piątek, 22 sierpnia 2025

Pan w spodenkach

Po ostatnim treningu, z którego wróciłem do domu tuż przed pierwszą. Nie wybieram się dziś na żaden, bo robię sobie labę. 

Pochwalę się natomiast początkiem dziewiątego już rozdziału książki, którą piszę (ma już ponad 180 stron):

Szperając w Internecie znalazłem zapowiedź pośmiertnej wystawy mojego taty w Konstancinie-Jeziornej, sprzed trzech lat. Podczas rozmowy z tamtejszym domem kultury mama przedstawiła jego barwny życiorys, opowiadając o tym, że był człowiekiem drogi, zwiedzania i doświadczania, publikował zdjęcia z mało znanych miejsc na blogu, otaczał się przedmiotami, fascynowało go kobiece ciało i anioły, lubił żyć w chaosie, bał się pustych pomieszczeń i przerażała go samotność. Brzmiało to dziwnie znajomo. Rzeczywiście, nie stronił od ludzi. Każda okazja do zagajenia rozmowy była dla niego na wagę złota. Zaczepiał ludzi w pociągu, którzy obradowali na temat, w którym miał minimum wiedzy. Niosąc kilkuletniego mnie na rękach nie miał problemu dyskutować z kloszardami wprost żebrzącymi o pieniądze na piwo. Jeździliśmy trasą z Prudnika do Paczkowa, przez Głuchołazy i w jednym z tych miast pod ratuszem, czekawszy na zamówiony przez nas obiad pomagał zagubionym turystom w dojściu do jakiegoś miejsca. On nie lubił przebywać sam ze sobą w ciszy. Czymś się musiał zajmować, coś musiało go rozpraszać. W domu zdarzało mu się kłaść w salonie na dywanie i rysować. Słuchał telewizora jak radia. Mówił, że nie potrzebuje widzieć ekranu, żeby wiedzieć co się dzieje. Jak byłem młodszy kładłem się na nim i robiłem mu masaże, a on w odpowiedzi udawał, że wyje z bólu, bo kilkulatek lubił być traktowany jak dorosły chłop, który jest niezwykle ciężki. Jak miałem cztery lata, przeszedł rozległy zawał podczas pleneru w Ustroniu. Świeżo po wypisie ze szpitala, dużo czasu leżał w łóżku. Mama tłumaczyła mi co się stało, ale ja nie wiedziałem czym jest serce. Pomyślałem, że to jeden z pieprzyków na jego piersi. Podczas zabawy starałem się tych okolic nie dotykać, żeby mu się nie pogorszyło. 

Potrzebujemy więcej życiopisania! 

Brak komentarzy: