Hubert Znajomski
Blog osobisty
niedziela, 26 października 2025
Hubert Diwa
piątek, 24 października 2025
Do późna
czwartek, 23 października 2025
Ostatni raz w krótkim rękawie?
Dziś pogoda postanowiła nas zaskoczyć i za oknem termometry wskazywały aż 20 stopni. Prognozy na najbliższe dni wskazują, że o takim cieple będziemy mogli jedynie pomarzyć. Już mi deczko smutno na tę myśl. Będzie szaro, chłodno, błotniście i depresyjnie. Gdyby chociaż zimą częściej padał śnieg to byłoby to bardziej znośne.
poniedziałek, 20 października 2025
Wymęczenie
czwartek, 16 października 2025
Jesienne żyły
Dzisiejszy, bezcelowy spacer po miasteczku. Łęczna jest bardziej jesienna niż Kraków. Jest tu znacznie zimniej, a także praktycznie wszystkie drzewa żółkną. Niektóre nawet zrzuciły czerwone liście. W poniedziałek myślałem, że dojechałem na jakąś miniaturową Syberię, bo nawet w Lublinie marzłem.
środa, 15 października 2025
Na poziomie Bułgarii
wtorek, 14 października 2025
Mordownia
Byłem dziś na łęczyńskiej mordowni. Ćwiczyłem plecki. Jedną z maszyn na wiosłowanie wymaksowałem, używając ciężaru w wysokości 135 kilo i to naprawdę dało mi niezły zastrzyk energii na dalszą część treningu.
Łęczna opustoszała. Chodzę ulicami i jest jakoś tak… smutno i nudno. W przeciwieństwie do Krakowa. Mama wieczorem dała mi kilka koszulek do przymierzenia, żebym miał co nosić na studiach i wezmę je ze sobą do dawnej stolicy. Dla śmiechu nałożyłem na siebie dwie jej sukienki. Powiedziała, że jest ze mnie taki sam wariat jak tata. Nie jest to może coś dla mnie, ale przynajmniej mieliśmy z czego szczerzyć się jak konie.
poniedziałek, 13 października 2025
Dolores gryzie
sobota, 11 października 2025
Być wielkim
![]() |
| Stanąłem dzisiaj przed lustrem, bo znowu usłyszałem, że jestem podobny do taty. |
piątek, 10 października 2025
Mój pierwszy sensor
czwartek, 9 października 2025
Check check check
Dzisiaj kupiłem sobie pandzioszkę (jestem strasznie nieodpowiedzialny finansowo) i teraz znowu się włóczę i idę do studenckiego klubu. La vie est belle, Carpe diem i co tam jeszcze oklepanego przyjdzie do głowy.
środa, 8 października 2025
Za mało
Dzisiaj po północy, po ostatnim treningu. Dostaję komplementy za sylwetkę, ale to wciąż nie jest to. Nie tak siebie widzę. Wmawiam sobie, że muszę być większy. Tylko dlatego, że to jest jedno z niewielu marzeń, celów, do którego aktywnie dążę i jestem w najlepszej możliwej pozycji do osiągnięcia. Tak to właśnie jest z kulturystyką, ćwiczeniami na siłowni. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jest lepiej, coraz lepiej, ale ja ciągle powtarzam sobie, że muszę być większy. A jestem bliżej niż kiedykolwiek i to mi daje mocnego kopa. Że pomimo przeciwności losu mi się udaje.
wtorek, 7 października 2025
Pół roku łańcucha
Łażę sobie teraz na bieżni na siłowni. Dwudziesta trzecia z minutami. I sonie uświadomiłem głupią rzecz. Jutro będzie pół roku z łańcuchem na szyi. Ani razu przez ten czas go nie zdejmowałem. Czasami zapominam o jego istnieniu. A jednak jest mi z nim bardzo dobrze. Zdarzyło się parokrotnie, że miła kasjerka w sklepie, albo wykładowczyni na zajęciach zwracały na niego uwagę i trochę dziwnie było się tłumaczyć z imidżu. Ma on jakąś moc. Dodaje mi pewności siebie, komfortu i poczucia brutalnej wizualnie męskości bez toksyczności. Lubię siebie w tym roku wyjątkowo bardziej. Pomimo wzlotów i upadków. Nadawajmy rzeczom znaczeń. Co nam to szkodzi?
poniedziałek, 6 października 2025
Ponurak
sobota, 4 października 2025
Wykłady
Wczoraj zrobiłem coś co wymagało dużo wysiłku. Wyszedłem na trening o 22:30 i w domu byłem tuż przed drugą. To znaczy, że trening (łącznie z cardio i dojściem na siłkę, co też liczę jako cardio) trwał łącznie prawie trzy i pół godziny. Jestem z siebie dumny.
