdę ważnego. Miał wtedy wyrzuty sumienia. Taka jest jego skromność.
Chłopak leżał na łóżku, czytał te magiczne słowa, nie wiadomo który raz. Myślami krążył po niebie i leciał jak anioł trzymając za rękę swoją miłość, z którą przeżył raptem cztery miesiące. Marzył o tym by zasnąć wtulony w swoją drugą połówkę. Zdarzyło się, że razem spali i za każdym razem Przemek tryskał szczęściem, które ukrywał w samym środku swojej duszy. Marzenia jednak prysły, albowiem niespodziewanie do jego pokoju wtargnęła jego młodsza siostra - Klara. Szesnastoletnia buntowniczka dostrzegła brata, który po cichu szlochał.
- Oooo, czyżby nasz dorosły Przemysław przeżywał złamane serce?
- Zjeżdżaj stąd, to są łzy szczęścia.
Uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczyna szybkim ruchem zabrała mu telefon i zaczęła czytać drwiącym tonem:
- Ludzie są jak morze płynących po niebie chmur, lecz mój wzrok rozgląda się tylko za tobą. Wow, co za poetka. Któż to taki?
- Nie twój interes, oddawaj mi telefon - powiedział natychmiastowo zrywając się z łóżka
Klara dostrzegła nazwę kontaktu. Był to niejaki Łukasz. Nastolatka otworzyła szeroko oczy i spojrzała na brata.
- Powiem mamie, że wolisz chłopców.
- Nie! Proszę, nie rób tego.
Klara go jednak nie posłuchała i pobiegła schodami na dół krzycząc: "Przemek ma chłopaka!". Wiedział już, że ma poważne kłopoty. Zszedł za siostrą i stanął przed matką, próbując się tłumaczyć, jąkał się, drżał ze strachu i pocił się ilością wody dorównującą wodospadowi Niagara. Jego wywód został przerwany jej słowami:
- Kochanie, najważniejsze jest to jaki jest człowiek, a nie to kogo kocha. Dlaczego mi wcześniej tego nie powiedziałeś?
- Bałem się, że mnie znienawidzisz.
- Jak mogłabym znienawidzić mojego anioła? Dzięki tobie i twojej dobroduszności jesteśmy w stanie żyć jak szczęśliwa rodzina. Byłabym uosobieniem samego diabła, gdybym skazała własne dziecko na nienawiść za to, że jest inne.
Chłopak momentalnie znalazł się w jej uścisku. Z tej strony historia ułożyła się bajkowo. Wszystko potoczyło się powoli, jakby sekundy przeistoczyły się w żmudne godziny. Przemek czuł ulgę i w życiu nie domyśliłby się, że do takiej sytuacji kiedykolwiek dojdzie. Czuł jakby stukilowy kamień spadł mu z serca i że nie musi trzymać tej tajemnicy do grobu.
Trzydzieści kilometrów dalej, w Oleśnicy, sytuacja nie była już taka sielankowa.
- Łukasz, ty babo! Kiedy ty wreszcie przestaniesz być hańbą dla tej rodziny. Weź się za robotę jak porządny facet. Twój kochanek będzie cię utrzymywał nierobie? - te słowa od własnego ojca słyszał prawie codziennie dwudziestoletni Łukasz.
- Studiuję dziennie tato, mam problemy ze znalezieniem pracy. Poza tym jestem jeszcze młody. Aleksander ma 28 lat, a ten też nie pracuje. Jest zdrowy i silny, a ja męczę się na wózku inwalidzkim. Staram się jak mogę. Dlaczego jego tak nie traktujesz?
- Bo on jest normalny i woli dziewczyny.
Łukaszowi zaczęły zbierać się łzy.
- Oooo, baba się zaraz rozpłacze? Może utnij sobie to i owo i zacznij ubierać się w sukienki? Wtedy może to zrozumiem. Idź spać! - powiedział trzaskając drzwiami jego pokoju.
Łukasz rzucił się na łóżko. Codziennie słuchał tego jak ojciec traktuje jego osobę. Minęły dwa lata jak przez przypadek został przyłapany na pisaniu romantycznego tekstu skierowanego do jego ówczesnego chłopaka, który jak tylko dowiedział się, że Łukasz jeździ na wózku natychmiastowo zerwał znajomość. To był podwójny cios, bo gdyby nie to nieudane uczucie, to prawdopodobnie wszystko byłoby normalniejsze w jego relacjach z ojcem. Matka odeszła już dawno, wiedzie nowe życie w Stanach i nie obchodzi jej los starej rodziny. Łukasz chciałby nie istnieć, nie rozumiał po co mu jego marna egzystencja. Miał tyle marzeń, których nie będzie mógł spełnić przez swoją niepełnosprawność. Zazdrościł zdrowym normalności. Leżał bez siły do działania i myślał o tym jak Przemek jest samodzielny. Ubzdurał sobie w głowie, że ten jest człowiekiem doskonałym, a on sam nic nie znaczy i jest śmieciem dla społeczeństwa.
Spojrzał po raz ostatni na wysłaną do niego wiadomość.
- Nie mogę mu tego zrobić - pomyślał.
- Ale tak będzie lepiej dla nas obu, nie będzie się musiał męczyć z zakompleksioną kaleką - podpowiedziała mu druga, mroczniejsza część jego mózgu.
Łukasz z trudem przełknął ślinę i wsiadł na wózek. Ukradkiem pojechał nim do kuchni i potajemnie wziął leki nasenne, albowiem jego staruszek cierpiał na bezsenność.
- To zakończy moje cierpienia - pomyślał.
Wrócił do pokoju i czuł jak skacze mu ciśnienie. Ściskało go w żołądku, a serce zaczęło mu łomotać jak szalone. Myślał nad wszystkim. Nad sensem życia, nad tym, że nie jest dorosły i że w życiu nie będzie samodzielny. Wiedział, że właśnie próbuje targnąć się na własny żywot. Był strasznie zdenerwowany, ale nie minęła minuta gdy połknął całą zawartość opakowania z medykamentami, po czym położył się spać z nadzieją, że już nigdy nie otworzy oczu. Tak też się stało. Rano został odnaleziony martwy. Nie udało się go odratować. Był zimny jak grudniowe powietrze za oknem.\
Ojca to załamało. Bił się w pierś prosząc Boga, o przebaczenie za to, co mówił, za to jak traktował własne dziecko. Jednakże jego synowi nic nie zwróci już życia.
Przemek poszedł jak co dzień do pracy. Nie myślał o tym jaki dramat rozegrał się niedaleko. Nie zdziwiła go też nieobecność rytualnej porannej wiadomości, którą Łukasz codziennie go witał z radością. Dopiero wieczorem zaczął się martwić, albowiem nie mógł się nawet do niego dodzwonić, a tak długich przerw w pisaniu nigdy nie mieli. Nie wiedział co robić. Mijały dni, a on nadal nie otrzymywał żadnego znaku życia.
Nigdy się nie dowiedział co tak naprawdę się stało z Łukaszem. Po kilku tygodniach wrócił do normalnego życia, ale co jakiś czas z tyłu głowy rodziły mu się pytania, dlaczego Łukasz się z nim nie kontaktuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz