Słoneczna i ciepła niedziela. Wcale nie czuć jesieni. Po 12 wyszedłem z akademika zobaczyć jak żyje świat pobliskiej przyrody.
Na wykopie znów pojawiło się mirkowyzwanie. Nie mogłem nie wziąć udziału po marcowej akcji ze sprzątaniem Wieprza. Miałem do wyboru pójść do parku/lasu i fotografować zwierzęta, nauczyć się 20 idiomów angielskich, albo uszyć własnoręcznie dwie poduszki w jesiennym klimacie. Krawiec ze mnie żaden, a nauka 20 idiomów nie była żadnym wyzwaniem. Natomiast zwierzęta... No nie było łatwo je sfotografować. Zanim udało mi się uwiecznić bogatkę nie wyszło mi kilka zdjęć. Cały czas była w ruchu i do tego ponad pięć metrów nad ziemią. W końcu szczęście mi dopisało i ptak wyszedł prześlicznie. Biedronka została znaleziona przeze mnie zupełnym przypadkiem. W trakcie sesji obok niej przeleciał owad z wyglądu przypominający szerszenia, albo innego niebezpiecznego osobnika. Na początku chciałem go ująć z daleka, ale nie wychodziły mi zdjęcia, więc z odrobinką stresu (w końcu mógł mnie użądlić!) podszedłem bliżej niego i udało się.Po przejściu przez ulicę spotkałem kilka kruków, albo wron (nie jestem ornitologiem, przepraszam). Oczywiście oba/obie odleciały zaraz po tym jak wylądowały w moim aparacie.
A na sam koniec. To chyba pszczoła. Zdjęcie wyszło mi za trzecim lub czwartym razem.
Łącznie w parku spędziłem około godzinę poszukując więcej fauny, ale było coraz trudniej. Prawie mi się udało złapać ptaka w locie, ale aparat nie zdążył mi się włączyć.
Dzień jest na tyle ciepły, że myślę, że warto go jeszcze jakoś spożytkować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz