niedziela, 14 września 2025

Żarło

Tradycyjnie co niedziela z przyjacielem idziemy do różnych restauracji i dzisiaj znowu wybraliśmy się do „Luca”. Serwują tam przyzwoite jedzenie. 

sobota, 13 września 2025

Puppy noc

W Lindo był dzisiaj kolejny pup meet z bingo. Nic nie wygrałem i jestem już w drodze powrotnej do domu, ale to nic, bo spotkałem dużo przyjaciół. Przeżyłem przed wyjściem mini zawał, bo alert RCB dla kilku powiatów (w tym łęczyńskiego) w województwie lubelskim ogłosił zagrożenie atakiem z powietrza. Aż dzwoniłem do rodziny z pytaniami czy wszystko u nich w porządku. 

czwartek, 11 września 2025

I po urodzinach…

Jeszcze dwa zdjęcia z wczoraj. Udało mi się złożyć cały zestaw Lego pandy przed północą, a wieczorkiem zamówiliśmy sobie do domu gigantyczny zestaw sushi. Po piętnastej wyszedłem z domu, żeby zajrzeć do Lindo i miałem tak przyjemny nastrój, że zamówiłem dla wszystkich po szociku. Jeszcze przed powrotem, odwiedziłem kuzynkę w pracy i zjadłem dobrą karpatkę i przekładańce. Za niedługo wybiorę się na siłownię, po dość dużej przerwie. W końcu tatuaże są na tyle zagojone, że już mogę. 

środa, 10 września 2025

Ćwierć wieku

Na początku nowego tygodnia poszedłem do centrum handlowego, żeby kupić sobie balony z cyframi dwa i pięć. Gdy kończyłem dwadzieścia jeden lat, wypatrzyłem z przyjaciółką dwójkę i jedynkę w sklepie, dzień przed imprezą i od niechcenia wzięliśmy je do koszyka. Pojechaliśmy nad Zalew Zemborzycki, żeby zrobić mi z nimi zdjęcia. Narodziła się z tego coroczna mini tradycja, umilająca mi świętowanie. Nawet gdy byłem w Rumunii. Wspiąłem się wtedy na wzgórze pielgrzymkowe, taszcząc ze sobą dwa, nadmuchane wcześniej giganty, przewracając się parę razy na stromym, błotnistym zboczu. Stanąłem z nimi nad panoramą mojego miasteczka w nowiusieńkim, ale pobrudzonym z tyłu kompletem dresów Adidasa, który dostałem od mamy i improwizowałem, wykorzystując między innymi dziurę w słupie energetycznym jako statyw. Ćwierćwiecze nie miało żadnej specjalnej okazji. Wstąpiłem do Empiku i znalazłem dwa spore balony w kolorach tęczy. Rozejrzałem się po asortymencie i moje złe decyzje zakupowe wzięły górę. Znalazłem jeszcze jeden balon, ale z głową pandy. Dobrałem do niej kartkę, również z pandami, które na rysunku wspinały się na drzewo, żeby dosięgnąć do tortu ze świeczkami na gałęzi. Najlepsze pojawiło się na koniec. Z półki z klockami Lego wyróżniało się duże opakowanie z moimi ukochanymi zwierzętami. Pandzio bobasek i pandzia mama. Chodziłem wokół niego jak sęp czekający aż upolowana przez niego ofiara wyda ostatni oddech. Kusił mnie. Kosztował fortunę, jak to ta marka miała w zwyczaju. Wziąłem go, zapłaciłem i niosłem to wszystko opakowane w papierową torbę, maszerując przez mżawkę w akompaniamencie późnoletniej burzy, która akurat się zaczynała. Mój prezent nosiłem przed sobą tuląc go swoimi ramionami jak skarb, którego za nic nie oddam i który chciałem ochronić przed wodą padającą z nieba. 

Przyjaciel kupił mi książkę filozoficzną z pandą.