Dzisiaj przez osiem godzin miałem wykłady. Jestem nieco znużony, byłem w miarę aktywny, ale przeżyłem dzień na trzech kawach. Myślałem, że wyjdę dziś na jakiś wieczorny spacerek, ale chyba nie dam rady. Jeszcze zobaczę.
piątek, 3 października 2025
Bluzeczka
czwartek, 2 października 2025
wtorek, 30 września 2025
Queer slam 2
niedziela, 28 września 2025
Parkiet raz, dwa
piątek, 26 września 2025
Integracja
Wtorek i środa wzbudziły we mnie depresyjny nastrój, dlatego nie trzeba było mnie dłużej namawiać na jakieś wyjście, które miało miejsce wczorajszego wieczoru. No i sobie Pandzio wyszło kwadrans przed dwudziestą na Stare Miasto poimprezować i zaliczyło kilka miejsc. Konkluzja jest jedna! Pieniądze dają szczęście. Bo jakbym ich nie miał to gniłbym w łóżku kolejny dzień zamiast się socjalizować.
Notabene, śmieszne jest to, że do Krakowa zlatują się turyści z całego świata, a dla mnie rynek i okolice tak spowszedniały, że albo ich unikam, albo przechodzę obok z pewną obojętnością, bo widziałem go tysiące razy.
Jak na to patrzę to łapią mnie wyrzuty sumienia. Czy słusznie? Nie wiem. Dajcie człowiekowi się wyszumieć.
wtorek, 23 września 2025
Niedobre prognozy
niedziela, 21 września 2025
Bochnia i bar
Wczoraj i dziś w nocy było trochę przygód. Najpierw wybrałem się do Bochni na imprezę urodzinową i około dwudziestej pierwszej wróciłem do Krakowa, na zmianę na barze, gdzie była kolejna impreza urodzinowa i dostałem nawet torcik. Super sprawa.
piątek, 19 września 2025
Karaoke
wtorek, 16 września 2025
Tysiąc gmin
A dziś po północy jak zwykle trenowałem. Babcia kupiła mi kiedyś tę kurtkę przeciwdeszczową i w sumie czułem się jakbym nosił na sobie jakiś potężny urban drip.
niedziela, 14 września 2025
Żarło
sobota, 13 września 2025
Puppy noc
czwartek, 11 września 2025
I po urodzinach…
środa, 10 września 2025
Ćwierć wieku
Na początku nowego tygodnia poszedłem do centrum handlowego, żeby kupić sobie balony z cyframi dwa i pięć. Gdy kończyłem dwadzieścia jeden lat, wypatrzyłem z przyjaciółką dwójkę i jedynkę w sklepie, dzień przed imprezą i od niechcenia wzięliśmy je do koszyka. Pojechaliśmy nad Zalew Zemborzycki, żeby zrobić mi z nimi zdjęcia. Narodziła się z tego coroczna mini tradycja, umilająca mi świętowanie. Nawet gdy byłem w Rumunii. Wspiąłem się wtedy na wzgórze pielgrzymkowe, taszcząc ze sobą dwa, nadmuchane wcześniej giganty, przewracając się parę razy na stromym, błotnistym zboczu. Stanąłem z nimi nad panoramą mojego miasteczka w nowiusieńkim, ale pobrudzonym z tyłu kompletem dresów Adidasa, który dostałem od mamy i improwizowałem, wykorzystując między innymi dziurę w słupie energetycznym jako statyw. Ćwierćwiecze nie miało żadnej specjalnej okazji. Wstąpiłem do Empiku i znalazłem dwa spore balony w kolorach tęczy. Rozejrzałem się po asortymencie i moje złe decyzje zakupowe wzięły górę. Znalazłem jeszcze jeden balon, ale z głową pandy. Dobrałem do niej kartkę, również z pandami, które na rysunku wspinały się na drzewo, żeby dosięgnąć do tortu ze świeczkami na gałęzi. Najlepsze pojawiło się na koniec. Z półki z klockami Lego wyróżniało się duże opakowanie z moimi ukochanymi zwierzętami. Pandzio bobasek i pandzia mama. Chodziłem wokół niego jak sęp czekający aż upolowana przez niego ofiara wyda ostatni oddech. Kusił mnie. Kosztował fortunę, jak to ta marka miała w zwyczaju. Wziąłem go, zapłaciłem i niosłem to wszystko opakowane w papierową torbę, maszerując przez mżawkę w akompaniamencie późnoletniej burzy, która akurat się zaczynała. Mój prezent nosiłem przed sobą tuląc go swoimi ramionami jak skarb, którego za nic nie oddam i który chciałem ochronić przed wodą padającą z nieba.
Przyjaciel kupił mi książkę filozoficzną z pandą.
Dzień moich urodzin to nieprzerwana radość. Chłopaczek może poczuć się niewinny i malutki. Złoży mu się życzenia i będzie się dla niego miłym i wszyscy będą znosić jego zachowanie, takie jak lubi, czyli dziecinne. Kto wie co jeszcze mnie będzie dzisiaj czekać? Mam nadzieję, że same pozytywne wieści, w przeciwieństwie do tego, czego dowiedzieliśmy się rano. Życzyłbym w tej chwili sobie i nam wszystkim najbardziej bezpieczeństwa i beztroski. Żeby za rok było wciąż w miarę dobrze.



















































