Wczoraj i dzisiaj (bo zawsze trening zaczynam przed północą, a kończę po) po raz pierwszy od dawna miałem na sobie moją koszulkę treningową z pandą, którą jeszcze tata kupił mi jak trwała pandemia. Jak ostatni raz ją przymierzałem to byłem tak z trzy dychy lżejszy, ale cóż poradzę. Popołudniu zrobiłem sobie jeszcze fotkę w lustrze przy moim ukochanym pochmurnym świetle dziennym. Znowu trzeba czekać aż słońce się nad nami zlituje i w końcu uraczy nas swoimi promieniami, bo od piątkowego wieczoru cały czas się chowa. Wtedy to nawet na zwykły spacer nie chce mi się wyjść, bo za chłodno.
1 komentarz:
Prześlij komentarz