Dzień moich urodzin to nieprzerwana radość. Chłopaczek może poczuć się niewinny i malutki. Złoży mu się życzenia i będzie się dla niego miłym i wszyscy będą znosić jego zachowanie, takie jak lubi, czyli dziecinne. Kto wie co jeszcze mnie będzie dzisiaj czekać? Mam nadzieję, że same pozytywne wieści, w przeciwieństwie do tego, czego dowiedzieliśmy się rano. Życzyłbym w tej chwili sobie i nam wszystkim najbardziej bezpieczeństwa i beztroski. Żeby za rok było wciąż w miarę dobrze. 

niedziela, 7 września 2025

Uroczysta niedziela


W środę mam urodziny, więc mój przyjaciel - współlokator zabrał mnie na uroczysty obiad w Zazie bistro na Kazimierzu. Jadłem tam raz, prawie trzy lata temu. Knajpa jest bardziej fancy niż przeciętny lokal, stąd też nie jest to dla nas miejsce do codziennego stołowania. Zamówiłem sobie stek z kalmara i suflet serowy z porem, a na deser krem cytrynowy z lodami. Sycące niebo w gębie. Jeszcze tylko trzy dni i będę miał ćwierć wieku…

sobota, 6 września 2025

Powracam do żywych

Byłem u siebie około pierwszej, bo w Katowicach mieliśmy półgodzinną obsuwę. Tak się prezentuję z trzema nowymi tatuażami. Jeszcze z second skinem. Przez kilka dni nie będę mógł ćwiczyć na siłowni, dopóki się to przyzwoicie nie zagoi. 
Mój współlokator wyściskał mnie po powrocie, ale tak ostrożnie, by nie sprawić bólu przez nowe rysunki. Wręczyłem mu trochę prezentów, a na swojej półeczce położyłem swoje nabytki, które zgarnąłem podczas wyjazdu. Polowałem przez cały Folsom na oficjalną książeczkę i jak mi się udało ją zdobyć, cieszyłem się jak bobas. Dzisiaj do pierwszej w nocy siedzę w pracy. Mam przeczucie, że będzie fajnie. 

piątek, 5 września 2025

Nowe dziarki do kolekcji

Właśnie wracam z Wrocławia, gdzie miałem przystanek w drodze do Krakowa (planowo dotrę kwadrans przed północą). Byłem u Szymona, który w kwietniu robił mi poprzedni tatuaż. Planowo miałem mieć zrobioną tylko uproszczoną wersję okładki z albumu „Chromatica” Lady Gagi, ale wziąłem udział w losowaniu wzorów i za dodatkowe dwieście złotych zrobiłem sobie uroczego koto-kwiatuszka i przenośną konsolę do gier z dinozaurem, meteorem uderzającym w ziemię i napisem „Game Over” na ekranie. Łącznie mam już trzynaście dziarek! Szymon to super tatuator! Gorąco polecam go wszystkim, którzy mają blisko do stolicy Dolnego Śląska - tutaj macie jego Instagrama (LINK).


czwartek, 4 września 2025

Jeszcze odrobina Berlina

Już jutro wracam do Krakowa.


Dzisiaj krótko. Pojawiłem się jeszcze na chwilkę w Berlinie, tak dla krótkiego spacerku. Przechadzałem się głównie po okolicach Friedrichstraße i zobaczyłem Bramę Brandeburską, jak i Pomnik Pomordowanych Żydów Europy. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. 

środa, 3 września 2025

Kolejny transgraniczny spacer

Warto korzystać z końcówki lata i ostatnich słonecznych dni. Dzisiaj po raz kolejny przeszedłem się do Frankfurtu nad Odrą. Ciekawie musi być mieszkać na takim skraju. Mieć przed sobą mapę państwa, wskazać linię podziału i powiedzieć: „tu jest mój dom”. Trzysta tysięcy kilometrów kwadratowych powierzchni, a komuś trafiło się żyć idealnie przy wyjściu. Idzie człowiek na spacer do Niemiec i wraca do Polski przed obiadem.
Kościół Ewangelicki i pomnik Kleista.
Skrzynka przy budynku poczty i Kościół Mariacki wyłaniający się zza kamieniczek nieopodal Oderturmu. 

poniedziałek, 1 września 2025

Frankfurt strona lewa

Koło dziesiątej wyszedłem na miasto. Chciałem się przejść przez most graniczny i przedostać do Frankfurtu. Czy wiedzieliście, że w Słubicach znajduje się pomnik Wikipedii? Był on takim pierwszym na całym świecie. 
Nie było mnie w tym mieście dobrych parę lat. Nic się praktycznie nie zmieniło. Poszedłem do Kauflandu i kupiłem mojemu współlokatorowi czekoladę i żelki Haribo. 

niedziela, 31 sierpnia 2025

Spacerek po Ośnie Lubuskim

Wstałem tuż przed szóstą. Szybkie pakowanie, ostatnie śniadanie w hotelu i taksówką pojechaliśmy do stacji Gesundbrunnen. 8:49 wyjechaliśmy pociągiem i tuż przed dziesiątą znalazłem się we Frankfurcie nad Odrą, a niedługo później w Słubicach. Odwiedzam rodzinę na kilka dni. Popołudniem pojechałem do Ośna Lubuskiego, przespacerować się dookoła jeziora Reczynek i zobaczyć trochę jak wygląda miasteczko. Po prawej kościół św. Jakuba Apostoła. 

Po tych wrażeniach z Berlina poczułem się jakbym wrócił do nudnej, szarej rzeczywistości. Jest przyjemnie, ciepło, wszędzie dookoła otaczała mnie natura, a jednak tęsknię za tym co działo się przez ostatnie trzy dni. Ciężko uwierzyć, że już za kilka godzin mamy wrzesień. 10 dni do urodzin. 

Ponad 120 tysięcy kroków w tym tygodniu. Całkiem nieźle.

sobota, 30 sierpnia 2025

Folsom - odcinek 2

Dzisiaj był najważniejszy dzień Folsomu - Street Fair. Mimo że wszelkie stoiska otwierały się o dwunastej, mój towarzysz powiedział, że warto być tam wcześniej i zobaczyć jak wszystko się rozkłada. Nie pomylił się, bo moje oko dostrzegło jednego z popularnych i uwielbianych przeze mnie modeli z Wielkiej Brytanii (jego instagram), który przyjechał promować jedną z fetyszowych marek. Z sercem podchodzącym do gardła przez ekscytację, podszedłem do niego i powiedziałem mu, że jestem jego fanem i obserwuję go od kilku lat. Uśmiechnął się do mnie, wymieniliśmy kilka zdań i zrobiliśmy wspólne zdjęcie. Mój mózg przetwarzał to co się wydarzyło przez ponad godzinę. 

Na tej samej alejce było najwięcej kinkowych ciuchów w moim stylu. Dosłownie obok podszedłem do standu zorganizowanego przez serwis dla fanów spandexu. Na uliczkach było kilka, jak nie kilkanaście tysięcy osób. Wejście było pilnowane z każdej strony przez ochronę i drag queens - Siostry Nieustającej Przyjemności, które zbierały datki za wejście. Wchodząc wcześniej, uiściliśmy już opłatę, po dziesięć euro na łebka i na dowód naklejono na nasze klatki piersiowe naklejki. Z takową mogłem przejść przez bramki bez kolejki. Udało mi się spotkać kolejne internetowe osobistości i zrobić z nimi wspólne zdjęcia. Zwłaszcza z moimi ulubionymi psiakami. Widzieć ich na żywo było w moim odczuciu naprawdę surrealistyczne. Przyjeżdżając do Berlina nie myślałem o tym, że ich zobaczę. Popołudniem polska ekipa spotkała się w swoim gronie na piwie, w jednym z barów. Nasza krajowa reprezentacja była liczna i poznałem na niej wiele ciekawych twarzy. 

Krążyłem parokrotnie wokół stanowiska mojego idola i ostatecznie namówił mnie do tego, żebym kupił bodystocking i templak do ciała. W tym zestawie krążyłem przez moment po targu, czując niezwykłą swobodę i przyjemność. O to chodzi w Folsom. W celebracji inności. Okoliczne sklepy dumnie głoszą, że wspierają inicjatywę, a wielu przechodniów mówi sobie nawzajem, że wyglądają wyśmienicie. To były najlepsze trzy dni tego roku! Bez dwóch zdań. 


Jak ja się cieszę, że się dałem na to wszystko namówić. 

piątek, 29 sierpnia 2025

Folsom - odcinek 1




Lubię Niemcy. Berlin to dla mnie miasto globalizmu, zjednoczenia, młodego ducha, brutalizmu i liberalnego podejścia do życia. Miasto zieleni harmonizującej się z betonem, estetyki szarości, graffiti oraz aktywistycznych wlepek i plakatów. Wczoraj, w ciągu trzech minut od wyjścia z dworca doliczyłem się pięciu tęczowych flag. Znowu wszystkiemu się przyglądałem jak socjolog-urbanista przeprowadzający badania nad ludzkim zachowaniem i układem przestrzennym. Ruszyłem w poszukiwaniu U-Bahna, który zawiózłby mnie do Schönebergu. Kwadrans po dwudziestej znalazłem się w pobliżu hotelu. Okolice Wittenbergplatz były pełne mężczyzn w fetyszowym rynsztunku. W skórach, z cygarami w buzi, z czapkami policyjnymi, punków, skinów, żołnierzy, antyterrorystów, puppies i furrasów. Do wyboru do koloru. Po szybkim przebraniu się w strój wrestlingowy z bykiem i naładowaniu baterii po siedmiogodzinnej podróży, poszliśmy zjeść currywurst w tęczowej budce na Motzstraße. Chciałem spróbować zamówić jedzenie po niemiecku, ale w połowie zacząłem się jąkać. Sprzedawca powiedział, że dobrze mi idzie i zachęcał bym kontynuował. Każdy lokal w okolicy miał mniej lub bardziej widoczne tęczowe emblematy i stoiska z ulotkami: program na najbliższe dni, kampania przeciw hejtowi w stosunku do osób LGBT, drag shows. Po posiłku zahaczyliśmy o jeden z niewielu jeszcze czynnych sklepów z tematycznym gearem. Spodobała mi się torba z napisem Berlin i stojącymi nad nim niedźwiedziami z herbu miasta w barwach flagi ruchu bears. Włóczyliśmy się w okolicy dwóch pubów tylko dla mężczyzn na Fuggerstraße, kupując słabe, dwuprocentowe piwa i napotykając przy tym przyjaciół z całego globu i poznając nowych. Był to zupełnie inny rodzaj queeru niż ten, do którego przywykłem. Mniej zoomersko-internetowy, a bardziej surowy, dziki i testosteronowy. Średnia wieku oscylowała wokół czterdziestki. Pod Prinzknechtem stało z dwieście osób. Koło pierwszej zaczęło lać i wróciliśmy się do swoich noclegowni.

Wstaliśmy dziś dość wcześnie - wpół do ósmej. Po śniadaniu wyszliśmy na krótki spacer. Gejowskie miasteczko zaczęło się powoli budzić do życia. Odwiedziliśmy kawiarenkę w której przesiadywało kilkudziesięciu masywnych skórzaków w czerni, jakby wracali ze zlotu motocyklowego, wcinających ciasteczka i pijących kawę z mlekiem i cynamonem, którą również zamówiliśmy. Naprzeciwko stał sklep z pamiątkami, który w witrynie pokazywał koszulki z napisami nawiązującymi do najpopularniejszych kinków. Zaciekawiony wszedłem do środka i oprócz ubrań zobaczyłem też ogromne pierdółkowo w kolorach tęczy. Mydło i powidło. Wtedy ogarnęła mnie zaduma. Schöneberg jest tak mocno queerowy, że nawet w aptece znalazłem broszurki z półnagimi mężczyznami. Normalne popołudnie w Berlinie (a przynajmniej w tej części) to takie, gdzie dwóch facetów w singletach idzie sobie do Lidla, po którym chodzą zwykli ludzie otoczeni dresiarzami i lateksiarzami. W Polsce? Prawdopodobieństwo łomotu za tak skrajną indywidualność niemal stuprocentowe. Nawet w Warszawie. Berlin i Niemcy to inny poziom. Dzielnica i miasto szczegółowo upamiętnia homoseksualne i transpłciowe ofiary nazizmu. Na przystanku metra Nollendorfplatz postawiono im tablicę pamiątkową. Na wielu uliczkach, między brukowanymi chodnikami znajdują się Stolpersteine - złote tabliczki, tak zwane potykacze, z nazwiskami i latami życia ludzi, którzy mieszkali w okolicznych budynkach i zginęli w trakcie prześladowań (nie jest to jednak komemoracja tylko społeczności LGBT, ale również wszystkich ofiar drugiej wojny światowej w mieście, a podobne potykacze można znaleźć w całej stolicy). Schöneberg jest bardziej jak dom niż mój prawdziwy dom. Brzmię jak ojkofob, ale nie mogę inaczej. Chciałbym, żeby w Polsce była choć ociupinka takiej życzliwości i wsparcia jakie jest w tym miejscu. 

czwartek, 28 sierpnia 2025

Berlińczyk

Dojechałem cały i zdrowy do Berlina po siedmiogodzinnej tułaczce. Udało się nawet zjeść mały obiad w Warsie. Tam przynajmniej działała klimatyzacja. 
Obecnie siedzę w metrze, w stronę Wittenbergplatz. Przed chwilą wytatuowany facet z głośnikiem rapował po angielsku i zbierał donejty. Będę za niecały kwadrans w hotelu i po rozpakowaniu ruszam na miasto po przygodę! 

wtorek, 26 sierpnia 2025

Ścięty

Dzisiaj wieczorem znowu postanowiłem skrócić swoją fryzurkę. Wyglądam jak dresiarz. Jestem w trakcie treningu klaty i mam w sobie dużo siły i ekscytacji, bo już za 36 godzin wyruszam z Krakowa do Berlina! Czeka mnie największa impreza tego roku. Wszystko co niezbędne zostało już spakowane. Testuję jeszcze skórzane rękawiczki, które kupiłem w lipcu, specjalnie na tę okazję. Zdają się być wytrzymałe. Od kilku dni bujam w obłokach i wyobrażam sobie jak będzie wyglądał ten weekend. Wiem, że będzie dużo moich znajomych z prawdziwego życia i z internetu. Mam oszczędności, więc nie martwię się o wydatki. Jedyne czego chcę to już tam być. 

niedziela, 24 sierpnia 2025

Paliwo

Fifulka korzystała ze słonecznej pogody i spała sobie słodko na loggii. A przed chwilą wróciliśmy ze współlokatorem z wypadu na pizzę! Dużo mięska! Dobre paliwo przed treningiem, ale ten nadejdzie za jakieś półtorej godzinki. 

piątek, 22 sierpnia 2025

Pan w spodenkach

Po ostatnim treningu, z którego wróciłem do domu tuż przed pierwszą. Nie wybieram się dziś na żaden, bo robię sobie labę. 

Pochwalę się natomiast początkiem dziewiątego już rozdziału książki, którą piszę (ma już ponad 180 stron):

Szperając w Internecie znalazłem zapowiedź pośmiertnej wystawy mojego taty w Konstancinie-Jeziornej, sprzed trzech lat. Podczas rozmowy z tamtejszym domem kultury mama przedstawiła jego barwny życiorys, opowiadając o tym, że był człowiekiem drogi, zwiedzania i doświadczania, publikował zdjęcia z mało znanych miejsc na blogu, otaczał się przedmiotami, fascynowało go kobiece ciało i anioły, lubił żyć w chaosie, bał się pustych pomieszczeń i przerażała go samotność. Brzmiało to dziwnie znajomo. Rzeczywiście, nie stronił od ludzi. Każda okazja do zagajenia rozmowy była dla niego na wagę złota. Zaczepiał ludzi w pociągu, którzy obradowali na temat, w którym miał minimum wiedzy. Niosąc kilkuletniego mnie na rękach nie miał problemu dyskutować z kloszardami wprost żebrzącymi o pieniądze na piwo. Jeździliśmy trasą z Prudnika do Paczkowa, przez Głuchołazy i w jednym z tych miast pod ratuszem, czekawszy na zamówiony przez nas obiad pomagał zagubionym turystom w dojściu do jakiegoś miejsca. On nie lubił przebywać sam ze sobą w ciszy. Czymś się musiał zajmować, coś musiało go rozpraszać. W domu zdarzało mu się kłaść w salonie na dywanie i rysować. Słuchał telewizora jak radia. Mówił, że nie potrzebuje widzieć ekranu, żeby wiedzieć co się dzieje. Jak byłem młodszy kładłem się na nim i robiłem mu masaże, a on w odpowiedzi udawał, że wyje z bólu, bo kilkulatek lubił być traktowany jak dorosły chłop, który jest niezwykle ciężki. Jak miałem cztery lata, przeszedł rozległy zawał podczas pleneru w Ustroniu. Świeżo po wypisie ze szpitala, dużo czasu leżał w łóżku. Mama tłumaczyła mi co się stało, ale ja nie wiedziałem czym jest serce. Pomyślałem, że to jeden z pieprzyków na jego piersi. Podczas zabawy starałem się tych okolic nie dotykać, żeby mu się nie pogorszyło. 

Potrzebujemy więcej życiopisania!